poniedziałek, 28 lutego 2011

Żegnaj Marilyn...

Stało się.
Przyszedł czas, aby pożegnać naszą poczciwą Marilyn. Służyła nam kupę lat i spełniła zacnie swoją rolę. Ku pokrzepieniu serc opowiemy jej historię.


Otóż, kiedy nieuchronnie, tupiąc podkutymi glanami, zbliżała się osiemnastka Najpierwszego, Mama całkiem nieoryginalnie wpadła w panikę. Jej maleńki, niebieskooki Aniołek za chwilę zamieni się w dorosłego Samca i będzie mu w głowie jeno polowanie!!!!! Od paniki do piekielnych pomysłów niedaleko. I tak, na osiemnastkę Dostał syn wydzierganą przez Mamę poduchę z kobietą niebylejaką (dzięki Andy za wzorek :D), co by mu głoda nieco przytłumić i poprzeczkę potencjalnym kandydatkom wysoko, oj wysoko zawiesić.
Ze zwykłego lenistwa Mama postanowiła dwie pieczenie przy jednym ogniu upiec i rewers tejże poduchy to ta sama Marilyn w wersji psychodelicznej (Fioletowa twarz, zielone włosy oczy i usta w jarzeniowej (wręcz fluorescencyjnej) seledynkowatej żółci. Nie wiedzieć czemu ta właśnie strona podarta tak, że aparat odmówił zrobienia pstryk.). Instrukcja obsługi brzmiała: "Jak byś wpadł na durny pomysł, żeby zaćpać, odwróć poduchę na drugą stronę. Masz efekt bez trutki.
Zadziałało.

Syno nie ćpał, a następczyni Marilyn jest i ładniejsza i mądrzejsza, a wczoraj dostała z racji urodzin zamiast tortu chlebek. Od serca, a raczej od serc wielu. Marylin (podarta na strzępy przez psy) odchodzi. Umarł król, niech żyje król!


Tymczasem co poniektórzy internetowi przyjaciele chcieli zobaczyć, co ostatnio zeszło z Mamy drutów. Ten sweter poniekąd ma początek w sieci. Kiedy Mama oglądała niedawno bojkowskie haftowane koszule w Chacie Magodzie, przypomniała sobie (wreszcie!!!!!!), że obiecała Tacie wyhaftować taką, gdy pierwszy raz pojechaliśmy na Festiwal Kultury Łemkowskiej do Żdyni. Uwierzcie, dawno to było. Oj, dawno. Skruszona, zawstydzona zabrała się za zimową wersję takiej koszuli. :D

No i Tata teraz z dumą robi za Kozaka. :) Niestety, nie dał się namówić na profesjonalną sesję, a plenery dziś u nas cudne, i śnieżne i słoneczne. Ech...
(ta pieśń jest jedną z ulubionych Taty-un Cosaque ! :D )

Druty są jednym z wielu nałogów Mamy.( Hmm, czy żeńska forma od 'nałogowiec' to 'nałożnica'???) Z tym jednakowoż nie walczy i nie zamierza. Preferuje robótki kolorowe, wzorzaste, żeby nie było nudno.

Jako że Tato pięknie umie dziękować, pełnymi garściami czerpie z Maminego nałogu.


Rozsądne lenistwo jest warunkiem dobrego zdrowia. Mama nie spruła fragmentu swetra, zauważywszy, że z szerokością przesadziła. Ze stoickim spokojem zakończyła zbędne oczka. Jest z nich teraz, jak widać, absolutnie niezbędna kieszonka na komórę, ewentualnie inne niewielkie niezbędności.

Wyobraźnia Mamy dalece wyprzedza jej plastyczne talenta. Tego, czego pędzlem nie zrobi, żeby nie wiem jak się starała, próbuje wyczarować na drutach. Ukochany sweter "plecakowy" Taty ma na imię "Hej, sokoły" i przedeptał na Jego grzbiecie cały Bieszczad.

