piątek, 25 maja 2012

Sikoreczka-Samba. Broń Rasowego Marzenia.




Maj szaleje, a my na nic nie mamy czasu! Same zaległości.

Panie pod kapliczkami i krzyżami próbują, jak co roku wspomóc wieczorny, ptasi śpiew swoim - nabożnym, spracowani, mocno już spaleni słońcem Panowie pod wiejskimi sklepami równie nabożnie otwierają twardymi dłońmi następne piwa czy "nalewki". :DDDD

Ludzie spoglądają w niebo kopiąc siano, a my ... a my zastanawiamy się, co jest z tym majem! :D

 Ech... to doprawdy niezwykła "przypadłość" tego dziwnego miesiąca, że cokolwiek się go tyczy, by najzwyklejsze w świecie, "puchnie tajemnymi znaczeniami Światła" ! :D  

Więc na CZEŚĆ maja
i cudem uratowanej spod kosiarki czerwonej Żaby
wschodnim obyczajem walniemy z radości w niebo serią
z CeKaeNu. :D 

(Może żadne amerykańskie naddźwiękowe bombowce naszej wioski za to nie rozbombią!)


C.K.N.

Pielgrzym

I
Nad stanami jest i  s t a n ó w  s t a n,
Jako wieża nad płaskie domy

Stercząca, w chmury...

II

Wy myślicie, że i ja nie Pan,
Dlatego że dom mój ruchomy,
Z wielbłądziej skóry...

III
Przecież ja - aż w nieba łonie trwam,
Gdy ono duszę mą porywa,
Jak piramidę!

IV

Przecież i ja -  z i e m i  t y l e  m a m,
I l e  j e j  s t o p a  m a  p o k r y w a,
D o p o k ą d  i d ę !…


 Pamiętacie może, że przed samym  wejściem do UchoDyni stoi sobie taka oto Wieża zbudowana z górnych, żarnowych kamieni? :DDD "...stercząca w chmury?..." :DDDD

Otóż, zaciekawiło nas wreszcie czemu dwie sikorki co chwila zaglądają do środka! Zajrzeliśmy więc i my, a tam.... jajeczka i jedno świeżo wyklute pisklę! Zaczęły się wykluwać najwyraźniej w chwili, gdy przyjechaliśmy! :DDDD

I dopiero zrozumieliśmy, dlaczego od przyjazdu do UchoDyni odgłosy dnia wyraźnie układały się w rytm samby! :D

Na drugi dzień  wyklute były już wszystkie, a jedno, jak widać na zdjęciu nawet bezczelnie rozdziawiło na nas dziobatą, żółtą paszczę. Jak na swoich! Niestety, nie mieliśmy w zanadrzu żadnego robaka, zgodnego z niemowlęcą dietą sikorek, więc zostawiliśmy Sikoreczki w spokoju i sami, pełni spokoju i radości, zajęliśmy się swoją pracą.


Jak wiecie z końcem maja dzień wstaje koło wpół do czwartej, a zasypia koło dziewiętnastej trzydzieści! :D 

Wydłuża się do blisko szesnastu i pół godziny. Kto da radę tyle zachwytu udźwignąć?



Heh, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo! :D


 Hmm... To zdjęcie wydaje się nam cokolwiek nieprzyzwoite (:DDDD), ale co tam, 
Maj ma swoje przywileje! :DDD

Po starodawnemu maj to "trawień".

 Baaaardzo sensowna nazwa.
Niezwykłe są majowe łąki i niestety "nie-do-sfotografowania", jak dla nas.
Nie dziwi nas zupełnie starodawna legenda, że to właśnie w "trawniu" 
Pan Bóg zechciał stworzyć ten przepiękny świat!

Myśmy tymczasem w uchoDyńską niedzielę wybrali się obejrzeć majowy Las!

(Do tego zdjęcia załączamy serdeczne pozdrowienia dla Anonima, 
któremu nie pasują zdjęcia Prezesa na naszym domowym blogu! :DDDD
Zdrówko!)

Szkoda, że nie potrafimy robić naprawdę ładnych zdjęć w takim światłocieniu i takim nasyceniu kolorów!

 Las, jak las. Niezmiennie zadziwiający! :D
Okno na świat.
Na zakończenie jeszcze jedna starodawna mądrość:

"W maju zbiera pszczółka,
zbierajże też ziółka
na ratunek w potrzebie
i dla drugich i dla siebie"

:DDDD

środa, 16 maja 2012

No to na drugą nóżkę!!! :D


Tak troszkę znienacka, troszkę raptem stanęliśmy twardo na obu dziadowskich nogach. Spodziewaliśmy się, że Orzeł wyląduje trzeciego czerwca, ale panowie doktorowie byli uprzejmy urodzić nam Go wcześniej. 
Nasz chłopak i tak jest nieco cięższy niż urodzona w terminie Klara! 
Brawo, WINCENTY!!!


