czwartek, 20 stycznia 2011

Skok w bok czyli empire'owa alkowa La Belle Gabrielle z Góry Ropczyckiej :D

Skoki w bok są naszą życiową pasją i serdecznie nam szkoda tych biednych, którym ZASADY* nie pozwalają. :D (Bardziej szkoda nam JEDYNIE siebie, kiedy przez gapiostwo, nieuctwo lub konformizm przegapimy OKAZJĘ.) Niemniej jednak w kwestii skoków w bok uważamy się za nie lada ekspertów.
Najfajniej w bok skacze się całą Rodziną. :D

Tym razem skoczyliśmy w bok pomiędzy Ropczycami a Sędziszowem do miejscowości nazwanej przez Austriaków Górą Ropczycką, (Wcześniej nazywała się Górą Królewską).

Po co? Heh ! Nasamprzód dlatego, że jeszcze nie byliśmy (bo za blisko na Wyprawę, a za daleko na wycieczkę :D ), po wtóre, akurat wybieraliśmy się do Rodzinki i mieliśmy wolną chwilę, a po trzecie... cóż...

*Podobno ZASADY, to nic innego, jak decyzje podjęte pod wpływem emocji, a podtrzymywane przez upór, ale my też kilka mamy i kilku się trzymamy:D



Pewnie już sam ten kamienny Święty Wojciech (albo Stanisław ;D ) z pocz. XIX zupełnie by nam jako pretekst wystarczył.


Niczym się Facet nie przejmuje. On swoje wie.

A jeszcze jak dodamy do Niego stojącą po drugiej stronie drogi rzeźbę Św. Stanisława (albo Wojciecha :D ) też z początku XIX w., to mamy już dwa powody do odwiedzin.
Powody o niebagatelnej wadze . :D Tego Pana, który się "załapał" na uwiecznienie nie znamy. Jakby był nawróconym Prusem to przynajmniej kwestię tożsamości Świętego mielibyśmy rozwiązaną.

Stoją po dwóch stronach drogi jak... no właśnie, brama. No to wchodzimy, (starając się nie widzieć śmierdzącego chlewnią PGR i śmierdzących złudnym awansem społecznym popegeerowskich bloków).
Jesteśmy przekonani, że straszliwym draństwem w stosunku do wiejskich dworów i pałacyków jest zostawienie samego budynku i dewastacja dworskich parków, z którymi te ziemiańskie mieszkania tworzyły nierozerwalną całość i bez których widać jedynie często zupełnie banalną architekturę, a nie GNIAZDO.




Wchodzimy więc między bloki stojące w smętnych resztkach niegdyś ogromnego pałacowego parku. To przyblokowe dziwne drzewo nie pamięta naturalnie tych czasów, ale my mamy nadzieję znaleźć coś, co będzie pamiętało główny powód naszej tu wizyty. Cień.

"Portret Katarzyny Starzeńskiej "Francois Gerard (1770-1837)


Cień Kasieńki Joanny Gabrieli Bobronicz-Jaworskiej (1782-1862),
Wielokrotnej Mistrzyni Świata w skokach w bok,
znanej w historii jako Katarzyna Starzeńska,
secundo voto Pawlikowska,
a swoim czasom jako La Belle Gabrielle.
Jednej ze słynniejszych uwodzicielek (niespecjalnie purytańskiej) epoki empire'u.
(O ile nam wiadomo, była jedyną wyproszoną
osobiście przez Napoleona z Paryża.
Wyproszona wraz z mężem zresztą.)



Kościół par. p.w. Św. Jakuba. widok z pałacu na dużym zoomie. Kościół współczesny. 5 w tym samym miejscu wjeżdżając do wsi wydaje się, że droga się kończy w kościele.

Kasieńka była jedynaczką, niepohamowaną nimfomanką, a czasy, pozycja społeczna i niekwestionowana uroda Jej sprzyjały. Ponoć ku wstydowi rodziców w wieku lat 17 "zaliczyła" większość sąsiadów. (Trochę tych dworów w okolicy było :D ) Skąd więc Mąż przy nieco nadwyrężonej panieńskiej reputacji? :D


A z Grabownicy Starzeńskiej. :D
Młody, majętny, 30-letni naukowiec-ichtiolog z tytułem hrabiego: Franciszek Ksawery Starzeński.
(Onego czasu "ci" Starzeńscy to była u nas na pełnym szlacheckiego, starodawnego drobiazgu Pogórzu, duża szlachta.)


