piątek, 25 stycznia 2013

LEGENDA. Pamięci tych, co nie dotarli.




Sto pięćdziesiąt lat temu zrodziła się prawdziwa legenda naszego Narodu.
Z krwi, łez, swądu spalonych, wielowiekowych Gniazd,
czarno ubranych Matron w cieniu szubienic, Orła rozpiętego na Krzyżu, Sybiru
i nie bojącej się śmierci CHWAŁY.

Urodziła się w śpiewie "Święty Boże" 
 trzydziestotysięcznego, klęczącego na stokach Cytadeli tłumu
asystującego egzekucji idących spokojnie na śmierć
kolejno:

Krajewskiego, Toczyskiego, Żulińskiego, Jeziorańskiego
i ostatniego -Traugutta.

 http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Grottger/Images/Wwa2_2.jpg
Chłop i szlachta. (z cyklu Warszawa II)

Nie nam oceniać i nie dziś, gdy polskość niemodna, nie w cenie i na granicy samozagłady -
w szambie pełnym pływających po wierzchu,
zupełnie wypranych ze znaczenia wielkich niegdyś słów, 
czy było warto. 

Już tylko nędza. (Z cyklu "Wojna")

Cena była, dalibóg ogromna, a czy, jak prorokował Kornel Ujejski w "Ostatniej strofie" rzeczywiście:

"Pożary wstały z popiołów",  

niech każden z nas sobie na własny użytek we własnym sumieniu osądzi. 

Na pobojowisku

Odstręczają nas od takich ocen zbyt łatwe wyroki mędrków-niedouczków,
którzy, jak można nieprzyjemnie niekiedy konstatować,
książkę wielkości fundamentalnego  
"Powstania Styczniowego" Stefana Kieniewicza
ostatnio widzieli
dziecięciem będąc w kościele, 
a jeżeli nawet mieli ją w ręku, to tylko po to chyba, żeby obejrzeć obrazki. :D

Obrona dworu

Zresztą kiepscy z nas historycy.
Zawsze to powtarzamy, iż bliżej nam do gawędziarstwa, niż do
"prawdziwej Nauki". :D
(Gawędziarz nie musi "zajmować stanowiska". :D
Wystarczy, że opowie to, co ma do powiedzenia. 

"Stanowiska" niech sobie zajmują Słuchacze. )
Po odejściu wroga 
Zawsze bowiem 
znacznie bardziej od rozmieszczenia i liczebności wojsk w ważnej bitwie
interesowało nas, jaka była wtedy pogoda,
czy Chłopakom przemakały buty,
czy poszli z przekonania czy z musu,
czy krzyżyk pod koszulą na stygnącym ciele był od Matki czy narzeczonej,
czy pożegnali się z Ojcami,
a może mieli łysinę i siwą brodę
czy ostatni list doszedł,
czy trupy obdarto
i czy przed śmiercią dobrze podjedli.
Żałobne wieści 
A jeszcze bardziej interesują nas Ci, którzy zostali.
 Których na polu bitwy, z takich czy innych względów, nie było.

Schronisko

Takie plątanie się po opłotkach Historii to, co prawda,
zapewne wyjątkowo niefortunny
asumpt do dywagacji stricte historiozoficznych
czy publicystyki ale, 
co nam w zupełności wystarcza,
niezwykła podnieta intelektualna
skłaniająca do refleksji natury ogólnej .
.
Bitwa

Teraz właśnie, w sto pięćdziesiątą rocznicę wybuchu
powstania styczniowego
jest dobra okazja, żeby dać wyraz zdumieniu, które niezmiennie,
co styczeń, od lat nas nachodzi.

Pierwsza ofiara. (Z cyklu "Warszawa I")
 Na miły Bóg!
Toż powstanie styczniowe (i jego okolice),
jest tak nieprawdopodobnie zasobną kopalnią
zupełnie niezwykłych, fascynujących
i niemal zupełnie nieznanych,
bo przygniecionych ciężarem
wielodziesięciotysięcznych pojedynczych tragedii
i rujnacji substancji kulturowej,
 składających się na tragedię Narodu
wątków,
że w każdym innym kraju promil z tego
owocowałby pewnie nieprzerwanie po dziś dzień 
w szkole, kinie i kulturze
dziesiątkami poruszających dzieł.

