czwartek, 16 lutego 2012

Niskie Niebo, czyli Krwawe Zapusty



Droga dojazdowa do Domu odśnieżona, co było do zrobienia na dziś - zrobione, można spokojnie, z gorącą herbatą siadłszy, wtrząchnąć, skoro dziś Tłusty Czwartek, przepisowego pączka i podumać.

Choćby o tym, że, cytując nieocenionego księdza Jędrzeja Kitowicza:

"Staroświeckim pączkiem
trafiwszy w oko
mógł go był podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga i pęcznieje jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska!"
:DDDDDD

A skoro tłusty Czwartek, to, mój Boże, ileż różnych, niezwykle ciekawych tropów do prześledzenia i do zasygnalizowania.
Choćby i ten, tutejszy, na skrzypiącym zakrwawionym śniegu z 18,19,20 lutego 1846 r.


10. NISKIE NIEBO (1)

Kraino piękna, ukochana przez Boga i moja.

Pani, ozdobiona niedostępnymi uroczyskami jak starą, oprawioną w las i kamień biżuterią. Twoje suknie przepasane są błękitnymi, pełnymi pstrągów, błyszczącymi wisłokami (2). Uwielbiam chować się przed światem w zielonozłotych fałdach Twego stroju - paryjach (3) , jakby faktycznie wyrytych gwizdem kosmicznego odyńca.

Kraino Frasobliwego. Ojczyzno wilka, niedźwiedzia i jeszcze twardszych ludzi. A z nich wszyscy zakochani w Tobie tą bezgraniczną, beznadziejną miłością, która jednym każe Cię gorzko przeklinać, a innym, błogosławić wspólnego Stwórcę.
Ile krwi przez wieki w Ciebie wsiąkło, to tylko On jeden wie. Piłaś ją nie robiąc różnicy, czy ona chłopska, szlachecka, mieszczańska, księżowska, polska, ruska, węgierska, słowacka, tatarska, żydowska, niemiecka, rumuńska, cygańska, czy jeszcze jakaś inna, bo wszyscyśmy kundle przy Tobie – Matko i jednaki nam koniec - w Tobie.


Mikołaj był i rozrzewniony i rozgoryczony. Rozglądał się po pobliskich chałupach. Ciemniejących i jakby zsuwających się bezładnie, razem z drzewami z okolicznych wzgórz. Wiele z nich było drewnianych i na zrąb.

Śnieg chrupał głośno pod butami na mróz.

Nie mógł pojąć, jak to możliwe, że mieszkając tuż obok arcydzieła starodawnej, ludowej ciesiołki, dowiedział się o nim zupełnym przypadkiem, przy okazji. Toż na świecie ludzie żyją z takich rzeczy! I jeszcze jakiś cymbał w sutannie zasłonił schowane między starymi lipami cudeńko obrzydliwym, wielkim, ceglanym hangarem, mającym imitować kościół. Skandal! (4) Ech...

Autobus dopiero za trzy godziny, knajpy nie ma, więc trzeba do sklepu .(5) Postać, wypić piwo i pogadać z miejscowymi. Może który wie, gdzie dwór stał… (Spalono go dokładnie sto pięćdziesiąt osiem lat temu, dziewiętnastego lutego - czytał o tym).


Chłopy rozbili miejscową gorzelnię ,(6) a potem pijani przyszli nocą i wyrównali rachunki z panami - zatłukli bez litości dziesięć osób (7); wszystkich mężczyzn (8): „czarnych”, „surdutowców”, miejscowych właścicieli, ich rządców, gości (9) - bo to zapusty, księdza (10) i dwoje służby, którzy chcieli bronić mordowanych (11). Metodycznie, od siedemnastolatka do niewidomego dziadka, który miał ponad osiemdziesiąt lat i nie miał nogi .(12) Potworne , krwawe zapusty.

Wszedł, wystukał buty o próg, zdjął czapkę i zdejmując rękawice, głośno powiedział: – dzień dobry.
- Dziń dobry (13) – usłyszał w odpowiedzi zapóźniony o jedną chwilę chór głosów.

