piątek, 22 listopada 2013

Cynamonowy Zakątek czyli co ma Łowicz pod spódnicą


... Bo że Spódnicę ma Łowicz paradną,
wie każdy.
Można bez wstydu przyjechać do Łowicza ...



... zachwycić się owym wierzchem czy, jak mawia większość, Rynkiem i...
pojechać dalej.
Gospodyni tu, jak widać, ma słuszne biodra. Szerokie.


A krasne pasy przyciągają oko i puścić nie chcą.


Zaprawdę na łowickim Rynku można dzień cały spędzić, paszczę rozdziawiać, nazwiska i herby katalogować czy kontemplować architektoniczne hymny do Boga .

Można i zjeść. Tak po europejsku jak i po arabsku.
Jednym słowem, jest to Rynek urokliwy, Spódnica, która każdego turystę nasycić może (w każdym wymiarze  :D).
Potraktowaliśmy Ją ze szczerą rewerencją i ... zboczyliśmy.
Czyli jak zwykle :DDD


Dopiero pod spódnicą kryje się czar tego miejsca!


Ta długa ulica, będąca w Strasznych Latach gettem,
sprawiła, że poczuliśmy się jak w międzywojniu...


Gdzie jeszcze są mydlarnie zamiast drogerii?


Gdzie rzemieślnicy silą się na przekonujące aforyzmy
zamiast obwieszać lub (bleee) obklejać zakłady krociami logo zachodnich marek?
Gdzie swoim nazwiskiem ręczą za jakość usług?


Gdzie wreszcie pod numerem kamienicy można przeczytać nazwisko właściciela?


Snuliśmy się więc zaczarowani, Tata trochę zażenowany brakiem melonika,
Mama skrępowana przykusymi łaszkami.


Jednako podobały się nam szacowne gmaszyska, ...


... jak i przycupnięte skromnie obok domki.


Z równym zapałem penetrowaliśmy ciemne podspódniczne zakamarki...


... i wdzięczne wzorki łowickich pończoszek.


I wreszcie nasza niedyskrecja sięgnęła...


apogeum!

Czerwona (ach!) Podwiązka (ach!)
na (ach!) siedemnastowiecznym łowickim udzie (ach!).
Ach!


"Za niebawem" okazało się, że podwiązkę można nie tylko podziwiać z ulicy, zadarłszy łby!


Można ją, najnieprzyzwoiciej w świecie i na oczach gawiedzi, pomacać!


Jak nie wejść w podwórko, nie pokonać stromych schodków, skoro
wielbi się Brunona Schulza
i cynamon takoż?


I trafiliśmy na knajpę marzeń!


Należymy do pokolenia szczurów kawiarnianych,
ulubione knajpki były nam drugim domem.


Każdy znał nas po imieniu, szatniarze wiedzieli, kto jest, kto był, kto przyjdzie lub już-nie-dziś.
Przyszywali naderwane guziki, wieszaczki, ratowali dziurawe kieszenie.
Bez proszenia, ot tak. Jak w domu.


Nasze pokolenie długo, długo nie przychodziło do knajpy pić.


Nie raz nie dwa naście osób spędzało kilka godzin przy jednej, składkowej herbacie.
(Tylko bez cytryny Pani Basieńko, bo na luksusy nie mamy!!!!)


I dyskutowaliśmy, kłóciliśmy się, bluźnili i nawracali.


Myśleliśmy, że takich miejsc już nie ma.

Jak dobrze, że się myliliśmy!

( Ta cudnej urody kasa nie jest z pchlego targu,
przepracowała sumiennie lata międzywojenne w sklepiku na parterze
tejże kamienicy i
ABSOLUTNIE ZASŁUŻENIE
spędza emeryturę na kontuarze w Cynamonowym Zakątku.)


Pod łowicką spódnicą znaleźliśmy zatem równie  barwne wnętrze,
gdzie właściciele gadają z gośćmi,
gdzie można sięgnąć na półkę, wygrzebać naprawdę fajny tytuł i zatopić się spokojnie w lekturze,
gdzie nad każdym czuwają cierpliwe Anioły.

