środa, 29 grudnia 2010

Bo zupa nigdy nie jest za słona!!!!



Bywa, że ludziom nie smakuje.

Bo za dużo śniegu lub za mało.
Za zimno bądź też za gorąco.
Za sucho lub zbyt mokro.
Za wesoło lub smutno.
Zbyt samotnie lub zbyt tłocznie,

A przecież, jeśli życie smakuje, to... zupa nigdy nie jest za słona! :D

U nas i śniegu z mrozem


po suczy zad


(pewnie, żeby nam przypomnieć o "orlej
lotów potędze" . tudzież "wywinięciu orła" )
Potem była odwilż, i śnieg się zrobił wreszcie plastyczny, na co długo wyczekiwał Prezes z powodu
niezaspokojonych zimowych marzeń twórczych
o BAŁWANKU.
Tata jest, oczywiście, jedynie pomocnikiem Majstra i Głównego Architekta.
(Jak widać, także Głównego Stylisty.)
Nie, nie! To nie Tata! (On ma brodę i dłuższy język!)
Obok Bałwana MUSIAŁ, jak co roku, przycupnąć PIESEK
(drzewiej gadano, że takie Rzeczypospolite, jak młodzieży chowanie...).
Bałwan z harcerską duszą na przedświąteczne porządki?
JEDYNY!
Jak Mister Pro...coś tam -ze starodawnej reklamy.

Szczególnie tam, gdzie:
- wielkie, stare, wypolerowane lustro staje się świetną tablicą do artystycznych dzieł
w technice kredka woskowa;
- czi psy (3) smarują okna nosami w celu podziwiania krajobrazu;
-wyżej oskarżone, będąc jednocześnie w tzw. drugiej fazie linienia czyli od lipca do grudnia (pierwsza trwa od stycznia do czerwca), sprawiają, że odkurzanie ma wymiar wyłącznie moralny;
- prysznicowy brodzik w niemym acz skutecznym, proteście przeciwko nadmiernemu (jego zdaniem) zużyciu wody wypluwa tąż z niekłamanym entuzjazmem, zmuszając podłogę do ciągłych ablucji;
- itp. itd. etc. ...
IGRA... - oto sprawczyni wyłomu w świątecznej rutynie. To dzięki Niej, (a raczej jej brakom w wychowaniu i nieokrzesanej naturze sprawiającej, że na tym etapie nie nadaje się do wizyt "na salonach"), opuściliśmy domowe pielesze jedynie na Wigilię...

Nie zostajemy na Święta w gronie Rodzin ( w sensie globalnym) !!!! Wracamy na wieś nocą, byczyć się i zajadać pysznościami (z cynicznym uśmiechem nad trupem konwenansu, wow).

Przez prawie pół drogi do Rzeszowa towarzyszyła nam TĘCZA!!!!
Czy można sobie wyobrazić lepszą wróżbę???
(Nawet Mama, w TAKICH okolicznościach, przestała roztrząsać, co zwiastować miał fakt, iż w wigilijny poranek - z premedytacją przez Mamę aranżowany -kawa- książka - muza - zaliczyła klasyczną premię ornitologiczną w ciemnym przedpokoju na szczenięcej kupie...)
Na straży dobytku został pies w towarzystwie bałwana lub na odwrót, a my udaliśmy się ku Miastu, zaliczyć kolacji wigilijnych sztuk dwie.

Na Wielkie Nasze Szczęście, Mikołaj okazał się....
I pomiędzy wielorakie, wspaniałe prezenty wsunął też NOWY APARAT FOTOGRAFICZNY !!!! Nie. W żadnym wypadku sobie na niego nie zasłużyliśmy. ( Mamy baaaardzo mocne podejrzenie, że to super grzeczny DZIADZIO W. , poprosił Mikołaja, żeby udało mu się odzyskać swój... dawno pożyczony... aparat...

Na psie spacery wychodzi więc teraz Tato z większym niż dotąd zaangażowaniem i animuszem...
I nigdy bez aparatu :-).


I kiedy już psi zadowolone,
a Igra z samozaparciem godnym lepszej sprawy usiłuje je dogonić,
Tata próbuje się dogadać z nowym sprzętem.
"Nasz" (bo przydomowy) park.
Prawie Richelieu na naszej ciurkawce.
I koronki


na naszej rzece.
Mamy nadzieję, że nasze posty zyskają na jakości, kiedy aparat da się oswoić.

Ma razie zostawiamy Was z jednym z naszych ulubieńców
(obraz kompletnie niezsynchronizowany z muzyką, ale to nie jest wina naszego aparatu.)


czwartek, 23 grudnia 2010

Dał nam Bóg Pogórze. Wigilijna refleksja.

fot. Łukasz Grudysz

Dał nam Bóg Pogórze.

Dziwaczną krainę, gdzie czas zasnął pomiędzy wzgórzami nie wiadomo kiedy i która bez czasu się obywa.