Pomyśleć, że ta wiotka 2600 gramowa kruszyna będzie się kiedyś golić, czasem może nawet zaklnie siarczyście... 
Ot, cuda, Panie, na tym świecie, cuda!


Mama szczęśliwa i mniej wymęczona się wydaje niż po pierwszej cesarce.
Przez cały zabieg paplała o łażeniu po swoich ukochanych górach!


Dumny Tatuś jakby urósł jeszcze i zmężniał...
Cieszył się synem dopokąd...

...nie zjawił się Dziadek i natychmiast zażądał wnuka!


Zażądał, dostał i oczywiście wpadł po uszy! 
(Prezesowi się to nie spodobało!)


Wincentego skłoniło zaś do głębszego zastanowienia się nad światem.

Widać jednak, że do wniosków doszedł optymistycznych, bo za moment stoicki spokój wrócił na jego malutką buźkę.


Babcia też doczekała na swoje pięć minut!

Z takimi chwilami niewiele się może doznań ziemskich równać.
(Prezesowi się to nie spodobało!)


Wincenty odbierał zaś należne sobie honory ani na moment nie przerywając drzemki!


No i trzeba było oddać Go prawowitym właścicielom. 
Heh, niech no tylko podrośnie!!! Wakacje koniecznie u dziadostwa!!! Dopóki nie podrośnie za bardzo... Heh.


Ponieważ urodził się nam FACET, żadnego pitu pitu nie było. Rodzinna feta była charakterna - djambe dla każdego!!!
(Tu emocje wyrażają: Tatuś Daniel, Klara i wuj Mateusz, czyli nasz najpierwszy :D)


Całe szczęście, że Wincenty z Mamą w szpitalu! Mogli spać spokojnie i nabierać sił na świt :D

Pozdrawiamy!

PS. Czujemy szóstym zmysłem, że wszelkie blogerskie zaległości nam niniejszym usprawiedliwiliście :DDDD

środa, 9 maja 2012

Boso po ostrężynach, czyli "Parasolka" wyłącznie na zimę! :D






Za nami dwa przecudne tygodnie w UchoDyni!









 Dwa tygodnie kwitnienia jabłoni, tarnin, kwiatów, pączkowania drzew i krzewów, śpiewu ptaków, ciężkiej pracy...


...i porannej kawy parzonej w wielkich blaszanych kubkach...

(Kawy wyjątkowej - doprawionej sadem i nie czarnej. Nasza poranna kawa pod jabłonią jest w kolorze nieba pociętego plątaniną gałęziowych cieni.
Najlepsza kawa świata!)


... oraz naturalnie, niedzielnego odpoczynku.


Nasamprzód, wybraliśmy się do dubieckiego Zamku, przywitać się z Jackiem, 
Jego psami, i pstryknąć tradycyjną już fotkę Prezesa na tle zamkowego muru.

Potem nad San!
Odetchnąć trochę.
 Niestety San "oblężony" był ludźmi, którym się wydawało, że skoro się smażą na słońcu, na kocu, przykrywszy skrawkami cieniutkiego płótna  sflaczałe sutki i genitalia, to i do sklepiku mogą iść kołysząc bezwstydnym,  błyszczącym tłuszczem.
Śmieszne i brzydkie!
(Dotyczy to zarówno Pań jak i Panów.)
Ale inna rzecz, że jak ktoś ma ładnie zbudowane ciało to bije jaskrawo po oczach!!! :D

Byłoby dziesięć razy ładniej, jakby szli zupełnie na golasa!!!
 Jeżeli komuś ten dziki tłum przeszkadza, a pięknem Sanu pozachwycać się potrzebuje, może chciałby przelecieć się nad Sanem motoparalotnią.
Wystarczy zadzwonić do dubieckiej firmy PARAGLIDING TEAM  pod nr

600 987 745.
Taki ci u  nas Wielki Świat.


Myśmy jeszcze nie lecieli, ale... nieźle nam w głowie taki pomysł siedzi! :D


 To widok na prawdziwy naszej cel wyprawy - 
wzgórze "Parasol", vel "Parasolka"!
 To widok od prawidłowej, czyli północnej strony! :D 
          Od Chodorówki.