Zamykanie kościołów (z cyklu "Warszawa I")

Wszystko tam było!
Biali i Czerwoni
Zdrada i świętość,
 tchórze i bohaterzy,
wielka polityka i małe, acz ważne działania w niektórych majątkach, 
szlachta razem z chłopy, mieszczany, Żydzi i wściekłe oskarżanie o wyrodność,
zagraniczni ochotnicy i niechęć wielu Polaków,
dziesiątki tysiący wywiezione na Sybir, wywłaszczone z majątków,
i Rosjanie tłuczeni kijami na śmierć za przejście na stronę powstańców...

Ludzie czy szakale. (z cyklu "Wojna")
... polscy chłopi obdzierający powstańcze trupy i litewscy walczący za Polskę.
Księża i kobiety prowadzący "Partie".

Cuda Prawdziwe, Państwo Dobrodzieje, Niewidy!

Żydzi warszawscy ( z cyklu "Warszawa I")

Słyszał kto kiedy z Was o czymś
bardziej do Prawdy niepodobnem
jak wtedy, gdy 8 kwietnia 1861r.
Kozacy tłumili manifestację w Warszawie
i chorąży niosący Krzyż na jej czele
padł zabity, a Krzyż podniósł i niósł dalej
religijny Żyd?!!

Przysięga (z cyklu "Lituania")

Albo ciekawe,
ilu z Was ma na przykład, świadomość, że to właśnie ówczesna Polska,
(a także Włochy)
są prawdziwą kolebką terroryzmu,
który jest odpowiedzią na terror.
To od nas "uczyli się terroryzmu" inni.
(Co jest zapewne mało chwalebne, ale prawdziwe.)
Oczywiście, mowa tutaj o autentycznej "gildii skrytobójców"
czyli słynnej z szaleńczej odwagi i bezwzględności jej żołnierzy 
"rocie siecznej" Ignacego Chmieleńskiego.

Generał Fiodor (nomen omen) Trepow obliczył, że ofiarą "rot siecznych"
padło w trakcie powstania 1007 ofiar.
Sam cudem uniknął egzekucji.


Kucie kos

 Tych historii są naprawdę tysiące!

Tak banalnych
jak pierścionek wykuty z kajdanów powieszonego na Rynku miasta męża
i tak znaczących,
jak początek rzeczywistego upadku szlachetczyzny w Polsce,
czy polskości na Kresach wschodnich.

 Pożegnanie powstańca

Czemu wpis dedykowany jest pamięci Tych, co nie dotarli?

Cóż, zawsze nas nieco dziwiło,
że na Starym Cmentarzu w Rzeszowie jest tyle grobów z oznaczeniem, że spoczywają tam Powstańcy.
W końcu walki toczyły się kupę kilometrów stąd.
Tak jest nie tylko w Rzeszowie, Tarnowie, Lwowie, czy Krośnie.

I z niedalekich od nas Brzezin poszedł
wbrew woli Ojca
przez austriacką granicę
m. in. młody Pan Tabaczyński z Chłopakiem ze wsi.

Nie tylko On poszedł i nie tylko z Brzezin.

Szły całe oddziały i pojedynczy ludzie.
Czasem Austriacy puszczali, a czasem strzelali.

Nasze westchnienie ślemy teraz do Boga,
za dusze Tych, którzy
nie doszli.

Których zabito, zanim zdążyli dotrzeć
i którzy leżą bezimiennie.

"Niech Wam Ziemia będzie lekka, jak jaskółeczka, 
żołnierze!"

Pojednanie


Bywajcie w zdrowiu!

Wszystkie reprodukowane przez nas dzieła są autorstwa Artura Grottgera.
O ile nie podpisano inaczej pochodzą z cyklu "Polonia".

Post Scriptum.
Jakoś nam trochę gorzko w buziach, że w Onet.pl nie zająknięto się o rocznicy powstania,
a z zapałem poinformowano, że minął rok od zaginięcia małej Madzi z Sosnowca.
O tempora, o mores!


wtorek, 8 stycznia 2013

"Bóg Cię stykaj !"

   
- rozbrzmiewało niegdyś w całej Polsce w Nowy Rok. 
Ten dziś zupełnie zapomniany i niezrozumiały frazeologizm oznaczał polecenie opiece Wszechmogącego.  Bóg Was stykaj zatem, nasi internetowi przyjaciele i znajomi, zgodnie ze staropolskim  obyczajem, skoro już umówiliśmy się, że Stary Rok umarł nocą z poniedziałku na wtorek tydzień temu...