Gdybyśmy mieszkali w pobliżu,
z cała pewnością Gynamonowy Zakątek
 byłby naszym drugim domem!

Parafrazując wiekopomnego Króla Juliana i styl Wujka Jakuba
z całym przekonaniem twierdzimy:
"Zaprawdę! Nasz zadziec przeznaczony jest temu stolcu!"
Łowickie gołębie są dokładnie takiego samego zdania!

W razie wycieczki do Łowicza
OBOWIĄZKOWO
obiad
w Cynamonowym Zakątku!
Pod groźbą anatemy!!!!


Bywajcie

PS. Z wyprawy przywieźliśmy nowego członka rodziny.
 Jest czarny,
urodził się w 1886 roku
i ma na imię Seiler :D
Pokażemy go, kiedy Go troszkę chociaż podleczymy.
(Najpierw musimy zakończyć jednak własną rekonwalescencję.)



czwartek, 10 października 2013

Ostatni taki koncert...


To było przecież niedawno...
Siódmego lipca.
To było tak dawno...
W poprzedniej epoce.


Wybraliśmy się nad Nil.
(Pogórzanie wiedzą, że nad Nil to my mamy jakieś pół godzinki.
Albowiem Nil przepływa przez Kolbuszową!)

Pojechaliśmy tam z nie byle jakiego powodu, a dla Gwiazdy Pierwszej Świetności, której muzyka często w naszym domu rozbrzmiewa.
Gwiazdy, jak zawsze, błyszczą nocą, zatem za dnia podziwialiśmy pasję...


... siwowłosych Strażników Rzeszowskiego Folkloru.

 A że autentyczne pasje bywają bardziej zaraźliwe niż dżuma, z niemała radością wysłuchaliśmy też dwóch pięknych młodością i wirtuozerią solistek, ...

... których skrzypeczki również na ludową śpiewały nutę.


Przyszedł potem czas na  letnio lekki dixieland...

i inne jazzowe kapelki.
 (Tu akurat New Bone z Krakowa).

I w końcu się doczekaliśmy!


A Prezes zyskał kolejne cenne fotki do Albumu Dziecięctwa.
 (Mamy nadzieję, że będzie je sobie baaardzo cenił kiedyś.)

A kiedy Waldemar Rychły w towarzystwie Skrzypka i Flecistki zawładnęli sceną,
 nad Nilem rozwarły się bezkresy !!!

I powędrowaliśmy. Oj!

Kwartet Jorgi taperował nam do pólnocy rosyjski niemy film.
Taka noc mogłaby nie mieć końca!!!

Mama w trakcie imprezy postanowiła uwiecznić Wszystkich Mężczyzn jej życia - po lewej Tato Mamy, zaś po prawej Synowie: Najpierwszy i Ostatni.
Za Prezesem na pewno poznajecie Tatę Prezesa :DDD

I już więcej Mama takich zdjęć nie zrobi. Nie będzie już na Takim koncercie.

22 lipca po raz pierwszy pogroził szczypcami rak w płacie ciemieniowym mózgu naszego dotąd tryskającego zdrowiem i czerpiącego z życia, ile się tylko dało, Nestora.
Szykowaliśmy Się Do Walki.
Oboje, i Go i Rado, Chcieliśmy Iść Na Tę Wojnę!

16 września 
przegraliśmy

tak szybko

My nie wierzymy, MY WIEMY, że tak właśnie wygląda Jego Góralskie Niebo.
Prócz Ojca czekała tam na Niego Mama, Żona, Wnuk, którego Tatr uczył tak, jak i Jego nauczono.
A w Schronisku gromada Przyjaciół.


Baw się dobrze, Tatusiu.
SPOTKAMY SIĘ U STUDNI!

P.S.
Wnuk zamiast komentarza poprosił o zamieszczenie tego zdjęcia ze wspólnych wakacji:

Rumunia 2010 






piątek, 16 sierpnia 2013

Prezes w Krainie Liliputów czyli dokąd pędzisz Czasie?

