niedziela, 28 kwietnia 2013

A może lepiej nie tykać? Róża, Wiewiórka, Pustynia, pomologia i Wielkie Pomieszanie Pojęć.

 Witajcie.


To doprawdy zadziwiające jak często wielkie rewolucyjne zmiany biorą swój początek z faktów o tak nikczemnej posturze, że ani by nikomu nie wpadło do głowy oczekiwać po nich czegoś innego niż zaginięcia w mrokach niepamięci.  Ale po kolei.
Być może zauważyliście, jak wielką estymę okazujemy tym nielicznym ocalałym resztkom dworskich założeń parkowych. Pogórzańskim "ziomalom" polecamy gorąco "Zabytkowe ogrody i parki województwa przemyskiego" Jerzego Pióreckiego. Fascynująca książka, która często nam towarzyszy w naszych wojażach i która jakiś już czas temu podsunęła nam pomysł przedstawienia w jednym z wpisów frapujących początków polskiej pomologii, czyli nauki o naszym narodowym, zapomnianym i lekceważonym  bogactwie - jabłkach.
Owych początków pomologii, (z czasów zanim jeszcze w środowisku uniwersyteckim Lwowa stała się potężną gałęzią nauki), należy szukać przede wszystkim w Medyce Pawlikowskich, ale nie tylko...
Poddębicki Zasów hrabiów Łubieńskich, acz dawnością tradycji sadowniczych z Medyką nie śmie się równać, po dziś dzień słynie z sadowniczych szkółek.

 Stąd też kiedy pewnej niedawnej pięknej niedzieli padł pomysł jakiejś niedalekiej wycieczki, a palec Mamy wskazał Zasów, uznaliśmy to za przysłowiowy "strzał w dziesiątkę".
Któż mógłby spodziewać się, że owa niewinna wycieczka będzie miała tak brzemienne skutki dla naszych przekonań a'propos zabytków!

Po drodze "zahaczyliśmy" o Żyraków - odwieczne siedlisko Panów Odrowążów-Pieniążków,
których dwór opuszczony przez przymuszonych prawowitych Właścicieli w latach 40 XXw. umiejscowiony w samym środku wsi wśród smętnych resztek parku,
po 50 latach użytkowania przez miejscowe Władze
rozpaczliwie domaga się natychmiastowego, gruntownego remontu.

Właśnie dwór Odrowążów-Pieniążków oglądacie na zdjęciach i chyba musicie przyznać, że trzeba trochę wysilić wyobraźnię, żeby dostrzec minione, klasycystyczne, może niespecjalnie nachalne,
 ale jednak chwytające za serce piękno Pańskiego, wiejskiego siedliska.


Ot, można powiedzieć, że taki to smutny, polski standard, jeśli idzie o szacunek dla Przeszłości, zostawiliśmy więc Żyraków bez żalu
i nie spodziewając się niczego więcej
bez jakiegoś specjalnego entuzjazmu, koszmarnie dziurawymi drogami
pomknęliśmy naszym "gwiezdnym krążownikiem"do Zasowa.

 I tam właśnie tak naprawdę zaczęła się nasza przygoda.

Historia Zasowa sięga wieku XIII i niejakiego Klemensa Gryfity, jednak to,
co warte zobaczenia jest, naturalnie znacznie młodsze. 
(Na przykład Prezes chciał zobaczyć w dworskich parkowych stawach, krokodyle!)

Krokodyli nie było! I całe szczęście, gdyż jak wiadomo, są zupełnie pospolite, w co drugim bajorku, a w Zasowie warto zobaczyć coś, co wcale nie jest pospolite w Rzeczypospolitej Polskiej.
Tymczasem Prezes nałogowo i z uwielbieniem drażni krokodyle
i odciągnąć go od tego frapującego zajęcia niemiernie trudno.