Naonczas pałac w Górze Ropczyckiej był zbudowany na planie kwadratu i składał się tylko ze środkowej części. (Parterowe przybudówki po bokach zostały dobudowane w 1938 r przez ostatniego prywatnego właściciela - Andrzeja Tarnowskiego)


Jak sobie próbujemy wyobrazić, ile zabiegów dyplomatycznych, forteli, kłamstewek i pieniędzy na "prezencję" musiały wydać połączone siły Kasieńkowej Familii, żeby przekonać naukowca, że Kasieńka jest tylko biedną ofiarą "złych języków"i sąsiedzkiej zawiści, a poza tym znakomitym materiałem na żonę, to nam się zimno robi.

A może Kasieńka "odruchowo" uwiodła Franciszka Ksawerego i Gabriel Janowski poprosiwszy Gościa do gabinetu, poczęstowawszy cygarem i koniakiem zmarszczył czoło jak Jowisz i wystąpił stanowczo w obronie "sponiewieranej czci" ukochanej jedynaczki, apelując do szlacheckiego Honoru Hrabiego? Widzicie to? Jak ten biedny, blady, z zaciśniętymi wargami odstawia kieliszek, wstaje i ze zdawkowym ukłonem w niewielu słowach dźwiga swój krzyż na ramiona?

A może to była Miłość? I szalony romantyk uwierzył, że przeszłość nie ma znaczenia, a przyszłość nie istnieje?
I wychodząc w eleganckim fraku tymi drzwiami z rozświetlonego blaskami dziesiątków świec na kryształowych żyrandolach i kandelabrach salonu na balkon, żeby oparty o ozdobną balustradę spojrzeć w leśną ciemność parku, wierzył, że ta ucieleśnona Piękność, która szeleści tiulami przy jego boku albo "plumka" właśnie na fortepianie jest zbyt piękna, żeby być zła? Mamy nadzieję, że przynajmniej wówczas był szczęśliwy.


Cóż... Historia pokazała, że jeżeli nawet tak było, to się biedak mocno "przejechał".

Jakby nie było, w roku 1799 hajtnęli się byli :D i już jako Państwo Starzeńscy wyjechali do Grabownicy, gdzie Kasieńka zaczęła GOSPODARZYĆ na mężowskim. :D


Gospodarzyła tak intensywnie, że dziś już zupełnie nie wiadomo, czy, kiedy cztery lata później wyjeżdżali do Paryża, robili to bardziej dlatego, że ludziom ich sfery wypadało odwiedzić Paryż, czy też raczej chodziło o to, żeby nie słyszeć skandalicznych plotek w Sąsiedztwie. (Wokół Grabownicy Starzeńskiej również dworów nie brakowało. :D )

Odrestaurowana kaplica grobowa Kazimierza i Teofili Starzeńskich w ocalałych resztkach parku.

Jeżeli uciekali przed skłonnościami Kasieńki, to można powiedzieć, że kiedy te skłonności dogoniły ich w Paryżu, były wściekłe jak jasna cholera. :D W każdym razie nie ulega kwestii, że Kasieńka absolutnie nie powinna była uwodzić syna Józefiny i pasierba Napoleona.Napoleon - sam geniusz - potrafił bezbłędnie poznać się na wybitnym naukowym talencie Franciszka Ksawerego. Zaproponował mu nawet osiedlenie się we Francji i kontynuowanie pracy badawczej, w tym jednakże wypadku decydujące znaczenia miał głos Józefiny. Tak też zostali stanowczo WYPROSZENI z Paryża.To musiał być koszmar ! Starzeńscy czując na sobie spojrzenia całej kulturalnej Europy w pośpiechu wyjechali.(Niewiele brakło, a wnuk Józefiny biegałby po naszym Pogórzu, niestety, zmarł zaraz po urodzeniu. )

Na terenie kompleksu dworskiego znajdują się również Koszary, wybudowane w 1846 dla C.K. Pułku Krakusów przez nieślubnego Syna Kasieńki - pułkownika Kazimierza Ksawerego Starzeńskiego, któremu szlachetny hrabia Franciszek Ksawery dał swoje nazwisko.