Gdybym zaś powiedział tak:
Miodopłynnych słów potopy z brzegów ust mądrych wylewa, 
pewnie bym nudność aż do ckliwości, 
albo tez śmiech pusty sprawił w słuchaczu, 
dla obłudnych, 
a cienia podobieństwa do prawdy nic mających myśli.
- przytomnie zauważył był Wacław Rzewuski
w Zabawkach wierszopiskich i krasomowskich
 jakieś 250 lat temu. 

Bez zbędnych i niewiarygodnych wygibasów stylistycznych spytamy więc:
Gdzie się (...) podziały Wakacje???
Były w ogóle???



Wprawdzie Tu
i Tam byliśmy 
( w miesiąc ponad 4000 km), ...


... niektórym udało się zrobić Coś pierwszy raz w życiu, 
ale
tak z ręku na sercu, to dla czystej przyjemności przejechaliśmy tego lata jedną trasę, 
a reszta to wyławianie kropli miodu z beczki dziegciu.


Krainę Liliputów, którą odwiedziliśmy jeszcze w czerwcu (sic!),
 najłatwiej znajdą amatorzy pierogów (sic!).


Tuż pod Pilznem, w Lipinach Gospoda u Wiedźmy wabi ponad 300 rodzajami pierogów. 


Przy okazji można pospacerować po miniaturowej wiosce, dla której inspiracją były ponoć...


... Reymontowskie Lipce.


Ilość zagród, dbałość o szczegóły...


... i szczególiki, ...


oraz tętniące w niej życie


 we wszystkich jego wiejskich, prostych a szczerych przejawach...


... każdego Guliwera (nawet Małego) zachwycić muszą! 
Taką moc pracy, jaką włożono w tę ekspozycję,
 może udźwignąć tylko Wielka Miłość i Pasja!

Ale przecież:


Wspominać młodzieży o dziejach ich przodków,


 dać jej poznać najświetniejsze Narodu epoki,


stworzyć miłość Ojczyzny z najpierwszymi pamięci wrażeniami,


jest to nieomylny sposób zaszczepienia w Narodzie silnego przywiązania do kraju;


nic już wtenczas tych pierwszych wrażeń,


tych rannych pojęć zatrzeć nie zdoła,


wzmagają się one z latami (...). 

 
Niech te słowa Niemcewicza dźwięczą w głowach Nam, ...


... a Oni niechże je potwierdzą Kiedyś.


Tym bardziej, że nie ma Guliwera, który nie chciałby wyciągnąć
 PRAWDZIWEJ wody PRAWDZIWYM żurawiem...


 ... czy SAMEMU pociągnąć za dzwon wiejskim kościółku.
(Konia z rzędem temu, kto nam wyjaśni, 
dlaczego dziś księżom nie chce się wejść na ambonę - jakże inaczej się onegdaj kazań słuchało!)


Znalazło się tu także miejsce ... 


na synagogę.


We wsi miejsce jest i na szlacheckie dworki...


... i na wszędobylską karczmę,...


... na kuźnię, w której nie wiadomo, czy nie dyabeł pali...


... i na tabor cygański, który fascynuje, ale i niepokoi.


Dla najmłodszych Guliwerów jest część baśniowa zamieszkała przez
Skrzaty, Krasnoludy, Królewny i Kapturki z Wilkami.


Można też pobaraszkawać...


...po całkiem sporym...,


... jak na Małych Guliwerów,...


... Bardzo Baśniowym Zamku :D

Zaprawdę warto zboczyć pod Pilznem na pierogi!!!

Poza tym
 liczymy, że UchoDynia tęskni za nami równie mocno jak my za Nią,
liczymy, że przed końcem sierpnia może uda nam się wrzucić ostatni wpis czerwcowy,
liczymy, że Złe okaże się mniej Złe,
oraz
że jest Ktoś, kto ma większe plany niż my i wie, po co to wszystko...

Bądźcie w zdrowiu!

P.S. Za nadmiar kolaży przepraszamy, może powiększywszy je, "coś" będzie widać? 
Mieliśmy do wyboru dać za dużo zdjęć albo za dużo kolaży. 
Co to za wybór??? :D


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...