Pojechaliśmy więc w cichy, sosnowy las nad jeziorem Długim pospacerować
pomiędzy pradawnymi kurhanami
i kamiennymi kręgami, które zainteresowały nawet samego Ericha von Dänikena.
Jak się domyślacie, dla Dänikena i jego "wyznawców" kręgi mają ścisły związek z naszymi dalekimi sąsiadami z kosmosu.
Na wiszących przy kręgach kartkach widnieją nazwy ich, tożsame z nazwami w galaktyce M45 czyli Plejadach. Kręgów było bowiem podobno dziewięć i odzwierciedlały ten właśnie fragment naszego nocnego nieba. Ciekawe, czy odkrywcy tej rewelacji mieli na myśli wygląd nieba z początków naszej ery czy współczesny?
Prezes studiuje bilet parkingowy, który jest jednocześnie mapką. Mamy do odwiedzenia cztery (Ofiarny, Bezimienny, Strażnik i Krąg Spotkań) zachowane kręgi, z których największy ma 26m średnicy. Czekamy, kiedy poczujemy ową tajemnicza energię, która przywraca równowagę pól energetycznych, regeneruje zmęczony organizm i koi nerwy. Chętnie też odmłodnielibyśmy! ( Prezes w tej kwestii zgłosił votum separatum).
Za Prezesem krąg zwany Strażnikiem. Widzieliśmy parę, która obchodziła krąg z rękami wzniesionymi w górę. Pobierają dobrą energię? Wyrzucają stresy? Nie wiemy.
Przy Strażniku na drzewie wisi ostrzeżenie - jeśli wejdziesz w krąg i poczujesz się słabo - uciekaj! Na innym pniu mrożąca krew w żyłach opowieść dziewczyny, która nieświadoma magii tego miejsca wzięła stąd sobie na pamiątkę kamień. Dopóki nie przyjechała go "oddać", cierpiała na nieustępliwe bóle głowy i w ogóle wszystko jej szło nie tak. (Prawie jak w łańcuszkach szczęścia, gdy ich dalej nie prześlesz w 1435 kopiach)
Trochę się nam w głowie namieszało. Energia miała być pozytywna, a ostrzeżenia tworzą aurę grozy i raczej zapowiadają harce mocy nieczystych...
Zdezorientowani snujemy się pomiędzy kurhanami... Jest ich tu 19, niektóre z kręgami koncentrycznymi,...
...niektóre ze stelami, ...
...niektóre bez... Zliczono tu jeszcze110 pojedynczych pochówków. Chodzimy po cmentarzu, na którym już NIKT NIE PŁACZE.
Chodzimy najprawdopodobniej między grobami co bystrzejszych Gotów i Gepidów, którzy na przełomie er dostrzegli, że życie na naszym dziś Pomorzu jest łatwiejsze niż w chłodnej, surowej Skandynawii i tu się przenieśli. (Aczkolwiek są tacy, którzy na stelach znaleźli porosty ponoć sprzed 4000 lat, więc teoria wyżej przytoczona - rozsypana w gruz - mogłaby co najwyżej posłużyć do wytyczenia kolejnego kręgu....)
W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku zawitali tu archeolodzy.
Znalezioną w grobach kobiet biżuterię, znalezione w grobach mężczyzn sprzączki do pasa czy ostrogi,
naczynia gliniane ze strawą - można dziś oglądać w muzeum... Być może, gdyby naukowcy ich z pietyzmem i znawstwem nie zabezpieczyli, dziś oglądalibyśmy dziury zamast kurhanów, a wokól przechadzałyby się hordy amatorów z ogólnie dostępnymi wykrywaczami metali?
Nie. Nie było mrowienia, palpitacji czy czego by się tam jeszcze spodziewać (szczególnie w centrum Strażnika!!!!) Jestem gruboskórna jak nosorożec. Nie miewam snów , przeczuć, spotkań z duchami czy innych przeżyć nadnaturalnych... Wejście w Strażnika też nie zrobiło na mnie wrażenia...
(Johann Heinrich Füssli, Koszmar, 1781r.) Jak nigdy, kiedy weszłam w pierwszy krąg, coś usiadło mi na mostku i sprawiło, że musiałam myśleć o oddychaniu... TO nie było przyjemne i towarzyszyło mi podczas całej wędrówki. Niezmiennie. Bez żadnych "odpływów czy przypływów" w poszczególnych częściach cmentarzyska. A gruboskórna jestem, przypominam, jak nosorożec. Dlatego niewyraźnie mi, kiedy o tym opowiadam, jak jaka nawiedzona. Jeśli to magia, to nie jest dobra... Ale jak oczekiwać sympatii od dusz tak dawnych, że bezimiennych? Życzliwa ręka włożyła im w grób coś drogiego według miar sentymentalnych. Zabrano im to. W kręgach ponoć odbywały się zebrania starszyzny, sądy, rytuały, o których nie mamy wyobrażenia nawet. Pewne jest, że wierzono w opiekę zmarłych nad poczynaniami żywych. Dziś nikomu ich wsparcie niepotrzebne. Za dużo tu prób uatrakcyjnienia miejsca, za dużo szumu, sensacji, aury kiepskiego horroru czy s-f.