Jeden był kobiecy, ale jego właścicielka podniosła od razu z krzesełka wielki, ciężki zad, poprawiła węzeł chusty pod brodą i ciągle chichocząc, kołysząco, wyszła ze swoimi zakupami.

- Można wypić piwo w sklepie ? – zapytał Mikołaj sprzedawcę, chociaż widział, że pozostali stoją z piwami
w rękach. Chłopi uśmiechali się do siebie. – Mam kawał czasu do autobusu.

Z rozbawionym zdziwieniem zauważył, że sprzedawca ma semickie rysy twarzy. Zupełnie, jakby w tej wsi od wieków nic się nie zmieniło.
- Aa ! To pan jest ten z gazety ? Co z proboszczem rozmawiał o naszym starym kościele? Z Miasta ? – zatrajkotał szybko facet zza lady.
Wyglądał na właściciela sklepu.
Uśmiechnął się, widząc zdziwienie Mikołaja. – W takiej wsi jak nasza, wiadomości szybko się rozchodzą – wyjaśnił. - Oczywiście, że można. Jakie pan chce ?
- A co tu piją panowie? – zapytał Mikołaj, odwracając się i patrząc na podsłuchujących chłopów.


Zapanowała wśród nich chwila konsternacji.

- Tu ni mo żodnych ponów, ponie. Some chopy i tylo ! – powiedział jeden z nich w czapce na czubku głowy i chichocząc odwrócił się do okna. Wszyscy pozostali też się zaśmiali.
Ten, który mówił, napił się piwa.
- Takie samo proszę – powiedział Mikołaj.
- I co? Podoba się panu kościół? Z modrzewia! – powiedział sprzedawca, pobłażliwie patrząc na swoich klientów.
Ci ciągle chichotali.
- Cudeńko! – powiedział z zachwytem Mikołaj. – Cudo (14), panie! Dawno nie widziałem takiej ciesiołki ! Chyba, że w skansenie w Sanoku . W kolbuszowskim skansenie takiej nie ma.
- Zno sie pon na tym ? – spytał drugi.

Przestali się podśmiechiwać. Patrzyli na Mikołaja uważnie.
Pomyślał, że widocznie nie może się im pomieścić w głowach, że ktoś może specjalnie zajechać do ich zabitej dechami wiochy, żeby oglądnąć taki mały, odwieczny kościółek. Zawsze był, to i zawsze będzie. Póki się nie spali albo nie rozsypie.
A ciesiołka jak ciesiołka. Będzie trzeba, to się zrobi taką samą. Albo i lepszą.

- Amatorsko – machnął ręką. – Głównie przyjechałem strzelić zdjęcia tym trzem trumiennym portretom, Faliburskich, co to je niedawno odkryto przypadkiem w jednym grobowcu pod kościołem .(!5) Zanim trafią do muzeum.
- Waligórskich– poprawił go jeden ze słuchaczy.
- Czytałem, że Faliburskich (16) – Mikołaj nie chciał się kłócić.
- Waligórskich – wszystkie chłopy były pewne swego.
- Wszystko jedno – Mikołaj napił się piwa. – Podobno było ich pięć, ale poginęły w czasie rabacji . (17)


Łyknął znowu. Ogrzane przy farelce piwo przyjemnie lekutko grzało go od środka.
- A właśnie, nie wiecie panowie, gdzie dwór tutaj stał? Podobno była tam kiedyś wspaniała galeria obrazów. Jakiś Rubens chyba nawet (18)?

Chłopi milczeli nieżyczliwie. Jakby się wtrącał w czyjeś osobiste sprawy. Mikołaj westchnął ze zniechęceniem.
- Myślałem, że któryś z panów słyszał od babki czy od kogo i wie – popatrzył po nich. Westchnął.