 Jest to wzgórze, które (nad szosą między Bachórcem a Bachórzem)
 na ogromnej długości kontroluje szmat nadsańskiej drogi Przemyśl - Dynów!

 Ten Krzyż upamiętnia czas, kiedy po drugiej Wojnie Światowej, na "Parasolce" siedziała Banda rabusiów i morderców, którzy ograbili i zamordowali masę ludzi.

(Oczywiście i AK i UPA rozstrzelało by bandytów bez sądu i bez badania!)

Zwłaszcza tych wracających "z niemieckich robót".
Z zegarkami na rękach i w porządnych butach czy płaszczach.
Ponoć do dziś na "Parasolce" można znaleźć płytko pogrzebane  ludzkie kości.

Teraz
średniowieczne bandziory - raubritterzy,
 czy inne, późniejsze zwyrodniałe oprawce
Janosiki, Ondraszki, czy Dowbosze
rzucające zrabowanym złotem po śliniących się bidokach
za nieśmiertelną Pieśń,
obrośli romantyczną legendą.
 A tu bezwinna śmierć ludzka skrzeczy!!!

 Cały czas nam się wydawało, że "Parasolka" to dawne Grodzisko!
 


Zwłaszcza, że na terenie Chodorówki Profesor Michał Parczewski odkopał jedne z najstarszych naczyń słowiańskich znalezionych na terenie Polski i tam przed blisko półtora tysiąca lat temu istniało spore i prężne Osiedle!


Wczesną wiosną i zimą wyraźnie widać zarys zewnętrznych "wałów". 


Zaparkowaliśmy więc pod górą Zegarkowych Męczenników 
i poszliśmy.


Faktycznie wzgórze wita podwójnymi usypanymi wałami tu i ówdzie przerwanymi na szerokość wozu konnego.


Misternie obsadzone krzaczastymi zasiekami. Nie do przejścia!

Starodawne SOSNY dość rzadkie u nas i powykręcane robią klimat.

Wydawało nam się, że jeszcze "spoko"!
A tu, okazuje się, że już DŻUNGLA 
- masa czepiających się wszystkiego pnączy.

 Normalnie, maczeta jest niezbędna!
Dziwny to las.
 Jakoś nie sposób się tu uwolnić...
...od strachu!
 Ale wierzymy, że Miłość wszystko zwycięży!

 Każdy strach!
I każdego Potwora!
 A tu, na "Parasolce", żartu nie ma !
Się idzie! I już! 

 Choć wiją się nad nami strachy-wije, jak gałęzie!
 I bronią przejścia. Jak w bajce.

I nie dostaniesz się do Nieba, choćbyś chciał!

 Wciąż po górę?

Bywa i tak w życiu...




... że trzeba się deko umartwić, po kolcach podeptać, 


żeby popatrzeć na wszystko 
z odpowiedniej perspektywy.

Z Jej Wysokości - "Parasolki".

 Ze Zrozumieniem.
Z Siłą wynikającą ze zrozumienia!
I z Miłością.

Niedawno dopiero dowiedzieliśmy się, że "Parasolka" to jest fałszerstwo na miarę "Pieśni Osjana" Jamesa Macphersona!


Ot, jeszcze na początku XIX wieku jeden ze Skrzyńskich umyślił sobie, że upodobni Górę do olbrzymiego Parasola.
I zrobił to!
 

Otoczył górę wałem i do środka poprowadził "pręty" ze specjalnie nasadzonych krzewów.
(Nie zauważyliśmy)


Na środku podobno było miejsce do imprezowania i imprezowano tam jeszcze w czasie pierwszej Wojny Światowej! :D 


Hmmm...
Żeby jednak nie było, że wszystko "średniowieczne" u nas,  to fałszywka, zapraszamy Was do Domaradza.

 Jest to jeden z najstarszych, zachowanych drewnianych kościołów w Polsce!



Koniec XV wieku i pod wezwaniem Świętego Mikołaja!

Trzeba się chyba rozejrzeć za ikoną Świętego Biskupa, bo u nas to jeden z najukochańszych świętych!

Broni od wilków,
prawie jak Gromniczna-Wilcza-Lutowa 
PANI
i jeszcze pomaga kiedy w bród się rzekę przechodzi!

Kto nie przechodził przez nagle wezbraną rzekę, na golasa, 
z ciężkim plecakiem na głowie, 
z deka się topiąc - 
nie wie, jak ważne jest to wsparcie.


Choćby tylko duchowe!


Tata był baardzo dawno temu w Domaradzu na swoich pierwszych w życiu rekolekcjach.

Bywajcie!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...