Chciałoby się rzec: Ciszej nad tą trumną... Bez tego rumoru miejsce i tak warte zobaczenia. Warte zadumy... Pzdr.
P.S. Tak naprawdę, jeśli trzeba odrzucić te najprawdopodobniejsze, naukowe wyjaśnienia dotyczące owych kręgów, my skłaniamy się ku starej, kaszubskiej legendzie mówiącej o tym, że jest to dzieło zamieszkujących niegdyś te ziemie olbrzymów zwanych stolemami. I wszystko jasne!!!
Franz Schubert napisał cykl pieśni do poezji Wilhelma Müllera.
Muzyka ta stała się romantycznym szkieletem, na którym Barańczak rozpiął nową, dwudziestowieczną szatę dramatycznego zawodu.
Zawodu, którego przyczyną nie jest kobieta, a .... Świat.
Oto i Świat...
Ponura, mroźna pustynia.
Krajobraz statyczny, zapełniony wytworami, a raczej odpadami cywilizacji.
W TYM Świecie Człowiek nawet w psie nie ma przyjaciela.
Pojawiające się TU psy (I, XXI) ujadają...
A kiedy psy ujadają?
Kiedy są opuszczone, bądź gdy zwietrzą obecność Obcego
czyli Wrogiego ...
W TYM Świecie Człowiek jest kimś obcym, osobnym. Nieprawdopodobnie wyalienowanym.
I zawiedzionym...
Podczas TEJ podróży roztrzaskują się w drobinki lodu wszystkie mity, nadzieje, oczekiwania.
Życie to "siedemdziesiąt zim" ,
które jakoś,
chcąc nie chcąc,
trzeba przetrwać, bo
"wypaść nie wypada, a nawet nie ma jak" (I).
- A miało być tak pięknie! -
wydaje się krzyczeć zawiedziony, oszukany, biedny Człowiek.
Miały być:
palmy i morza (I),
błogość wśród zieleni i szum morskich pian (IV),
ziemia obiecana (VII)...
Zamiast tego dostało się Człowiekowi bardzo chwilowe istnienie
- Wpadacie jak po ogień (I) -
wpisane w pesymistyczny układ współrzędnych lodu i mrozu (III).
Pokochasz Kraj i Klimat?
Kpina!
Mróz "nie puści pary z gęby, nie wpuści tchu do ust" (I)!
Nad głową niebo bez gwiazd (XIX) czy
chirurgiczny nów (I).
Świat jest chory - kaszle (I), ma drgawki (IV), gorączkę (VI).
Człowiek, ta żałośnie samotna, epizodyczna postać, nie jest dla Świata nikim ważnym.
Jego tragedie, nadmierne eksploatowanie nawet najmniejszej z krzywd (XIV), zyskują śmiesznie płytki, karykaturalny wymiar w konfrontacji z postawą Ziemi:
Czyż glob na kwintę zwiesza nos z powodu "siwizn szronów" (XIV) ...?
TEGO NIE BYŁO W PLANIE!!!!
Był kiedyś taki plan? (IV)
Ano właśnie!
Skąd w Człowieku to przekonanie, że podróż życia ma być idylliczna?
Kto i kiedy obiecywał???
To irracjoinalne, infantylne przykonanie bywa jednak dość powszechne.
Zetknięcie z realiami to upadek z bardzo wysoka.
Ktoś nabił nas w butelkę (I) !
Człowiek odkrył winowajcę - to Wielki Fałszerz (VII).
Ofiara oszustwa drugi raz nabrać się nie da.
Niechciany na Ziemi, zapewne nie jest też oczekiwany w nadziemskim welfare state.
Masz chęć - to wierz tej bajdzie (VII)...
Raju nie ma, a wybrakowana Ziemia powinna
skreślić się sama (XV).
Którzy pływają po morzach, odmieniają klimaty, ale nie myśli -
napisał w jednym z listów Horacy(1.11,27) ...
Człowiek przejrzał na oczy, ale nie ma gdzie uciec .
W podręcznym bagażu dźwiga swój "mróz i mus" .
Wszędzie dopędzi go zbyt dobrze znane dawne miejsce (II).
Przemieszczanie się to jeszcze jedna iluzja, bo Świat ujęty jest w
dwa zimne ognie lodu (IV).
