sobota, 24 marca 2012

Wiosenne rekolekcje w dur i w mol.









Wreszcie sezon w UchoDyni został rozpoczęty!!!
W ubiegły weekend. Pogoda nas rozpieszczała, chatka zimę bez uszczerbku przetrwała i tak nas to wszystko cieszy, że aż nam się język rymami częstochowskim plącze :D.


Spod jesiennych liści wyjrzały wiosenne oseski, ...

... jesienią wsadzane rozsady łubinów naszych ukochanych pełne wigoru, ...

... i NIKT nam nie zjadł tulipanów, a kretowisk w ogrodzie masa!!!
Widać naszym podziemnym lokatorów nie tylko wzrok nie dopisał,
ale i inne zmysły.
Było jak w raju.
Sarny spokojnie częstowały się oziminą, ...

... żurawie nam nad głowami hałasowały i zmieniały szyk, ...

... a dzięcioł duży zachodził się chichotem, śledząc nasze podchody z aparatem. Niby nie patrzył, ale w ostatniej chwili zawsze zmieniał gałąź bądź tylko wykręcał się tyłkiem,
czym postponował nas
do-ku-men-tnie!

Poczciwa sikorka się zlitowała.

Gdzie nie spojrzeć - Wiosna!

Jabłonie zapowiadają eksplozję.
Ostatnia chwila na ich odmładzające cięcia.

Jak to zwykle bywa, Tata górą!

Skakał niczym wiewiórka, choć bez kitki, ciął i goił rany.

Reszta rodziny,
( jak widać, duuuuużo niżej w hierarchii )
zajmowała się uprzątaniem bałaganu,
do którego robienia Tata ma talent wrodzony :DDD
Naczelny Sadownik malował też młode, sadzone jesienią drzewka, których uprzejmie żaden sarni rudel nie zeżarł.
Oczywiście, jak to z robotą bywa, dzień okazał się być krótszy niż nasze, co do niego plany.

Po pracowitym piątku i sobocie, w słońcu i ciepłocie strasznie nam trudno o postne tłumienie euforii z powodu przegonienia zimowej gnuśności.
Zajrzeliśmy więc do Manasterza, ...

... gdzie naprzeciwko urokliwego kościoła typowego dla baroku szlacheckiego,...

... drogę krzyżową stanowią duże głazy wiodące zakosami przez stary cmentarz z resztkami nagrobków.
Prostota i ascetyczność pomysłu urzeka.

Głównym celem niedzielnego świętowania był jednak nie Manasterz, a kościół w sąsiadującej
z Kosztową wsi o jakże bliźniaczej nazwie - Drohobyczka :DDD

Pod gzymsem zamieszkują święte jaskółki :DDD

Kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Szkaplerznej i Podwyższenia Krzyża nie jest stary, ale wisi w nim XVIII-wieczny obraz MB Szkaplerznej. Podobno bardzo to rzadkie przedstawienie - chodzi dokładnie o wyjątkowe towarzystwo dwóch świętych - św, Dominika i św. Szymona Stocka -generała Karmelitów.


Świątynię zaś KONIECZNIE trzeba zobaczyć ze względu na ukończone w 1975 roku
(jaki to wtedy musiał być szok!)
polichromie autorstwa wybitnego malarza Grupy Nowohuckiej, a potem Krakowskiej -
Juliana Jonczaka (1930-2007).

Śledząc stacje drogi krzyżowej, nie rozpamiętuje się historii sprzed dwóch tysięcy lat.
Tu uczestniczy się w krzyżowaniu Chrystusa.
Krzyżowaniu Teraz.
Wymowne i wstrząsające.

Krzyżujemy Go naszymi, niestarzejącymi się grzechami głównymi:

PYCHĄ

NIEUMIARKOWANIEM W JEDZENIU I PICIU

CHCIWOŚCIĄ

czy LENISTWEM.

Depczemy Go.

Rozjeżdżamy.

Pałujemy lepiej ...

... i gorliwiej od przodków.

Zupełnie bez głowy...

... metodycznie ...

... przybijamy Go...

