sobota, 6 lipca 2013

Rzeczy ważne i nieważne czyli pod rządami Prezesa

 O roku ów - chciało by się zawyć. W Sieci nieobecni, w UchoDyni irysy kwitły bez naszej przytomności, a w trakcie króciutkiego pobytu szukaliśmy grządek kwiatowych w trawach po pas, nie zdążyliśmy nazbierać sosnowych pędów na syrop. miód z mniszka przypalony w wyniku Mamowych prób robienia kilku rzeczy symultanicznie, soku z kwiatów z czarnego bzu też będzie musiało wystarczyć z dawniejszych zapasów..., kto wie, czy lipa nie zrobiła psikusa i nie przekwitła...  Ależ nam czas daje popalić!!!

Rzekł był Tata niedawno z miną co najmniej sokratejską:
Są rzeczy ważne i nieważne.
W całej okolicy zapachniało oczywistością, a że z racji odchowywania szczeniąt 
odorków różnistych u nas dostatek, 
wzięła się Mama za walkę z nowym smrodkiem. Ale nie od razu!



W pierwszej chwili bowiem pomyślała, że tak, wiekopomna jest ta Tacina konstatacja! W drugiej, zaczęła w myśli pomstować, że już prawie rok w nawale rzeczy Nieważnych, nie możemy robić Ważnych. Ale w trzeciej...


... przeraziła się. 
Czyżby za nami Nieważne 10 miesięcy życia, których nijak powtórzyć się nie da, choćbyśmy wznieśli się na same wyżyny Sztuki Wysokiej w naszych proszalnych lamentach do Najwyższej Instancji ??? Heh...


W życiu, tak naprawdę, liczy się TERAŹNIEJSZOŚĆ. I tylko ona. Nie ma zatem rzeczy nieważnych! Tym razem (jakkolwiek to niewiarygodnie brzmi) chwilowo Mądrość Taty buszowała po manowcach. Oczywiście zaraz wróciła na wrzosowiska!


Za jednym z naszych idoli - Imć Onufrym Zagłobą herbu Wczele zakrzyknął Tata tubalnym głosem:
Najgorzej to w umartwieniu na miejscu siedzieć (...), 
gdy na koń siędziesz, zaraz ci desperacja od trzęsienia się coraz niżej zlatuje,
 aż ją w końcu i zgoła  wytrzęsiesz.

I zmaza na honorze Tatowym znikła, ...


... a my w sto koni wytrzęśliśmy wszystkie anse do losu 
na ponad 150 km polskich dziur w drogach!!! 
Ależ błogo!
Nawet gospodarzowi agroturystyki w dworku w Krzyżanówce, który zelżył Mamę jak burą sukę za fotografowanie (miał Facio szczęście, że go Tata nie słyszał) , nie udało się popsuć nam świeżo odzyskanych humorów. 

W końcu pan właściciel był bez refleksu, bo Mama zdążyła już obejść budynek dookoła i udokumentować bryłę, której dobudowana bokówka z "wieżą" pełniącą rolę przewiązki, świadczy wprawdzie o lekceważeniu ładu architektonicznego, ale za to manifestuje szczęśliwe mariaże i porody w rodzinie. I co ważniejsze???


Krzyżanówką (o żabi skok od miejscowości Sienno - kolebki znamienitych Oleśnickich) przed wojną była 600 hektarowym majątkiem Michała Jasieńskiego. Należał najpewniej do ludzi o umyśle i duszy rozleglej. Z nogami na ziemi i głową w chmurach. 


Odbudował, co zniszczyła I wojna światowa, stawy zarybił, gospodarował nowocześnie, jednocześnie realizował artystyczne pasje. Nie śmiemy zgadywać, czy gest uwłaszczenia całej służby i obdarowania każdego kilunastoma hektarami na nową drogę życia było gestem Pana czy Arysty...
(Ale swój typ mamy :D)


Dziś, jak wspomnieliśmy, nie lwy na balustradach balkonów i tarasów tutejszych straszą, a Właściciel...
Chwała mu za to, że podniósł dwór (i przyległe 50ha) z popeerelowskiej ruiny. Trochę nam żal, że broniąc swej własności prywatnej, nie bierze poprawki na to, że kupił coś, co my nazywamy Dobrem Narodowym...

Załatwiwszy w Krzyżanówce interesa, oddaliśmy się bez wielkiego żalu pod rządy Prezesa, choć było co jeszcze zwiedzać w okolicy...


W pobliskim Bałtowie (wspominanym już przez Długosza) nie poszliśmy oglądać pałacu 
Druckich-Lubeckich a dinozaury!


Sprytnie podpinał się do grup zorganizowanych i zamiast nas, słuchał przewodników.


Nie rozstawał się z mapą kompleksu, ...


... a ekscytacja objawiła się absolutnie unikalnie - dziwnym rodzajem szczękościsku
powodującym, że co najmniej pierwsze pół godziny biegał z... odwrotnym zgryzem :DDD


A my biegaliśmy za nim. Rzecz jasna, uciechę czerpiąc z widoku Prezesa, nie ulubionych Jego gadzin. Bo udowodniwszy, że nie ma rzeczy nieważnych, nie przeczymy, że niektóre bywają ważniejsze!


Rządy Prezesa trwały długo...





... i bezwzględnie, bo upalnie,...

... a cieszyło go wszystko -
i autentyczne gadzie odciski łap


i plastikowe gadżedziarstwo. 
Nic nas to nie przeraża, niech rzuca kamieniem ten, kto zapomniał, jak za serce chwytają w dziecięctwie jarmarczne świecidełka!

Żeby zobaczyć cud, potrzebne są odpowiednie oczy. (Iason Evangelu)


Miłościwie nam panujący Cyprian Pierwszy Jedyny zagonił nas i do osady "pierwotniaków",
gdzie odpowiednimi oczami wykazał się Tata (Rodzina: Zołzy, Gatunek: Przenikliwe).


Błyskawicznie zauważyl, że praszczurzyca była zakatarzona!


Pomógł więc Prezes zakatarzonym przodkom upolować obiad, po czym my ...



... stoczyliśmy trudną, heroiczną,
 a co najważniejsze, 
zwycięską walkę o wyrwanie Prezesa z łap, paszczy i pazurów.


Czas dla wykończonych rodziców - zwiedzanie bałtowskiego tzw. Zwierzyńca Górnego odbywa się  takim właśnie wehikuł.




Bardzo to fajny sposób zwiedzania, ...



... i dla zwiedzających i dla... zwiedzanych.

Kompleks bałtowski ma jeszcze całe mnóstwo innych atrakcji, spędziliśmy tam bite pięć godzin 
 i trochę do zobaczenia dalej zostało... ( nie wspominając o tym , co chcielibyśmy zobaczyć my, prezesowi poddani :DDDD ).

Nastawiwszy oczy na codzienne, teraźniejsze cuda spokojnie czekamy, kiedy nam okoliczności dozwolą znów dopieścić naszą UchoDynię. Koniec z marudzeniem!
Tym bardziej, że...

... w UchoDyni pierwszy raz zakwitły podarowane nam przez Anetę piwonie, a ...


... listonosz przyniósł niespodziewany, nieoczekiwany, cudny prezent od Krzyśka Pogórskiego - świetny klucz do oznaczania gatunków roślin autorstwa pana Stanisława Kucharzyka, wydany przez Wydawnictwa Bieszczadzkiego Parku Narodowego.

Micha się nam cieszy!

Dziękujemy


Pozdrawiamy  Wszystkich

P.S. Nawet, jak nie ma kiedy skrobnąć komentarzy, bywamy u Was :D


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...