Uciekając, Człowiek paradoksalnie ogranicza swoją przestrzeń jeszcze bardziej.
Krok w przód może się okazać bezpowrotnym, bo zdarza się częstokroć, że...
za nim przypadkiem spłonął most.
Krok w przód może się okazać ostatnim, bo zdarza się częstokroć, że...
przed nim przypadkiem płonie most (VIII).
Wyjścia z matni nie gwarantuje również odwilż.
Teraz morze sięga ust (VI),
więc
coś nie bardzo pstry ten koń (XIX) ...
OGNI LASCIATE SPERANZA
Pozostaje się poddać.
Z wyobrażeń o życiu pozostały zgliszcza, a raczej zbrukany śnieg.
Bezcelowe okazały się poszukiwania
świata, który innym jest niż tym lub innego siebie w nim (VI).
Ocalała jedna prawda:
zguba pewna czeka nas (VIII).
Wierne zagrożenie, które nie daje o sobie zapomnieć uporczywym tik-tak, tik-tak.
A może na śmierć, na śmierć (XIX) ?
Możemy kroczyć niezgubieni (VIII),
egzystując w ciasnej klatce bezpiecznego Dzisiaj:
przestrzeń streszczona w teraźniejszy czas (VIII).
W zasięgu ręki NIC (VII).
Za mistyczny cud uznać należy to, że w ogóle istniejemy (III).
Bezpieczna skala uczuć to mało, miałko, ciepławo, niemrawo, mdło (XVII).
Warto usypiać świadomość telewizyjną papką (IX): oglądanie świetnie zastępuje myślenie, izoluje od świata zewnętrznego.
Człowiek rezygnuje. Już nie stara się przyżyć tej Podróży, decyduje się ją zaledwie przeczekać.
Ignoruje nawet szansę zatrzymania zaklęciem "Bądź" spadającego liścia (XVI).
Co da opóźnianie zimy??? I tak przyjdzie.
Nie pociesza go i to, że
wiosny, lata i jesienie też nadchodzą.
W towarzyszące tym porom roku wspaniałości zaledwie
zanurzamy łyżkę wzroku (XVI) - "jemy oczami".
Czyli nie konsumujemy :(
Ogarnięty apatią Człowiek, raz jeszcze, w pieśni XII, pozwala sobie na silne emocje.
Sypie sól w rany upadłego Anioła.
Istota będąca dowodem na istnienie szczęścia kłóci się przecież
ze zdobytym przez Człowieka doświadczeniem!
Nie pasuje !
Wywołuje agresię w czystej postaci.
TERAZ Anioł zaczyna cierpieć, rany się zaogniają, a Człowiek z mściwą satysfakcją może obserwować jak reguła się potwierdza.
Nie wróci tam, skąd spadł.
...
Skazać ZŁO (XIII).
To jedyne sensowne działanie.
Uruchomiona zatem machina sądownicza szuka winowajcy.
Nie jest to nieprzyjazna Ziemia, albowiem
jest kreowana przez nie całkiem widoczną dłoń (IV),
a glob nie ma już sposobu, by wtrącić coś (IV).
Jakże łatwo w Wielkim Fałszerzu dojrzeć Boga.
To On jest wszak nadawcą paczek pełnych mrozu i szronu (XXII).
Jemu więc wygraża wznoszący się ku niebu pastorał, kostur, kij (XXI).
To oczywiste rozwiązanie!
Przy średniej ledwie wprawie doraźny nawet Sąd (IV) wyda stosowne orzeczenie. Tym samym usprawiedliwi ludzką rezygnację, pasywność, bo walka z mrozem nie ma przecież żadnych szans, skoro to Bóg uczynił go człowieczym przeznaczeniem...
Czy aby na pewno?
Od pierwszej strofy Barańczak ostrzega przed powierzchownością spostrzeżeń i sądów.
Podczas Podróży Zimowej dzwoni w uszach podejrzenie, że jesteśmy niewłaściwi, tacy sobie, tymczasowi.
Napomyka o popełnianych błędach (IV), podpowiada:
sam mrok da nam poznać, czym jest prawda, co za nami szła krok w krok (IX).
Jak w dobrym kryminale - Ten, do którego prowadzi najwięcej poszlak, n pewno jest niewinny...
Gest ciskania w nas białym podarunkiem (XXII) to nie przyczyna a SKUTEK.
Człowiek sam zgotował sobie taki los...
Pustka i chłód tkwią wewnątrz Człowieka.
Immanentna zima determinuje kreację świata zewnętrznego.
To w Nim -prawdziwe arktyczne lody. Nie ma żaru, ciepła.
Szron pesymizmu, zgorzknienia, pretensji, wreszcie niewiary.