Szczerze mówiąc, nie bardzo się już nadaje do pokazywania, bo przemoknięty kiedyś w górach do imentu Tata suszył go nad ogniskiem i najnormalniej w świecie uwędził... A że wędzone dłużej się trzyma, więc wyrzucić go nie pozwala i używa wciąż z upodobaniem w świecie mniej cywilizowanym.

Od czasu do czasu Mama daje się namówić na zrobienie czegoś, co nadaje się do ubrania między ludzi ( ale skoro jednokolorowe, to choć faktura musi być, żeby nudą nie wiało w czasie dziania).
W tym dwukolorowym swetrze nie ma nic ciekawego niby, ale stał się pochopem dla dwóch sweterków Prezesa.
Tu się przydał sprawdzony fason.
A tu resztki włóczki :-).

Na koniec tej chwalby jeden z pomysłów na resztki. Można się pozbyć całej torby gałek i gałeczek pozornie do niczego już nieprzydatnych. Ten model jest ulubieńcem wszelkich dżinsów :D.

Tymczasem psy doczekały wreszcie powrotu formy u Tata. Nareszcie spacer!


Szczęście Igry zawsze wyłazi z niej uszami :D




Pięć łap i dwa zęby, w dodatku rozlazło się to Coś na dwie strony świata.

Nic dziwnego, że psy skonfundowane.
Pijany chomik...
albo i nie chomik, ale fantazja ułańska!







Psy tak szczęśliwe na spacerze, że gdyby mogły, zrezygnowałyby chyba z kolacji, byle jeszcze pobaraszkować.
Tymczasem w domu spokojnie wyrósł chleb z ziarnami i czarnuszką, a Mama przygotowuje druty do nowej przygody...

Zdrowiejemy. Dzięki.

wtorek, 22 lutego 2011

Rzecz wyobraźni czyli PIÓRKIEM i... mrozem






- Dzień body Pani Doktor! U nas w domu ZARAZA! - wrzasnął Prezes od progu gabinetu. I nie kłamał. Grenada się chowa. Mama spacyfikowana anginą, Tata zbiera oskrzela z podłogi, to i Bąbel zaniemógł. Na szczęście, bezantybiotykowo.
Jak Tata dorwie tego Almanzora, któren cmoknął zdradziecko (taką ma Tata nadzieję!) Mamę, to mu ... (jak tylko siły odzyska, oczywiście)
Mimo więc tego, że kroi się w dzisiejszym wpisie rozgorączkowana pulpa, trzeba sobie poszukać jasnych stron tej sytuacji. Tematów do zdjęć pod domem -masa. Ładnych słów w książkach równie dużo. :D

Przecież, jak ogłosił był swego czasu Kazimierz Wyka, wszystko RZECZ WYOBRAŹNI.

I na co nam telewizja? Wszyscy, którzy oglądali Amadeusza wiedzą:

Że nie zbrodnia reklamy
że reklama zbrodni warta
przekonał się Salieri
mordując Mozarta
(Joanna Kulmowa)

Lepiej czytać. Choćby nawet tę, większości do niczego niepotrzebną, poezję. :D A jeszcze, kiedy się Człowiek nieco tylko uważniej rozejrzy dokoła, nietrudno uwierzyć Miłoszowi, kiedy mówi:

Na ziarnku maku stoi mały dom
pieski szczekają na księżyc makowy

i nigdy jeszcze tym makowym psom
że świat jest większy nie przyszło do głowy


:D


Luty, dotkliwy mróz przyłapał krótkotrwałą odwilż na pobliskiej łące, a że śniegiem u nas dopiero od niedzieli sypie, podglądaliśmy tę zakutą w lodowe okowy odwilż.


W tej powszedniości, o! jakże tu wiele
Mistycznych rzeczy i nieodgadnionych
Maleńkich jako światełka w kościele
Na dzień za dusze święcon pogrzebionych
-
Czerwoną iskrą drżących chwilkę jedną,
P r z e z t o, ż e z a d n i a ś w i e c i , nad-powszedną!...


Jak widać, zaczynamy więc z najgrubszej możliwej Rury! :D Norwidem

Nad olbrzymimi księżycami
Wieczność
ustawiła się na dwunastce.
A Czas usnął na zawsze
w swej wieży

oszukują nas
wszystkie zegary.