Otóż Zasów dzięki wielopokoleniowemu ogrodniczemu miłośnictwu hrabiów Łubieńskich słynął na całą tę część Polski ze wspaniałego parku, powszechnie w swoim czasie uważanego za jeden z wspanialszych w ogóle w Polszcze.


 Zaprawdę, mimo, iż dziś haniebnie zdewastowawany, to w dalszym ciągu te głupie 10 ha z częściowo wyschniętymi stawami na różnych poziomach robi ogromne wrażenie. 
Ta grupa platanów to najokazalsza ogrodowa 
Świątynia Dumania,
 jaką widzieliśmy!

Przez park prowadzi ładnie na tablicy przy wejściu opisana ścieżka przyrodnicza i naprawdę tak właśnie sobie wyobrażamy szacunek dla Przeszłości.. Polecamy gorąco!

Jeżeli powodem takiego uszanowania tej zasowskiej atrakcji jest szkoła, której nowy budynek stoi w centrum parku i architektonicznie pasuje doń jak pięść do oka, to my jesteśmy, mimo wszystko ZA!


Paskudna szkoła to niewielka cena za możliwość pięknej podróży w czasie.

Ruiny XVIII wiecznego dworu zawierają w sobie elementy jeszcze XVI wieczne.

Zabytek - nie zabytek, Prezes nie byłby sobą, gdyby pominął szkolny plac zabaw.

Ponieważ dwór stoi na niewielkim  wzgórzu otoczonym równinami, można wysnuć graniczące z pewnością przypuszczenie,że pierwszy kasztel Klemensa herbu Gryf stał dokładnie w tym samym miejscu.


Nawet w tym pożałowania godnym stanie, w jakim się dziś znajduje, Dwór wydaje się nam piękny.

Znacznie mniej piękny wydaje się nam natomiast fakt, iż 
Prezes - Dziecię Wychowane Wśród Ruin i Zwalisk, 
owe ruiny i zwaliska traktuje jak doskonały plac zabaw, 
co jest ewidentnie naszą wielką winą.

Będziemy musieli Paskudę chyba pętać, żeby się nie pętała! :D


No dobra, pierwszą profesjonalną szkółkę sadowniczą założył w Zasowie w roku 1879 powstaniec 63 roku, hrabia Witold Łubieński, zapoczątkowując żywą po dziś dzień zasowską tradycę szkółkarską.


Stał się tym sposobem niekwestionowanym dobrodziejem całej społeczności.

Wydaje się, że "dobrodziejstwo" u Łubieńskich było zaraźliwe, a w każdym razie dziedziczne, ...



...oto bowiem syn Witolda - Tadeusz Łubieński, nie tylko, że rozwinął pomysł Ojca 
w potężne, nowoczesne zakłady rolnicze, ...


to jeszcze założył Spółdzielnię Rolniczo-Handlową i zainicjował powstanie Związku Zawodowego Rolników. 


(Ha! Pewnie myślał, że będą go wspominać wdzięcznie i przez pokolenia. 
Ech, ta polska, szlachetna naiwność! :D)



Syn Tadeusza - Alfred Łubieński wdał się w Dziadzia i Tatę!

Nie tylko skończył wydział rolny UJ, nie tylko uczył się uprawy róż w Wersalu i założył w Zasowie plantację różaną na poziomie światowym, ale i nadał ostateczny, skończenie piękny kształt zasowskiemu parkowi , dzięki czemu dziś rozmaite Prezesy mogą na wysepce wyschniętego stawu bawić się w Piratów.



A starsze Młodziaki ćwiczyć ewolucje rowerowe.

Polecamy szczerze Zasów, choć jest on również smutnym nieco symbolem przemijania.

Podobnie jak i ten przydrożny cmentarz. Miejsce spoczynku blisko 250 Chłopaków z trzech armii, zabitych 9-10 maja 1915 roku w trakcie drugiej operacji gorlickiej przy szturmie na umocnione pozycje rosyjskie.

