wtorek, 16 sierpnia 2011

Dzień święty święcić czyli prawem i lewem brzegiem Sanu






Cudnił się dzień Matki Boskiej Zielnej niesamowicie w tym roku. Zielne zapachy łąk pogórzańskich prosiły na Święto. Tymczasem dzień wcześniej Tato uczciwie stopą nadepnął na uczciwych gabarytów gwóźdź i ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że... fakirem nie jest.


A czas świąteczny wabił. Oj! Z odsieczą przybył, a jakże, Nissanek :D

I prawie popłynęliśmy brzegami Sanu. (Zdjęcie z okna samochodu. Tak tu wiele dróg prowadzi.)

Tuż za Dubieckiem Babice. Dziś wieś, ale niegdyś (od XVw.) miasto pełną gębą, dzięki swym właścicielom, potężnym Kmitom. Za sprawą np. słynnego wojewody krakowskiego, Piotra Kmity, Babice zyskały wyjątkowo intratny przywilej organizowania dwóch jarmarków dorocznych i cotygodniowego sobotniego targu. Nic dziwnego, że po bezpotomnej śmierci tegoż ostro przepychano się, by trzymać Babice w garści. Padło na charakternych i krewkich pogórzańskich Panów: Tarnawskich, Drohojowskich i Stadnickiego "Diabłem Łańcuckim" słusznie zwanego. Prawdziwa wojna domowa o Babice szła, a skończyła sie regularną bitwą pod Bachowem w 1605r. (Szczegóły poznać można w "Prawem i lewem" Władysława Łozińskiego.)

W ryneczku wciąż jeszcze kilka starych, wyraźnie miejskich kamieniczek i skromniutkie planty.

Uwagę przykuwa skromna plebania z 1794r. na pięknych kamiennych fundamentach...

... a vis a vis kościół pw. Trójcy św. ufundowany przez Pinińskich (krasiczyńskich panów po kądzieli). Jak widać, trafiliśmy na odpust.

Nic dziwnego, skoro tu Czarna Madonna króluje na ołtarzu. Ładnie przy białych ścianach ten szary marmur się prezentował. Dobrze by tu z Panem Bogiem pogadać, gdyby nie...

owo dzieło nawiedzonej wyobraźni z kilometrami udrapowanych sznurów i dwoma przedziwnie poskręcanymi Rybakami za burtą. Heh...

Przy kościele równie zabytkowy dąb o wdzięcznej, bo przypominającej serce koronie.

Pień dębu warty obejścia, nawet jeśli życzeń nie spełnia. :D

Jest tu i zespół dworski (dwór, spichlerz, kuźnia, park), pamiątka po ostatnich dziedzicach Babic - hrabiach Dembińskich. Spacer do dworu, bohatersko podjęty przez Tatę z dziurawą stopą, zakończyliśmy, niestety, uwieszając się na kłódce u bramy. Nic nie widać. Inaczej! Widać, że "właścicelem" kompleksu są władze administracyjne.

Kolejne kilka kilometrów i kolejny ślad miejskiej przeszłości - fantazyjnie podparty balkonik na chylącej się ku upadkowi chałupce przy niegdysiejszym ryneczku.
Krzywcza. Miasto od 1398 do 1934 roku.


Hamulec wdeptuje się w podłogę nawet najbardziej zardzewiałego autka z powyższego powodu.

Nieczęsto widzi się tu tak wielkie, murowane, bogato zdobione cerkwie.

Wybudowana na początku XXw. (w miejsce drewnianej) pw. Narodzenia NMP ma, licząc z krzyżem, prawie 33m wysokości!

Zamknięta na głucho po II wojnie światowej.

Niszczeje sobie bardzo dostojnie. Szeptem.