...do Krzyża.

Ale też całym sercem podtrzymujemy.

I zawisł.

Cały pełen nas...

... a śmierć Jego taka płodna...

W tym kościele można przeżyć wszystko.
I wstyd i żal i skruchę.
A wreszcie odnaleźć radosny spokój.
I wierzymy, że poruszać musi ta sztuka wszystkich, nie tylko chrześcijan.
Niesamowite!


Kościół jest pomalowany od posadzki po sklepienie. Nie pokazaliśmy wszystkiego.
Przecież i tak tam zawitacie.

( A po drodze do nas :DDDD)

Tymczasem w Łopuchowej wiosna też się nie leni.
Nasza towarzyszka czeremcha powiedziała "Witam", ...

... a pod nogami szaleją kolory.

Nawet te pozornie niepozorne maleństwa...

... potrafiły zalać ogród żółtą poświatą.

Stokrotki możemy liczyć na setki.

I rzecz jasna, podbiału też nam nie brakuje. A co! Wiosna!

(Ktoś pisał o Wielkanocy po lodzie??? Bajanie.)

W domu zaś, prócz amarylisów w wersji full, zakwitła nam długo upragniona zdobycz!

Wam też samych wymarzonych kwiatków życzymy :DDDD

Pzdr.

środa, 14 marca 2012

Przedwiośnie? Bardzo pociągające...






Kiedy strach autem wjechać do ogrodu, żeby w błotku nie utonął i idzie na wygnanie za żywopłot, znak to pewny, że wiosna, delikatnie, na paluszkach, ale idzie. :D

Drugi znak bezdyskusyjny to to, że Mama nagle, ni stąd ni zowąd stała się baaaaaaardzo pociągająca. Tak bardzo, że zazdrosny Tata z zazdrosnym Synem wypisali Mamie przepustkę jedynie na wyjazd do pracy, a poza tym nie pozwalali wyjść z łóżka!
Po pierwsze, żeby okolicznym chłopom w głowie nie zawracała,
po drugie...., żeby była pod ręką :D!

Szukanie wiosny zatem Domowi Faceci wzięli na wyłączność.

W zasadzie wróciliśmy do jesiennych widoków i nastrojów. Zima odeszła, to widać wszędzie, ale w zamian, póki co, tylko nadzieje na rychłe upojne wiośnienie.


Pewnie łażenie po błocie bogato przetykanym śmieciami skutkowałoby molowymi minami, gdyby nie to, że zobaczyliśmy i usłyszeliśmy (jeszcze w lutym) dwie grudki ziemi zawieszone wysoko na niebie.


Przystanął nagle, gdy zagłuszając przez chwilę wszystko, blisko niego zaperliły się kaskady cudownej muzyki, skomplikowany trel, niby trąbka w drugim Koncercie Brandenburskim Bacha. (...) Żywa grudka ziemi zanosiła się zapamiętałym śpiewem tuż nad ścierniskiem; spazmatycznie machała skrzydełkami, jakby w szale usprawiedliwiania świata zapomniała o nim. Bóg odpowiedział na ptasią modlitwę, z nieba spadł równie cudny śpiew; grudka ziemi zaczęła machać skrzydełkami jeszcze energiczniej, frunęła do góry, znikając po chwili w błękicie. Dał się stamtąd słyszeć wniebowzięty dwugłos.



Usiłowaliśmy kiedyś znaleźć, kto pierwszy tak nazwał skowronki. Okazało się, że skojarzenie jest tak naturalne, że w literaturze jest go na pęczki. Pewnie to zatem bardzo starożytny topoi
i nic dziwnego, skoro od zawsze mówi się, że skowronki w ziemi zimują...

Stąd też zupełnie nie wierzymy w istnienie chomików!
Toż gołym okiem widać, że to skowronki w zimowych piżamkach :DDD

Zgodnie z ludowymi przekonaniami jaskółki również nigdzie na zimę nie odlatują.

Śpią pod lodem stawów i jezior złączone niczym sznur korali. U nas lodu już nie ma, ale jaskółki wciąż śpią...