Często dzieci zaskakują nas swoją żelazną i bezbłędną logiką. Ludzkość w swym dziecięctwie też taka była, więc zgodnie z najbardziej logiczną z logicznych teorią świętowała Nowy Rok w marcu, kiedy to wszem i wobec przyroda oznajmiała, że rodzi się znów na nowo. 

Jesteśmy Za, więc może urządzimy sobie prywatnego "Sylwestra" przy pierwszym przebiśniegu. Tym bardziej, że w ten ubiegłotygodniowy Tato zaliczył 39,6, a Prezes niewiele mniej i do dziś zajmują się głównie wspieraniem przemysłu farmaceutycznego, a i Mama nieźle im sekunduje.


Pierwsi chrześcijanie umówili się, że Nowy Rok przybywa 6 stycznia, później długie wieki pukał do drzwi 25 grudnia ( to była oszczędność - dwie imprezy przy jednym stole!)

1 stycznia jako Nowy Rok (dzień, kiedy nadano Dzieciątku imię Jezus) przyjmował się, jako nowa lepsza, słuszniejsza umowa społeczna dość opornie: w Hiszpanii po 1250 roku, we Francji w 1564r., a w Rosji dopiero w 1700r.

Nie dziwi więc, że w dawnej Polsce wigilia Nowego Roku nie była pochopem do wystawnych bali - te zaczynały się dopiero po Trzech Królach. Oczekiwanie na Nowe to czas wróżb. Zaklinano urodzaj i pytano o matrymonialną przyszłość. Szlachta najchętniej w sylwestra organizowała polowania, by wróżyć o szczęściu myśliwskim i powodzeniu zamiarów w przyszłym roku.

Szkoda, 
że już nikt dziś w Nowy Rok owsem nie rzuca, a 
gość nie sypie na cztery rogi stołu po garsteczce ziarna... 
Szkoda, 
że noworoczne wyprawy do sadu nie kończą się wzajemnym wynoszeniem się gospodarzy na barana (im cięższy, tym lepszy, bo taki zabieg miał skutkować jesienią wynoszeniem tak ciężkich worów owoców).

U nas, na Pogórzu unoszący się prosto do góry dym z komina w Nowy Rok wróżył dostatek, mroźna pogoda - urodzaj, zaś śpiew ptaków - powiększenie rodziny o nowe dziecię.
Przykładano też ucho do ziemi i wsłuchiwano się baaaardzo pilnie, bo dzwonienie zwiastowało rok obfity w plony i wesoły, zaś cisza  - smutek i marny zbiór. Biorąc jednak pod uwagę powiedzenie - Cisza, aż w uszach dzwoni - nieśmiało podejrzewamy, że wróżby mogły być rokrocznie optymistyczne. :D

Na wszelki wypadek, by wzmocnić siły rozrodcze ziemi, z samego rana w Nowy Rok gospodarze wbijali w śnieg wiechę zboża!


W Nowy Rok należało też nosić w kieszeni brzęczące monety, w konwiach powinna stać czysta, świeża woda, a pod kuchnią buzować ogień! Zdrowie i urodę zapewniało tego dnia umycie się wodą, do której wrzucono garść pieniędzy. Dużo praktyczniejsze SPA, zauważcie!

Szkoda nam, chudziakom,  jeszcze jednego zwyczaju... Dni, między Nowym Rokiem a Trzema Królami dlatego były nazwane"szczodrymi", że bogatsi obdarowywali biedniejszych. Aptekarze zaś mieli w zwyczaju przysyłać do dworu paczuszki z czekoladą, wódką kolońską i pachnącymi trociczkami. 
O tempora o mores! 
Jak już wspominaliśmy, bardzo szczodrzy byliśmy dla aptekarzy w te szczodre dni. 
I pewnie jeszcze nie koniec naszej dla nich dobroci...

Święto Epifanii kończyło trwające od Wigilii tzw. "święte wieczory". 
Czas ten spędzano kameralnie, z zaciszu domowym na kolędowaniu, opowiadaniu baśni itp. Po zachodzie słońca nie wolno było w te dni prząść, szyć czy w ogóle pracować ostrymi narzędziami, bo kto zakaz łamie, temu wilki  "motały" do obory! 
Wszystkim nałogowym motaczom zdradzimy, że Mama, starych zwyczajów nieuczona, zawzięcie wieczorami dziergała na drutach. Jedyna pociecha w tym, że nasza obora w UchoDyni wciąż pusta. (Kto by pomyślał, że nasz powód częstych utyskiwań czyli pusta obora może się stać źródłem pocieszenia? Samiśmy dla siebie zagadką :DDD)

Do kościoła w Trzech Króli trzeba było dawniej wybierać się niemal z walizą, a już na pewno z pokaźnym tobołkiem. Święcono wówczas nie tylko kredę i kadzidło, ale i złoto, pieniądze, biżuterię, medaliki i wodę. Na Pogórzu także czosnek i cebulę.