Więc tak: z Paryża ich wyrzucono, w Grabownicy z pewnością wrzało.
(Idziemy o zakład, że Sąsiedzi wiedzieli o wyrzuceniu Starzeńskich najdalej trzy dni po fakcie, mimo braku telefonów i Internetu ;D),
W Górze Ropczyckiej Kasieńka żyła w "pieśni gminnej" , legendach i opowieściach stając się częścią miejscowej mitologii, Starzeńscy, ścigani osławą. wyjechali "do wód" w Baden.

Tzn. "Koszary" to chyba już dzisiaj zbyt duże słowo dla tej chwiejącej się na wietrze zabytkowej kupy zmurszałych cegieł.

O ile nie robili zbyt długich przystanków w podróży, to tam właśnie został poczęty wspomniany już Kazimierz Ksawery, (:D) tak wielkodusznie potraktowany przez męża swojej Mamy.
Mąż Mamy miał tymczasem dość. W 1810 r. zamknął się w swoim rodowym pałacu i żył odtąd wśród setek akwariów, dziesiątków stawów, i jednej z największych ichtiologicznych bibliotek swoich czasów, która była jego własnością.

Kasieńka natomiast wróciła do Góry Ropczyckiej i zaczęła się "realizować". :D





Z całej masy ciekawych, pikantnych anegdot przypomnijmy tę, jak uwiodła Stanisława Komara w dniu jego ślubu i wyjechała wraz z nim do Włoch, gdzie urodziła mu (chyba mu :D) córkę Julię. :D
(Jeżeli nie jest to swego rodzaju mistrzostwo świata, to my nie wiemy, co to jest. :D )
Ponoć w jej kalendarzyku było wymienionych z nazwiska 60 kochanków. W każdym razie po "napoleonidzie", Kazimierzu Ksawerym i Julii urodziła jeszcze jedno nieślubne dziecię - Gabriela Adama, co do którego tożsamości Ojca sama Kasia miała wątpliwości


Wieżyczka narożna, tzw. pralnia, została zbudowana w XVIII wieku.

Kiedy Franciszek Ksawery zmarł w 1828 roku, Kasia rozejrzała się za mężem, no bo jak skakać w bok nie mając męża? :D




Złowiła Go dwa lata później w Medyce, dziedzicznym majątku rodu Pawlikowskich.




Józef Benedykt Pawlikowski walczył jak lew! Wytrzymał 44 dni i noce.

aż 45 nocy padł na serce. Cześć Jego Pamięci! :D

Niestety, czas jest nieubłagany. Kasieńka z coraz większym wysiłkiem stawiała czoło coraz młodszym, pozbawionym skrupułów i szacunku dla Mistrzyni pretendentkom do mistrzowskiego tytułu.
Nie pomogły wspomnieniowe wojaże do Francji i huczne, szalone bale, które organizowała w Stolicy - Lwowie.
Kasieńka zapewne coraz częściej rozmyślała o Wieczności.

Niewątpliwie skutkiem tych rozmyślań był zasadniczy przełom duchowy i pełne heroizmu wyrzeczenie się swoich nieskromnych skłonności . :D
(Niewielkim tylko cieniem kładzie się na ów heroizm podeszły wiek heroiny.)

Ostatnie lata życia spędzała najchętniej w klasztorze bernardynek w Krakowie, gdzie można ją było spotkać jak leży krzyżem w kościele, lub szoruje podłogę.
Zmarła w wieku 80 lat jako wzór cnót wszelakich :D a pochowana została właśnie w Górze Ropczyckiej.




Kołaczą się nam w głowach natrętne pytania.
Czy Hrabia Franciszek Ksawery Starzeński był głupi czy ślepy? Cóż...
Ślepy pewnie nie, w końcu pojedynkował się (NAUKOWIEC !!!) z młodszym o dwadzieścia kilka lat zawodowym żołnierzem, kapitanem Stanisławem Prekiem, właścicielem Nozdrzca (bratem niezrównanego pamiętnikarza Kazimierza Preka) i został w pojedynku ciężko ranny.
Głupi? Być może.
My wolimy myśleć, że po prostu był szaleńczo zakochany. :D
I że Kasieńka również Go kochała, ulegając jednakże wciąż nowym i nowym kaskadom uczuć.
I oby tak było.
A co ona w sobie takiego miała, że trawiła ją żądza nie do ugaszenia, i że żądzom tym NIKT nie umiał i nie chciał odmawiać?
Pytać by Jej, Patronki Skoków w Bok, a może ptaków ...