A wszystko przez zgubne "a miało być tak pięknie!", w którym
zwęszyć można przesłanki błędnej swąd (IV).
Śpi w każdym z nas ta bestia (XI)
Bestia, która zabija nas w nas. Nie Bóg, nie Świat, nie Zima.
tymczasem przejdźmy do "nowin ze świata rozrywki" (XI).
Zbrodnia spotyka się ze stoicką obojętnością obserwatorów.
Takich samych siebie-zabójców.
Wspólna wina, wspólny ból, wspólna klęska nie stanowią czynnika jednoczącego ludzi.
To jeszcze jedno oblicze Bestii.
Samotność, wyobcowanie jest naszym własnym dziełem.
Spotkania z drugim Człowiekiem
są w trakcie Podróży Zimowej absolutnie przypadkowe i nic nie znaczące.
Świst po mnie został, spalin woń, gdzie z nią przez mgnienie byłem (X).
Kolejne spotkanie, w pieśni XX to krótkie oczekiwanie na zmianę świateł na skrzyżowaniu.
Twarz obok odgrodzona
- w drzwiach wciśnięty zamka spust -.
Uważny czytelnik dostrzeże bez trudu, że w całym cyklu nie pada ani jedno słowo...
Czułe słowa, szumiąca zieleń słów to cytaty z pieśni V. Pieśni wyjątkowej, bo będącej jedynym w zbiorze tłumaczeniem z Wilhelma Müllera. Należą do Jego, minionego, dziewiętnastowiecznego świata...
Tu i Teraz przez ściśnięte wiecznym mrozem gardło (VI)
introwertyczny Człowiek nie jest w stanie wydobyć głosu.
Odnotuję jeszcze
brak słów (I)
zamilkłym z zimna głosem śpiewamy (III)
mimiczny znak (IV)
dwa milczymy tylko zdania (XX)
Kontakty z ludźmi zastępują...
... zdobycze cywilizacji.
Bratni głos to głos didżeja wydobywający się z magicznego pudełka radioodbiornika (XIX).
Bezpiecznym interiorem jest wnętrze zamkniętego samochodu (XX),
którego deska rozdzielcza warta jest apostrofy (XIX).
Odrzutowiec skreśla raj (XV).
Non caret is, qui non desiderat...
Heh.
Mam jakiegoś ciebie, masz jakiegoś mnie
bracie w zwierciadlanym szkle (XXIV)!
Oto wybawienie!
Jakkolwiek nazwiemy tego wewnętrznego przyjaciela, sumieniem, instynktem samozachowawczym. głosem wewnętrznym czy czymkolwiek innym,
to "on" jest ratunkiem.
Pomoże w uczciwej, głębokiej introspekcji, zatrzyma w tworzeniu sobie na zgubę apokaliptycznego, indyferentnego, mroźnego Świata.
To nie zerwany kontakt (XVIII)!
Tak brzmi najistotniejszy chyba wers...
Nękające Człowieka dokuczliwości Zim to
udostępniony kontakt z Czymś Więcej, czyli z Nim (XVIII).
Sposób na dostrzeżenie, że coś nad sobą masz (XVIII)?
Jeśli zdążymy. Zanim zamarzniemy w...
... cymbał brzmiący
O to chętnie modlę się wspólnie z Poetą słowami uniwersalnej pieśni-modlitwy (XXIII),
której pełen prostoty liryzm i subtelne piękno nie potrzebuje komentarza.
Spodobała się zapewne i TAM, gdzie teraz Barańczak coś nowego pisze.
Bywajcie w zdrowiu!
P.S. 1. Jasne, wiem, że mądrzy krytycy widzą w tym cyklu aluzje polityczne, pokoleniowe, emigracyjne. Obronię się jeszcze jednym cytatem :DDDD
Kto ma dość serdecznie, niech nie czyta :DDDD
Poezja w wierszu istnieje tylko i jedynie jako możliwy potencjał, którego wyzwolenie następuje dopiero przy koniunkcji za pośrednictwem słowa dwóch osobowości - poety i czytelnika. (...) Kiedy czytelnik podczas lektury wiersza przeistacza się niejako w poetę, łączy się z nim, że tak powiem, w doskonałej komunii wzruszeniowej, wtedy i tylko wtedy słowo staje się poezją i mieszka między nimi. (...) Poezję można tylko odczuwać, ale nie można się na niej znać tak, jak można się znać na wierszach, gdyż poezja jest w wierszach nie do poznania, lecz - do doznania. (...) Więc poezja n i e j e s t, poezja się staje, poezja jest zawsze
i n s t a t u n a s c e n d i
- nie w wierszu, tylko w nas."
Marian Piechal O poezji i czymś wiecej
P.S. 2 Zdjęcia sprzed lat, bo zimy jak nie było, tak nie ma.