Poświęcona wówczas woda posiadała moc szczególną - do wiosny służyła jako obrona przed nieszczęściami, potem naczynie z "wodą trzech króli" stawiano w polu między wschodzącym zbożem i zawieszano na drzewach owocowych, by jakiś spóźniony mróz kwiecia nie zważył. Ot, żadnych pestycydów czy innego świństwa, a urodzaj zapewniony.  Zaprawdę, mieliśmy bardzo ekologicznych przodków!

Święconą kredą znaczono nie tylko domy ("by ich złe duchy unikały"), ale i stawiano krzyżyki na narożach budynków gospodarczych. Też dla ochrony przed złymi mocami oczywiście. U nas odkryto także sekret - siedmiokrotnie święconą kreda leczyła wrzody, a także chore wymiona krów! W niektórych miejscowościach, gdy bydło chorowało, wiercono we żłobie cztery otwory i w każdy wkładano święconą kredę. Ponoć mijało jak ręką odjął!

Kadzidłem przyniesionym z kościoła okadzano domy, rzecz jasna w celu ochrony przed nieszczęściami i urokami. Okurzano też bydło, by i ono bezpieczne było od chorób i uroków. Dym z kadzidła idący prosto do góry stanowił kolejną dobrą wróżbę.

Poświęcone pieniądze składano razem z tymi odłożonymi "na dłużej", bo wierzono (przynajmniej mądrzy Pogórzanie wierzyli :D), że oszczędności po siedmiu latach zabiera diabeł! Hmm, teraz chyba diabeł ma na imię Inflacja i działa szybciej.

Poddana święceniu cebula i czosnek stanowiły na Pogórzu niezawodny lek na gościec. Nacierano nimi bolące ręce i nogi.

Skończyły się Gody, nadszedł karnawał i zgodnie z tradycja czas rozebrać choinkę. Chwalimy się nią nieco na koniec. Konsekwentnie prowadząc prywatną wojnę z komercją nadal dbamy, by nie było na niej rzeczy ze sklepu. Niektórzy pamiętają, że rok temu Prezes uparł się, by zawiesić na drzewku jednego ze swych ukochanych dinozaurów. W tym roku zmusiliśmy Go, by tego sklepowego zastąpił samodzielnie wykonanym z masy solnej. (No, z drobna pomocą Taty :D) Z rozpędu ulepił też kilka pokemonów... :DDD

Przy okazji uruchomiliśmy też niewielką anielską manufakturę.

Teraz, wylegując się w łóżkach, wygrzebaliśmy dawności te, jak się nam wydaje, najbardziej zapomniane. Wyczytaliśmy je  w: 

Zygmunt Gloger Rok polski w życiu, tradycyi i pieśni.

Andrzej Karczmarzewski  Ludowe obrzędy doroczne w Polsce południowo-wschodniej

Hanna Szymanderska Polskie tradycje świąteczne

Udowodniwszy bez najmniejszych wątpliwości, że czas i jego mierzenie jest wyłącznie kwestią umowy, 
UMAWIAMY SIĘ Z WAMI, ŻE ŻYCZYMY WAM NAJ NAJ NAJ 
W PIERWSZYM ROKU 
TRZECIEJ ERY

( "Trzecia",
 bo w końcu wszyscy szczęśliwie przetrwaliśmy kolejny Koniec Świata, a NOWA ERA brzmi tak optymistycznie i wzbudza jeszcze większe nadzieje, więc CZEMU NIE???)

Jeśli chodzi o życzenia szczegółowe :DDD, nikt naszych myśli nie wyraził lepiej niż nasz krajan (urodzony w Dubiecku) książę, biskup, hrabia, kawaler maltański, POETA - Ignacy Krasicki:

Żyj lata Matuzalowe,
Albo przynajmniej połowę,
A choćby ćwierć dla igraszki
Dwieście lat i to nie fraszki.

Bądź więcej niżli sławnym, więcej niż bogatym,
Bądź więcej niż szczęśliwym,  cóz przyjdzie za tym?
Oto, iżbyś przesadził i nie był szczęśliwym,
Miej co masz, a miej kontent, to szczęściem prawdziwym.

Bywajcie w zdrowiu!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...