Cuda tu się podobno działy w tym tysiąc osiemset czterdziestym szóstym roku. W same zapusty. Mnóstwo krwi ludzkiej popłynęło. Chłopy z kilku wsi przyszły pijane w samym środku nocy i wymordowały wszystkich. Piłami cięli, cepami na gumnie młócili .(19)

- W środku wsi stoł – odezwał się jeden po chwili. – Tom, gdzie tera chołpa storego Brzózki stoi – powiedział pozostałym. - Som jiszcze dwo modrzywie store. Trzeci, Brzózka wycion. (20)
- A co? Żałujesz ich pon, tych ponów? – zapytał z przekąsem drugi.
- A pewnie – Mikołaj znowu napił się piwa i popatrzył na niego uważnie. – Szkoda ludzi. I obrazów szkoda. I dworu szkoda.
- Może być, ponie, że szkodo – powiedział chłop powoli. Z namysłem. - Tych łobrozów i dworu. Turysty może by jakie przyjechały łoglondoć. Piniondze zostawieły.

Ale ponów, ponie, nie szkodo – powiedział stanowczo. - To wszystko, ponie, kurwie syny były. Krew chopsko piły. Bogato piły!
Wisz pon, jak ludzie żyły w te czasy ? Wisz pon, co jedły cały Boży rok ?
Mikołaj skruszony pokręcił przecząco głową.


- Kasze z łolejem jedły! Zielsko jedły! Zgniłe zimnioki! Tfu! Łod samego myślenia można się, cholera, pochorować. A na przednówku mało ludzi z głodu zdychało ? – chłop mówił, a reszta mu przytakiwała; - Jak pon nie wiesz, to nie godej pon gupot!

Ponów szkodo ! A chopa nie? Robić trza było łod świtu po som wiczór. Na pońskim. A ekonom jeszcze stoł z batem nad grzbietem
i loł !

Jokby tak te ich dwory i łobrozy wszystkie ścisnuł w ręku, to by pewnie i krew i łzy chopskie pociekły ciurkiem.

Mikołaj stał oszołomiony. Pozostałe chłopy kiwały poważnie głowami. W tym, co mówił chłop, czuć było, że to nie szkolna, komunistyczna indoktrynacja, tylko doświadczenie pokoleń przez niego przemawia.

A ten, jakby usłyszawszy myśli Mikołaja, zaczął opowiadać. Wszyscy uważnie słuchali, potakując od czasu do czasu.
- Bobka moja, ponie, świntej pomienci, łopowiadało, że jej bobka mówieła, że jeden chop, co Wol mioł na nozwisko (21) , spóźnił sie do roboty, bo beł chory. I przyszed pon karbowy. Z takom laskom, na której se karbowoł, kto jest, a kogo ni mo.
A mioł cóś do tego Wola i znoł go. Ale pyta go jak się nazywo, a tyn mówi: „Wol, ponie.” A tyn kurwiorz łup go w łeb tom laskom i sie śmieji.
A potym znowu pyto jak się nazywo. I ten bidny znowu: ”Wol, ponie.” I znowu dostoł w łeb. Tak go skatowoł bandyto, że ten Wol umor i dzieci zostawieł !
- Mojo to samo mówieła – przytaknął drugi. – Kurwie nasienia!


Chłopy znowu poważnie pokiwały głowami i napiły się piwa. Zapadła cisza.
- Dej jiszcze jidno – powiedział jeden z nich, stawiając butelkę na ladzie. Sklepowy zapisując następne piwo w zeszycie, popatrzył na Mikołaja i uśmiechnął się.
- A te obrazy, co pan fotografował, to co to takiego, żeby aż przyjeżdżać specjalnie?

Mikołaj przepił gorzką, chłopską opowieść piwem, i westchnął.
– Portrety trumienne. Hm... To taka czysto polska osobliwość. Z siedemnastego i osiemnastego wieku. To śmiertelne portrety szlachciców i szlachcianek.
Miały kształt sześcioboków i wieszano je na najwęższym boku trumny. Cała niezwykłość tych portretów polega na całkowitym, dosłownym wręcz, realizmie. Malowano je bez żadnych upiększeń, za wszystkimi bliznami.
Czasem portretowano trupa, a czasami, gdy ktoś spodziewał się śmierci, portretowano jeszcze za życia.
To coś jak dzisiejsze fotografie nagrobne. Patrzysz i widzisz, jak ktoś wyglądał. Bardzo mało się ich zachowało, dlatego te dwa, znalezione tutaj w zapomnianym grobowcu, to prawdziwa sensacja dla tych, których to interesuje. Na skalę kraju.
Byłoby więcej, ale podczas rabacji, chłopy nawet grobom pańskim nie przepuścili. Cóż, widać mieli powody...