Krainę, gdzie dróżki i drogi wiją się jak litery dziwacznego alfabetu a Słowa, które nimi ludzie wypisali, Bóg jeden już tylko wie, co znaczą.

Krainę, gdzie porzucone w krzakach, nikomu już do niczego niepotrzebne żarna mielą wiersze na wiatr .

Bóg dał nam psy, które, jak jesienny wiatr, niewidocznie rozgarniają wysokie, zrudziałe trawy.

Bóg dał nam siebie.

I wszystkim życzymy tyleż SZCZĘŚCIA w życiu!

Ziemi, ludzi i zwierząt do zachłystywania się miłością.

Niczym zadyszany, szczęśliwy pies z jęzorem do ziemi i błyskiem w oczach.


JESIEŃ.
Nasza ukochana pora roku, zatem nasamprzód się jej należy miejsce.








LATO.
W kolejności drugie dla Mamy, której nigdy nie jest za gorąco i dla dusznych zapachów.




WIOSNA.





ZIMA



Idźcie przez życie w zachwycie. :)
Z lekkością Grubej Mamuśki Thornton :)








środa, 15 grudnia 2010

Najlepsze życzenia dla Wszystkich!



Kochani! Marzenia za rogi! I jazda bez trzymanki!

P.S.

"DOKTOR:
Może jest pan trochę poetą?
GUREWICZ:
Z tego też tu leczycie?"

Wieniedikt Jerofiejew Noc Walpurgi, czyli Kroki Komandora

P.S. II
Prezes po obejrzeniu powyższego stwierdził, że "nie lubi mieć takiej dużej buzi...". :-)


poniedziałek, 13 grudnia 2010

Wszystkie dzieci kochają świętego Mikołaja

W całym Internecie dzwonki sań, zapach wanilii i poważne świąteczne przygotowania. Mama prawie wpadła w kompleksy, Tata w zaspę, ale za to....

wszystkie dzieci luuuubią świętego Mikołaja!!!!

Tylko czy święty Mikołaj długo jeszcze będzie lubił być lubiany???


Suki są, póki co, największymi i szczerymi entuzjastkami grudnia. I siebie nawzajem.
Maluch pełen animuszu.

A my zmagamy się z humorami i żałośnie usiłujemy sprostać naszym zimowym planom.
Tata chce się zająć przywracaniem życia w paru zdobyczach, na które w ciepłe miesiące czasu nie zostało, m.in.:



Mandoli (To starsza siostra mandoliny), która nie dość, że ładna, to i czarować dźwiękami potrafi.
(Sprawdźcie choćby tu ).


Doczyszcić bagnet niemiecki 37r. i takie tam tego typu dłubaninki.
Mama na zimę na ogół miewa bliskie i czułe spotkania z drutami bądź szydełkiem. Zaplanowaliśmy też skatalogowanie (wreszcie!!!!) naszego księgozbioru i nadrobienie zaległości czytelniczych. W końcu po to jest zima. Ale ech!
Wszystko idzie nie tak.
Mama z coroczną grudniową chandrą nie obwiesza domu girlandami, piecze wyłącznie zwykłe ciasta i zwykły chleb. Z trudem zdobyła się na zlanie wreszcie do butelek octu jabłkowego, i to tylko dlatego, że wołał już o pomstę do nieba. :-(
Tata Mandolę podczyścił ślicznie, odrdzewił, co mógł, naprawił, ale z zakupem wosku i strun musi poczekać, bo nasze finanse przedświątecznie ledwo dyszą. :-(
Książek skatalogowaliśmy 200, a to raptem dwie wąskie półeczki, więc i zapał przestał się palić, tli się ledwo :-(
Mama zaczęła dzienniki cara Mikołaja po to, by przekonać się, że tego czytać się nie da, męczy Pielgrzyma Coehle, którego nie ceni, podczytuje Waldena Thoreau, którego ceni, ale ze względu na anachronizm języka musi przetykać czymś... :-(
Tata porzucił biografię Kapuścińskiego w trzech czwartych dla Domu nad rozlewiskiem :-(
Na zimno i grudzień nie narzeka tylko Prezes i psy.

Igra ma śniegu po goły brzuszek, a nie krzywi się nic a nic.
Mała dzielnie dotrzymuje kroku dorosłym, dopokąd si.ę da....



A starsze - jak śnieżne pługi!
Igra, chcąc nie chcąc, porusza się systemem króliczym, kicając dzielnie i zamaszyście. Dopóki jej sierść nie różowieje nie zamierzamy się jednakowoż martwić.

Nasze grudniowe smuteczki podleczyliśmy nieco PIERWSZYM PIWEM WŁASNEJ PRODUKCJI.
Tata zdolniacha! Piwo pycha! I jak długo pianę trzyma! Ho Ho!


... ale nie ugasiliśmy tęsknoty za Kosztową, remontem i ciepełkiem prosto z [pieca....
i za Sanem.... Pozdrawiamy serdecznie.
Partizan ku pokrzepieniu serc


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...