A była świadkiem tylu spraw. Choćby tak wyjątkowego dnia jak 13 września 1939 roku, kiedy to w Krzywczy po całodniowej bitwie Niemcy musieli dać za wygraną! Dokonała tego 11. Karpacka Dywizja Piechoty "Armii Karpaty" pod dowództwem płk Bronisława Prugar-Ketlinga. O bitwie pisano w komunikatach kwatery głównej Hitlera, wyolbrzymiając siły polskie nawet do pięciu dywizji.


W Krzywczy we dworze mieści sie teraz ZOZ. Obejście zamknięte na głucho. Trudno poznać, że budynek wzniesiony został jeszcze w XVII w. przez Marcina Krasickiego, Pana na Krasiczynie...

Może zadziwiać linia dachu, resztę zjadły liczne przebudowy i adaptacje.

Zaraz za dworem płacze XVIII-wieczna oranżeria.

Nie wiemy, czy niszczeje od dawna (bo, co prawdopodobne, była zbyt droga w utrzymaniu), czy też jest kolejną ofiarą PRL-u.

Starą, eksluzywną dachówkę - rybią łuskę - porasta kwiecie.

Czas ruszyć dalej.

O tym zapewne przewodniki nie mówią. Bo i po co? Po zabudowaniach dworskich w wielce leciwych (XIVw.) Korytnikach skutecznie przejechał walec Pegeeru. Nam kazał tu stanąć dwudziesty siódmy zmysł i imponujące jawory.

Kilka kilometrów dalej przeskoczyliśmy w Krasiczynie San i pomknęliśmy z powrotem. :D

Zmierzaliśmy ku Chyrzynce, ale już w Mielnowie zawołała do nas cerkiewka z XIX w..

Nie jest to ósmy cud świata, ale wśród zielonych łanów sańskiego brzegu prezentowała się uroczo. W środku ponoć m.in. obraz Matki Boskiej postrzelany w czasie polsko-ukraińskich walk.



Jadąc dalej, kątem oka Tato wyłowił w Mielnowie jeszcze ten budynek. Rzadkość u nas.
Dolnoślązacy - PRZYBYWAJCIE. :DDD

Znów kilka kilometrów i znów mrognęła ku nam "cerkwi bania". To Chołowice, stara wieś królewska (XIVw.)

XIX-wieczna cerkiew pw. Cudu św. Michała Archanioła została spalona 21 czerwca 1941r. przez czerwonoarmistów sfrustrowanych zapewne koniecznością ucieczki przed armią niemiecką.

Została w swym pierwotnym kształcie odbudowana w 50 lat później przez 12 rodzin zamieszkujących wówczas wieś, jako Kościół Pojednania pw. Ducha Św. Na plac cerkiewny prowadzi brama-dzwonnica z trzema, odlanymi w przemyskiej ludwisarni dzwonami.

A tu już rozdroże w Chyrzynie. A na rozdrożu, jak to na rozdrożu - lipa. A pod lipą, jak to pod lipą - kapliczka.



A w kapliczce? Zamiast gipsowej masówki prawdziwa Pogórzańska Cudna Pani!!!
Aż się samo ciśnie na usta: "Pod Twoją obronę uciekamy się".
Tu należy skręcić w boczną, bitą drogę ku Chyrzynce.


Cerkiew Szymona Słupnika ukryła się w chaszczach.

Całe lata nie było komu wstępować do niej, nie licząc oczywiście kilku wstydliwych chwil po wysiedleniu mieszkańców Chyrzynki w 1947r., gdy cerkiew wykorzystywano jako owczarnię!

Cerkiew przywitała nas nowymi oknami!
Jej bryła z zewnątrz specjalnie nie zaskakuje, ale wnętrze kryje rzadkość. Unikatem jest zrębowa przegroda ikonostasowa pomiędzy nawą a prezbiterium. Cieśle prawdopodobnie wzorowali się na poprzedniej cerkwi, bowiem takie rozwiązanie architektoniczne spotyka się w Polsce tylko w najstarszych, XVI-, XVII-wiecznych świątyniach (np. w Radrużu)!

Gabaryty jodłowych bali, z których jest zbudowana są imponujące.