Mikołaj znowu westchnął, napił się piwa i popatrzył na zegarek. Chłopi słuchali uważnie. Wreszcie jeden, pocierając dłonią nieogoloną szczękę, napił się i odchrząknął: - Aa ! To jo pamintom. Było cóś takiego. U mnie. Po dziodku jiszcze. Abo i storsze – chłop zastanawiał się. – Blacho tako, ponie, sześciokuntna. Z łobrozem jakimśik. Store.

Serce zatłukło się nagle w Mikołaju jak ptak. Gwałtownie. Z pełną nadziei energią. - I co? – zapytał. Silił się na spokój. Chłop popatrzył na Mikołaja, uśmiechnął się z zakłopotaniem i machnął, na wszelki wypadek, lekceważąco ręką.
- A brzydkie to to, ponie, beło! Czorne zupełnie już od starości. Franek to to łoglondoł. Nie Franek ? – trącił stojącego twarzą do okna czerniawego kolegę.
– Co? – burknął Franek odwracając się.
- Cygon zakochony, to i ni słucho, co się godo – powiedział któryś z pozostałych. Wszyscy się roześmiali, a Franek tylko wykrzywił twarz i pokazał śmieszkom pięść.
- No. Ten łobroz, cóześ blachę łoglondoł i mówieł, że dobro.


Franek potwierdził skinieniem głowy i podszedł do lady po następne piwo na zeszyt. Tymczasem chłop mówił dalej.
- Morda, ponie, tako paskudno. Ani to świnte, ani żeby co ładnego. Łysol, ponie, taki. Z biołym wonsem. W kożuchu. I ze szramo bez coły pysk. Tak my se wtedy nowet z Frankiem godoli: co za diaboł?! Bo patrzoł jakoś tak paskudnie, że aż ciorki łoziły. Brzydkie...
- Ale co się z tym stało ?! Gdzież to jest ?! – Mikołaj nie potrafił już ukryć zdenerwowania.

Chłopu najwyraźniej zrobiło się głupio. Uśmiechał się z coraz większym niepokojem, ale próbował sobie przypomnieć:
- Zowsze sie to pod żelazko kładło. (22) Potym beczkę na dyszcz przykrywołem. A potym, jak już rdzo chyciło zupełnie, to i wyciekłem.
- Chryste Panie! – jęknął Mikołaj zdruzgotany i aż odstawił piwo.
- Matko święta ! – jęknął po chwili znowu i złapał się za głowę. Chłop chrząknął zakłopotany:
- Jo to potym nowet tego szukołem, bo pomyślołem, że to może jakie piniondze warte, ale nie znolozem - powiedział. - A co? Warte to cóś było? – zapytał z żalem.


Mikołaj tylko machnął ręką i zostawiając piwo wyszedł przed sklep. Gdy tylko zamknął drzwi, rozległ się w nim głośny, ożywiony gwar i śmiech.
Śnieg głośno zachrupał pod butami i ucichł, kiedy Mikołaj przystanął. Podniósł oczy do góry.
Trzymając czapkę w ręku wtulił rozpaloną głowę w zimny mrok, który objął ją jak mroźnymi obcęgami. Zapiekły uszy, nos i policzki.
- Mój Boże! – pomyślał Mikołaj żałośnie. – Czy naprawdę można się wszystkiemu dziwić tak bardzo, że nic nie jest w stanie zdziwić ?
Czy tak jest w porządku ?