30 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie Messalina made in Poland :DDDDDDDDD
    A tak swoją drogą, to te historyczne Kaśki są albo święte albo rozpustnice :DDDDDDDD Ale kto by tam o nich pamiętał gdyby nie były charakterne? :DDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  3. świetna historia- proszę o jeszcze!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle, jak wszystko co jest na tym blogu, i ten właśnie post jest super.
    Ja też uwielbiam takie skoki w bok :DDD zdarza mi się to często :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak -Olqa ma racje - ja tez prosze o jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu. A kto miałby się lepiej znać na Katarzynach niż Ty? :D Aż się boimy spytać do której kategorii Kasiek Ty się zaliczasz. :D
    Olqa, Aneta. Dzięki Dziewczyny. Dajcie odetchnąć, (i zarobić na paliwo. :D )
    Aś się węszynosko ogadała.
    Co do następnej historii trudno nam cokolwiek obiecywać, ponieważ zdaje się, że to one nas znajdują, a nie my je. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. hi, hi ale się naczytałam...dawno nie pochichotałam się przy poście, jaku Was...
    A żem Kaśka , to tym bardziej...
    fiu, fiu...
    Pozdrawiam serdecznie...i czekam na kolejne ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hm - o sobie nic nie powiem :b Za to powiem, że Katarzyna, to imię pochodzące od greckiego "katharos" - czysty, bez skazy. Hmmmmmmmm - mój Mąż raczej powiedziałby, że raczej od, także greckiego, "katharsis" :DDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  9. :DDDDDDDDDDDDDDDDDDD Właśnie odkryłam, że "katharsis" jest rodzaju żeńskiego :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  10. Bo, "wszystkie Kaśki to fajne chłopaki!" I tego się trzymajmy. Pzdr.:D

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak finezyjnie opisana historia Kasieńki, a tak po prawdzie to trzeba by rozgryźć istotę tego nieugaszonego ognia pożądania,
    który spalał Kasieńkę od dziewczęcości po wiek mocno dojrzały. Teraz mamy HTZ, a gdyby tak natura??? Świetnie się czyta, byliśmy kiedyś w Dądrówce Starzeńskiej, to tam są takie zasypane piwnice? Takie skoki w bok w Waszym wydaniu są super, tak blisko, a takie historie kryją się w tych rozpadających dworach, pałacach.
    Pozdrawiam serdecznie Maria z Pogórza Przemyskiego

    OdpowiedzUsuń
  12. A dzięki Mario. Wydaje się nam, że ta historia przetrwała, bo mocno wykroczyła poza standardowo pojętą historię Rodziny (ograniczającą się do jednego czy dwóch dworów), gdzie takie "Kasieńki", w najlepiej pojętym interesie Potomków chowało się jak najściślej "pod korzec". Dąbrówkę, jak być może pamiętasz odwiedziliśmy we wrześniu tamtego roku.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dąbrówkę Starzeńską zakupił Piotr Starzeński, ojciec Franciszka Ksawerego. On też otrzymał tytuł hrabiego. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna historia, jakkolwiek niewątpliwie najsłynniejszą kobietą wyproszoną przez Napoleona z Paryża była pani de Stael - co prawda: nie za romanse, a za krnąbrność, krytycyzm i zbytek niezależności - co, w ramach standardów epoki, wychodzi chyba na jedno..?