Warto ich wypatrywać, bo kto pierwszą jaskółkę zobaczy,

ten ma zapewnione powodzenie w życiu!


Nie wolno jednak być zbyt ciekawskim, albowiem kto zobaczy jaskółkę wlatującą do gniazda, oślepnie! Na bank! :D

I proszę, jak zabobon może chronić przyrodę! W wypadku jaskółek, na polskiej wsi od zawsze ukochanych, przestrzegają starzy ludzie, że wyrządzenie jej krzywdy, a nie daj Bóg, zabicie grozi srogimi karami w postaci różnych dolegliwości i chorób.

Jakoś się nam nie wydaje, żeby współczesne rządy czy bractwa ekologiczne miały taką siłę i skuteczność w ochronie przyrody jak starodawne wierzenia. Mocno wierzymy też, że UE, wypowiedziawszy wojnę jaskółkom w wiejskich oborach też doczeka się srogiej kary,
bo oślepła już dawno!

Jak atrakcyjne jest to, czego nie ma!
Odkryta najostatniejsza garstka śniegu w okolicy cieszyła się niekłamanym
zainteresowaniem Prezesa.
Ale przecież trzeba patrzyć w niebo, bo "kiedy żurawie wysoko latają, prędkiej się wiosny ludzie spodziewają", a im wyżej dzikie gęsi na niebie się zobaczy, tym ta wiosna cieplejsza będzie.

Tymczasem rzeka wywaliła zimę na boczny tor...,

... a jej zębiska nie budzą w nas respektu. Absolutnie!

Wdzięczni jej jesteśmy, że zgubiła kilka kryształów mistrzowsko szlifowanych...,

ale każdy widzi:
jest już tylko oślizłą, mocno nieświeżą, zdechłą rybą, której chyba tylko Sycylijczycy nie zlekceważyliby.

My buńczucznie pokazujemy jej digitus impudicus czyli, jak go już starożytni nazwali, bezwstydny, bezczelny palec!!!

(Ponoć pierwsza wzmianka o tym, że za pomocą środkowego palca można kogoś nieźle obrazić przy małym zużyciu energii, pochodzi z "Chmur" Arystofanesa, a my, prostaczkowie, sądziliśmy, że to dorobek kultury amerykańskiej.
Ameryko, tym razem przepraszamy!!!)

Zazdrosny Tata z zazdrosnym Synem doczekali, aż Mama dojdzie do stanu pociągania umiarkowanego, po czym... sami stali się, wespół w zespół, pociągający. Oczywiście Mama oddała im leże i wszelakie domowej produkcji mikstury, które wcześniej w nią wlewali. A co!

I tak, za sprawą pociągającej aparycji, chodzimy wszyscy na krótkiej smyczy. Żadnych dalszych wypadów, przygód czy w ogóle godnych opisania wydarzeń.

Tęsknotę za zielenią wciąż jeszcze zaspokajają włącznie iglaki...

... i amarylis. Kto wie, czy bardziej fascynujący w pełnym rozkwicie, czy teraz, kiedy jego pąki wyglądają jak z innej galaktyki? (Ten sam dylemat mamy z różami :D)




Co roku o tej porze zjawia się znany Wszystkim już nasz sąsiad, Pan Stanisław. Kalendarze mówią, że Tata 1. lub 3. marca powinien świętować imieniny (czyli nie ma sensu 2. robić przerwy :DDD), a Pan Stanisław upiększa ten dzień najdłuższymi życzeniami świata.

W ciągu tych dwóch tygodni świętowaliśmy też imieniny Prezesa i synowej, a żeby za mało nie było także urodziny Syna Najpierwszego, więc...


... trochę ... pociągaliśmy :DDDDD

Pzdr.

PS. Stan pociągający u Prezesa objawił się słowotokiem i filozoficznym nastrojem.
Zażył kiedyś pociągającego Tatę pytaniem :

Tato, a jak my pójdziemy do Nieba, jak my żyjemy?

Uff, manie potomka, to jednak wielkie wyzwanie. Intelektualne! :DDDDD
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...