Nad okalającymi wieś, czarnymi wzgórzami niebo było bezchmurne. Gładkie jak tafla szkła, z zatopionymi w niej tysiącami świetlnych punktów. Może takie samo jak wtedy, gdy płakali mordowani ludzie ?
Mrugało do niego.

Zaczęło się Mikołajowi wydawać, że pochyla się nad nim nisko, niziutko i chucha mu w twarz kosmicznym, lodowatym oddechem.
Zupełnie jakby chciało ucałować swoje dziecko – Ziemię - i w ostatniej chwili wstrzymało swój ruch, aby jej nie zmrozić do końca.

Spoglądał uważnie, rozpoznając znajomych i czując się przez nich rozpoznanym.



Mrugał do niego Polluks w Bliźniętach i Capella w Woźnicy.
Mrugał ogromny Aldebaran w Byku.
W obu gwiezdnych Psach mrugały Procjon i Syriusz.
Orion uśmiechał się na przemian Rigelem i Beteleuzem.

Bliżej środka może być tylko mit.
Perseusz uwalnia niezmiennie zachwyconą sobą, przykutą do skały za karę, Andromedę, a jej rodzice - Cefeusz i Kasjopeja, bezradnie przyglądają się temu z boku. Oszukany Smok wiecznie wije się dokoła.

Mikołaj chłonął kosmiczne piękno z otwartymi ustami, nie czując zimna.

Niebo zaczęło się wreszcie od niego oddalać; otulone jak peleryną, mroźnym, obojętnym wobec pierdół, milczeniem.



1. Opowiadanie jest częścią większego zbioru p.t. Baj-bajanie. Jeszcze nie było publikowane. Pierwotnie jest również całkowicie pozbawione przypisów, gdyż chciałem pisać, może koślawą, ale Literaturę, nie artykuł naukowy, a odnośniki zawsze zakłócają płynność narracji. Fakty przytaczane przeze mnie, oraz gwarę, potraktowałem z dużą dowolnością, dostosowując je do potrzeb fabuły, starałem się jednak trzymać mojej okolicy tj. doliny Wielopolki (od Wielopola Skrzyńskiego do Ropczyc), oraz jej dopływów.
Jest to jedyne moje opowiadanie opatrzone bibliografią i przypisami. :D
2. Do dziś, choć coraz rzadziej wisłok – to każda płynąca woda.
3. Paryja to w gwarze mojej okolicy głęboki jar, wąwóz. Paryja i gwizd to również synonimy dziczego ryja. Wedle mitologii (nie tylko słowiańskiej) jary powstały podczas buchtowania mitycznego Odyńca .
4. Tak jest np. w Okoninie, gdzie drewniany kościółek p.w. Świętej Anny zasłonięto ogromnym kościołem murowanym, pod tym samym wezwaniem. Oczywiście kościółek św Anny w rzeczywistości nie jest ani tak piękny, ani tak duży jak w opowiadaniu, ale szło mi o pewien typ mentalności wiejskiej, która wstydzi się swojej przeszłości..
5. Stanowczo za mało uwagi poświęca się kulturotwórczej roli wiejskich sklepów. W wielu miejscowościach, są to jedyne, oprócz kościołów, miejsca, w których spotykają się ludzie. Większość tego co wiem o miejscowości w której mieszkam wiem z rozmów prowadzonych w sklepie.
6. Wszyscy autorzy zajmujący się rabacją, których czytałem, zgodnie twierdzą że w wielu przypadkach rozruchy zaczynały się od rozbicia gorzelni, czy browaru. Tak było np. w Wielopolu Skrzyńskim, w Niedźwiedzie.