Rok budowy - 1857 - uwieczniony na prostokątnym portalu.

Tamże, po bokach napis fundacyjny

honorujący darczyńcę, hrabiego Adama Starzyńskiego.

Polichromie autorstwa Andrzeja Demkowycza pochodzą z 1911r.
Bóg Ojciec.

Zmartwychwstanie.

Chrzest w Jordanie.

Pokłon Trzech Króli.

Strasznie nam miło donieść, że świątynia wreszcie wraca do życia!

Stało się tak za sprawą jednego zaangażowanego pasjonata z Chyrzyny, zespołu uroczych studentek z uczelni toruńskiej, które pod okiem wykładowczyni będą ratować drewno i polichromie oraz dzięki Politechnice Gdańskiej wspierającej Toruń w problemach budowlanych.
Hura!
Naładowani mistycznie i optymistycznie jeszcze chwilę kontemplowaliśmy dolinę Sanu w ramach bezgłosej dzwonnicy cerkiewnej, ...

...oraz tak niedaleką cerkiew w Krzywczy, a jednocześnie tak kategorycznie odgrodzoną od nas Sanem.

Tymczasem Prezes-Barbarzyńca kontemplował zalane koleiny.

Efekt kontemplacji.

Zadowolony Kontemplatozaur...

... i Tato Jego w pocie czoła usiłujący przywrócić sandały do stanu używalności (białe niegdyś skarpetki do takiego stanu przywrócić się nie dały).

Te traumatyczne przejścia pobladły nieco dzięki spacerowi...

po pięknym i swtarożytnym miasteczku - Birczy. Rosnący w pobliżu kościoła dąb szypułkowy (6,5m wysokości, 16m przyziemnego obwodu!) niektórzy szacują nawet

na 700 lat! Cóż, szacunki mają to do siebie, że lubią być przesadzone, niemniej pewne jest przynajmniej to, że rósł tu już w 1603r.

Lata świetności miasteczka to wiek XVI i pół XVII-tego. Prawo składu na wino węgierskie, trzy dorocznie jarmarki i targ cotygodniowy w środę, trzy młyny o dwóch kołach to nie byle co! Rozwijały sie tu róznorakie rzemiosła, kwitło szkolnictwo - absolwenci z Birczy już w XVIw. studiowali w krakowskiej Alma Mater. Cóż, po najeździe RAkoczego w 1657r. pozostało w Birczy 7 domów.
Na zawsze pozostała już małą mieściną, ale wspinając się ku pałacowi, zobaczyć można jeszcze dawne, ziemne fortyfikacje z XVII w.

XIX-wieczny neogotycki pałac Humnickich jest w stanie opłakanym. Na tej baszcie już tylko siłą woli trzyma się oryginalny, kuty w żelazie, ażurowy balkon.

Z pałacu pozostało tylko to skrzydło z dwoma mieszkalnymi basztami. Na prawo od widocznej na pierwszym planie baszty PRL dobudował koszmarne, długie, dwupiętrowe, szare pudełko. (Ponoć był tam internat).
Dziś wszystko zieje pustką.

Pojechalibyśmy "ku nowej przygodzie" , jak to śpiewał nieoceniony Pan Kleks, ale brzegi dostały się we władanie komarów,...

... San przykrył się puchem chmur...

... niebo tonem nieznoszącym sprzeciwu wrzasnęło: "MARSZ DO ŁÓŻKA!!!",

... a potem świat ziewnął sobie serdecznie...

... i zasnął. Dokładnie nad Kosztową! :D

P.S.
Dostaliśmy przemiłe wyróżnienie od ZiŁ. Czujemy się zaszczyceni. Wychodzimy na Buraków, ale nadal nie wiemy, jak pociągnąć ten łańcuszek. Całe szczęście, że nic nam nie wiadomo, jakie plagi egipskie spotykają tych, co nie ... Za wykroczenie przeciw netykiecie, póki co, przepraszamy.
Buraki na kosztowskich hektarach :DDD
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...