Federico García Lorca
(tłum. Zofia Szleyen)


Skoro mamy piórko.... (które, pisząc nawiasem, :D dało nam asumpt do wspomnienia w tytule niezapomnianych programów Świętej Pamięci prof. Wiktora Zina) to... Czechowicz:

Spokojnie miękko świeci chwila bez godziny
ostrzą się na kamieniu zórz lotki jaskółkom




Obraz, jako muzyka? A czemu nie? Tytus Czyżewski chyba miał rację, kiedy napisał, że

Malarstwo jest muzyczną rozkoszą
Tonów najrzadszych, najprostszych

Czyżby to ...były strzały, które z błękitu spadły?... (Federico Garcia Lorca tłum j.w. )


Zaprawdę godnym i sprawiedliwym
Słusznym i zbawiennym jest

Być uważnym

Pełnym pasji

Dobra wasza

Gwiżdżą ptaki
I tego trzymać się trzeba
(Sted)

...tak właśnie nad bryłą szorstką
słowo ciałem się stało
bezruch - gałązką...

(Joanna Kulmowa)


Jak się dobrze przyjrzeliśmy to zauważyliśmy tu to samo tchnienie subtelnego, przedwiecznego Piękna, co..
...w surowych do przesady, monochromatycznych, ...
...wyłaniających się z nicości bieli liniach na obrazach japońskich mistrzów Zen.

Liniach kreślonych spontanicznie. ..

...nieomylnymi pociągnięciami...


...umoczoną w tuszu, ułamaną obok gałązką

czy wiechciem ryżowej słomy.

Asceza tych ruchów-muśnięć musi być pozorna, skoro piękno, zaklęte w ich obrazach, jest skończone...
Zupełnie jak piękno zaklęte w muśnięciach mrozu.

Często tamtym dziełom też towarzyszyła kaligraficzna poezja. :D
(Per analogiam do poezji wracam(y))

Wiośnie udało się uciec z duszą na listek (Mickiewicz).
No i zaczęło sypać. Troszkę. Za to nie śnieżkiem, a wielkimi kłębkami puchu.

Ptaszyska ślepiami w które nieskończoność weszła patrzą nie widzą -
nigdy nie umrą na bezkształt
(Kulmowa)

W domciu fajnie, ale może gdzieś tam, jak pisał Ziemianin
W ciemnym lesie klęczy na jedno kolano na obrusie przymrozku - wilczyca


Rozchylił jej bluzkę na piersiach'
i ukazały się góry wiosenne

Jak to możliwe dziwił się
na dworze na białych łapkach
przeciąga się jeszcze śnieg


W jej włosach
gwiżdżą już szpaki!


Wypuścił pędy grzech

:D
(Harasymowicz. Złociście, po swojemu nieprzyzwoity. Podpisem miała byc tylko druga strofa, ale... nie mogliśmy się powstrzymać. :D )


Śnica i śniegowica :D (Czechowicz)


A we mnie tańczy menueta anioł we fraku (Tadeusz Nowak)

To naturalnie nie są barwione preparaty mikroskopowe tylko efekt naszej zabawy z fotkami, które wyżej pokazały zupełnie inną prawdę.Oto dowód na to, że faktycznie wszystko to Rzecz Wyobraźni. :D Mama na tym czerwonym wypatrzyła m.in. elfa, Tata upiera się, że to twórcze rozwinięcie tematu Strącenia grzeszników ze skrzydła tryptyku Sąd Ostateczny Hansa Memlinga...
Z pewnością ile oczu, tyle interpretacji, ba! może par interpretacji - po jednej na każde oko. :DDDDDDDDDDDDDD
Do tego, żeby z większą odwagą pstrykać to, co widzimy bardzo blisko, zachęciły nas ostatnio kapitalne zdjęcia Jerzego Dolaty na Biebrza Trophy. Polecamy.

Jak widać dziadziejemy z dnia na dzień!. I dobrze nam z tym! Czego i Wam życzymy.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...