7. Wielkie morderstwa w mojej najbliższej okolicy. Łopuchowa (10 osób), Brzeziny (14), Wielopole Skrzyńskie (8).
8. Chłopi rzadko krzywdzili kobiety i dzieci (przykład Karola Olszewskiego, wielkiego chemika, syna zarządcy z Broniszowa – Jana. Karol wypadł w trakcie ucieczki na zakręcie z ojcowskich sań, a po zamordowaniu ojca chłopi go znaleźli i oddali matce.)
Wyjątkiem, było potraktowanie pani Ihasowej w Łączkach Kucharskich, którą po zabiciu jej męża, zaprzęgnięto do wozu z gnojem, na którym leżało ciało małżonka , a potem wymłócono cepami na śmierć.
9. Np. mężczyzna niewiadomego nazwiska, gość Filipa Tabaczyńskiego z Jaszczurowej.
W ogóle, w dniach 18,19,20,21 lutego do Tarnowa przywieziono 144 trupy, z czego rozpoznano 36. Ile ciał porozwłóczyły po polach i lasach zwierzęta ? Ile, jak w Brzezinach leżało w rowie aż do pochówku ? Tego nigdy nie będziemy wiedzieć.
10. Czytałem o morderstwach księży, ale większość moich pisemnych notatek zaginęła.
11. Tak było w Łopuchowej. Zabito: Łączaka – służącego, niejakiego Ludwika – pokojowego i Mateusza Strzebne – stróża.
12. Trzy osoby w jednej postaci. Stanisław Gruszczyński z Broniszowa miał 80 lat; Alojzy Rucki – zabity w Zasadnim Dworze (Brzeziny) był ociemniały. Ludwik Niecki z Brzezin Podkościelnych był bez nóg. Zresztą wszyscy byli staruszkami. Z Ruckim wiąże się paskudna historia. Otóż, słysząc niezwykły ruch, zrozumiał, że przyszli polscy powstańcy i odezwał się do chłopów: „Poszedłbym z wami, gdybym miał wzrok”. Zatłuczono go polanem.



13. Gwara jakiej dalej używam, nie jest konkretną gwarą danej wsi. Jest to język, który zapisałem ze słuchu, łącząc cechy gwar wielu okolicznych wiosek. Choć na przykład wyrażenie bogato w znaczeniu dużo, jednoznacznie kojarzy się z Niedźwiadą lub Małą.
(Naturalnie, ogólnokrajowe, wulgarne "przerywniki" w ogóle nie zasługują na uwagę.)
14. Pisząc o pięknie kościółka, miałem na myśli XVI-wieczny kościół w Brzezinach
15. W kwietniu 1983 roku w Sierakowie k. Międzychodu, przy okazji prac konserwatorskich odsłonięto pod kaplicą Opalińskich kryptę grobową z pięcioma sarkofagami. Na trzech zachowały się portrety trumienne.
16. Nazwisko zmyślone, ale przekręcanie – nie. Np. ostatnim właścicielem dworu w Łopuchowej był dr Mielczarek z Dębicy. Nikt we wsi (oprócz mnie) nie mówi inaczej niż „Mleczarek”.
17. O bezczeszczeniu grobów pańskich czytałem, ale nie pamiętam gdzie. Notatki na ten temat zagubiłem.
18. Podobno była galeria obrazów w zamku Wielopolskim.
19. Oprócz wspomnianej wcześniej pani Ihasowej, np. Kasper Litwiński – brat Stanisława, właściciela Zawadki. Kulawy. Wydał go karbowy. Rozciągnięto go na gumnie i zatłuczono cepami, gruchocząc doszczętnie (według relacji lekarza) wszystkie kości.
20. Dwór został w całej okolicy jeden. (w Łopuchowej). Zazwyczaj zostaje przynajmniej park dworski (Broniszów, Głobikowa, Mała, Nawsie), ale np. w Niedźwiedzie Dolnej zachowała się tylko aleja kasztanowa. A czasami - literalnie – nic. (Glinik, Wielopole Skrzyńskie i wiele innych).
21. O Wolu wspomina Wycech i nie jest to zdarzenie z mojej okolicy. Piszę o tym, bo tragedia związana z nazwiskiem Wol, wydaje mi się na tyle absurdalna, że aż symptomatyczna. W okolicy, karbowy z polowymi zatłukli chłopa nazwiskiem Lubela (J. Fierich).
22. Fakt! Joanna Dziubkowa – autorka artykułu z „Poznaj Swój Kraj”, pisze, że widziała takie coś na własne oczy.