    OdpowiedzUsuń
  15. O! Na nasze oko to ta historia, choć staraliśmy się ją lekko opowiedzieć, skropiona jest tyloma szczerymi łzami, że zasługuje raczej na epitet: "tragiczna". Niemniej ogromnie miło usłyszeć pochwałę od człowieka z taaaaką Erudycją! :D Zapewne wg standardów epoki (KAŻDEJ Epoki :D ) niezależny umysł jednostki jest nieporównanie groźniejszy niż niezależna...yyyy.... jednostkowa obyczajowość, jednak gdzieś to wolnomyślicielstwo się zaczyna. I może być, że tym czym jest zmięta pościel. :D A jeśli tak, to sam tylko chyba Łysiak Waldemar wie, w którym (z tych dwóch) przypadku geniusz Napoleona objawił się doskonalej. :D (W notesie Kasieńki byli i angielscy dyplomaci i rosyjscy generałowie). Witamy u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj, bardzo pikantna historyjka... z dreszczykiem niemalze, ale lubie takie opowiesci, bo to samo zycie. A zycie wlasnie takie jest... niesamowite i nieprzewidywalne!
    A swoja droga, to ta Kasienka jest jednak godna podziwu kobieta... chociazby dlatego, ze kpiac sobie ze wszelkich konwenansow i zasad, zwlaszcza w tamtych czasach... zyla pelna piersia, biorac z zycia to co naprawde chciala! I Gdyby tylko nie zranila tylu ludzi po drodze... mozna byloby ja uznac w zasadzie za postac hmm...powiedzmy pozytywna!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaczytalam sie w Waszym blogu i nie moge przestac... Wciagnal mnie calkowicie! Wspaniale wszystko opisujecie, a jakie cudne zdjecia!
    Piekny kawalek Nieba przypadl Wam w udziale! I jak na humanistow przystalo radzicie sobie calkiem niezle!
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  18. Amelio, fajnie, że "wsiąkłaś". To tak jak my w Twoją historię. Choć, fakt faktem, niektóre déjà vu które przeżywaliśmy czytając Twój blog (np powszechne opinie i rady, żeby "wyburzyć ruinę i budować z pustaków nowe") wcale przyjemne nie były. :D Kiedy nowy post u Ciebie? Dobrego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  19. A tak przy okazji. Przypomniało mi się, że miałam skok w bok w moich namiętnych wędrówkach po kraju. Jadąc do Krosna, skoczyłam właśnie na krajobrazowe zakamarki Strzyżowskie. Pięknie tam macie, pięknie!!!!! Kto nie był, niech żałuje!!!!! Ja wiem na pewno, że wrócę tu na dłuższe skoki w boki:DDDD

    OdpowiedzUsuń
  20. Pogórze jest naprawdę zaskakujące. Nie tylko krajobrazowo. A najbardziej zaskakujące jest to, że jest niemal zupełnie nieobecne na mapie atrakcji turystycznych. Co ma, naturalnie, swój urok. Jest niezadeptane i mało tu makdonaldyzmu. :D Miło nam, że Ci się tu podoba. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oto kobieta wyzwolona :-) Opowieść niezwykła, tak jak jej bohaterka. Niestety, oglądając te zatrważające ruiny przepięknego niegdyś dworu, serce mi się rozdzierało. Podejrzewam, że państwo woli, aby zniszczał do końca, niż oddać go spadkobiercom przedwojennych właścicieli.

    OdpowiedzUsuń
  22. Znowu nas ujęłaś. :D Jako jedyna z komentujących zobaczyłaś w tych ruinach dawną świetność. Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Osz kurcze, zatęskniłam za skokiem w bok :)) Fajnie Wam było. Z przyjemnością dałam się oprowadzić, bo jako zwierzę ciepłolubne wolę zaczekać na więcej słońca. Szkoda, że takie ładne miejsca popadają w ruinę. Ale za to opowieść wspaniała. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Dzięki za odwiedziny Magenta. My też wolimy ciepło, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
    POzdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  25. Bardzo ciekawa historia, lubię takie!
    Fajne zdjęcia! Będę częstym gościem u Was na blogu, podoba mi się u Was :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Po prostu musiałam. Jest tutaj cudnie! Proszę przyjąć moje skromne wyróżnienie. Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  27. Dzięki Anetko! Bardzo nam miło.
    Guga, czuj się jak u siebie :-)
    Wszystkim serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  28. Co popycha piękne, młode, bogate kobiety, żeby ze swojego życia zrobić wielkie nic. O czym myślała przechadzając się po miękkiej trawie,wśród wspaniałych drzew, mając za plecami pałac i służbę gotową na rozkazy. Rzadko była szczęśliwa to pewne. Co popycha inne kobiety, żeby przenieść się do starych domów, pracować ciężej niż parobek u Katarzyny, spacerować wśród pokrzyw i niedawno zasadzonych drzew.....one mogłyby Katarzynę sporo o szczęściu nauczyć.
    Potraficie lekko opowiadać tragiczne dzieje, zapełniać duchami pałace i ogrody. Przeczytałam z przyjemnością, obejrzałam zdjęcia. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...