Nie możecie się chyba dziwić, że po tylu wzruszeniach, jakich doświadczyliśmy w Zasowie nabraliśmy "smaka" na DESER! I przez miejscowości o tak egzotycznych imionach jak Róża i Wiewiórka, wybraliśmy się do miejscowości Pustynia zobaczyć odrestaurowany przez współczesnych właścicieli, jak podaje nasza dworkowa ściąga: "XVIII wieczny dwór alkierzowy z ciekawą wieżyczką mieszkalną zbudowany dla Mikołaja Tarnowskiego, a do 1945 r. zamieszkiwany przez Raczyńskich."
Słuchajcie! Chyba jednak nie powinniśmy tego robić!
Trzy razy minęliśmy to "coś", zanim nas olśniło, że to MUSI być to czego szukamy.
Sami zobaczcie.




Te okienka dachowe... ten kolor tynku...to pokrycie dachu...ten żywopłot półtora metra od okien...






Może się my i nie znamy zupełnie, może i nasze gusta estetyczne nie są miarodajne, a wiedza historyczna niepewna, ale trudno nam powstrzymać się od myśli, że aby coś takiego zrobić z wdzięcznej,niepospolitej budowli z połowy XVIII wieku trzeba nie mieć za grosz, ani smaku, ani wiedzy, ani nawet sumienia.

Więc może lepiej nie tykać?


 Żegnamy się z Wami mimo wszystko optymistycznie, bo wiosennym widokiem z naszej ukochanej, wytęsknionej UchoDyni, którą na krótko udało się nam odziwerdzić 
na kilka godzin.
(A tak krótko z powodów których siedem wymieniamy na blogu hodowlanym gdzie niezmiennie zapraszamy  :D)

Tym samym próbujemy osłodzić nieco ból wylosowanym,
bowiem nastał czas płaczu i zgrzytania zębami 
i zgodnie z groźbą maszyna losująca ruszyła !
Pzdr.



poniedziałek, 15 kwietnia 2013

O Nowym Roku - czyli dużo w niewielu słowach

Odgrażaliśmy się, że Roczek-Noworoczek powitamy wiosną. 
I Znów Nas Wysłuchał!
Aż się czujemy zażenowani...

Najpierw powitaliśmy, działając wbrew chronologii,  Drugi Roczek Klary. 


Niektórzy z Was pamiętają, jakim cudnym tortem fetował ją jej Tata rok temu.


W tym roku świętowaliśmy na Wielkanoc, więc Tato Klary nie zawiódł :D


Jubilatka była szczęśliwa, ale nieco z rezerwą patrzyła na dziwaczne wygłupy zaaferowanych rodziców.


Dziadek od kaczuszki wolał wnuka. Z wzajemnością :D

Wczoraj natomiast, jak to na Wiosnę - 


- obrodziło nam!


Obrodziło siedmioma Zmarszczakami, o czym więcej na blogu hodowlanym.
Uprzedzamy, że wejście na niego grozi nieuleczalnym zauroczeniem !!!

To nas upewniło, że NAPRAWDĘ Nowy Rok się zaczął!


I Zima i Stary Rok odjechali na złomowisko, a my... 

powitaliśmy Nowy Rok i Wiosnę!

Ogłaszamy nowy sezon wycieczkowy, a i UchoDynia wreszcie się nas doczeka 
(jak szczeniaczki troszkę podrosną).



Sami rozumiecie, że nie czas nam zatem póki co, składać słowa przy komputerze, stąd pozwoliliśmy sobie na ten telegraficzny skrót.
Wśród granic, które ostatnio przekraczamy, znalazła się też granica blogowa - przekroczyliśmy 
100 000
na liczniku.

Stąd też komentujący ten wpis mogą liczyć na to, że Prezes wylosuje paru nieszczęśliwców, których obdarzymy, zgodnie z naszym zwyczajem, zupełnie do niczego niepotrzebnymi prezentami. :D

Pzdr.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...