Bibliografia:
Ks. Stefan Dembiński, Zapiski kościoła parafialnego we Brzezinach; [w:] Rok 1846. Kronika dworów szlacheckich zebrana na pięćdziesięcioletnią rocznicę smutnych wypadków lutego, nakładem Autora, Jasło 1896.
Joanna Dziubkowa, Portret trumienny, „Poznaj Swój Kraj”, nr 11/1987.
Dr Jerzy Fierich, Przeszłość wsi powiatu ropczyckiego w ustach ich mieszkańców, , Nakładem Koła T.S.L. w Ropczycach, Ropczyce 1936.
Józef Sieradzki, Czesław Wycech, Rok 1846 w Galicji. Materiały źródłowe, PWN, Warszawa 1958.
Władysław M. Tabasz, Brzeziny, [w:] pr. zb, Wielopolszczyzna – szkice z dziejów, Wielopole 1991.
Czesław Wycech, Powstanie chłopów w roku 1846. Jakub Szela, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, W-wa 1955.


Tym, których zmęczyliśmy, obiecujemy, że za tydzień wrzucimy zabawny post o
zapuście-mięsopuście
czyli
"Kusych Dniach Zapustowych".
Tak dla równowagi.

Bywajcie w zdrowiu!



19 komentarzy:

  1. Przeczytałam. Z zainteresowaniem. Widać talent narratora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętacie,że ja z Biecza? Dokładnie tak mówią / przynajmniej dwadzieścia pięć lat temu taką gwarę słyszałam / w okolicach: Binarowa,Rożnowice,Sitnica."Ide na łebiod " :),"Oddawej buety":),a PARYJA :DDD Moja Mama ,gdy opowiadała o "jej czasach" używała słowa paryja :)Jak będzie z tego wydana książka,proszę informować:)Darz bór!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zmęczyliście. Czyta się lekko i bez znudzenia.
    Piękne zdjęcia.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Juz wiem co poczytam w sobotni wieczór:))Dzięki za tyle pięknych informacji , bajań i gwary..ah u mnie na Podlasiu tez ogromna mieszanka językowa. Dwa życia to za mało aby ją poznać..ale zainspirowaliście mnie, aby przynajmniej co ciekawsze zwroty zanotować i puścić w internetowe życie. Wysyłam duże CIUM! na weekend i piszcie dalej...

    U nas dziś było -20 :((! Zima piękna ale niech juz odpuszcza...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie w ogóle nie zmęczyliście, świetnie się czyta, a styl przypomina mi (nie wiem czy potraktujecie to jako komplement, czy obrazę, ale moim zdaniem to z pewnością komplement) Sapkowskiego, którego uwielbiamy, więc koniecznie przyślę do Was Pana Właściciela Domu, który tak w ogóle jest wielkim fanem Waszego bloga i Prezesa. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. .....
    Słowa wpadają do środka i układają się na swoich miejscach. Widać, miejsca miały już przygotowane ...
    Jestem pod wielkim wrażeniem!
    Pisz Acan, pisz!
    Myślę o tych ludziach zabijających i zabijanych i pojąć nie mogę.
    Czy każdy z nas, ma w swoim jestestwie sekretny zapis, który może uruchomić takie przyzwolenie?
    Tak niewiele wiemy o sobie ... Jesteśmy oczywiście pewni, że nas to wszystko nie dotyczy. Że to o "innym gatunku człowieka" ...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie skojarzyło się z "Płaczącym freskiem" Artura Baty, takie swojskie, klimatyczne, stąd. Tylko to zabijanie wstrząsa człowiekiem, umieranie w cierpieniach, różne rodzaje śmierci, bez litości, skąd to?
    Pozdrawiam serdecznie, podziwiam zdolności pisarskie i czekam na książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Och!!!! jestem pod wrażeniem wiedzy, jaką należało zdobyć by napisać takie opowiadanie! Przypisy zawsze czytam chętnie i tutaj wiele wnoszą! dziękuję. Tylko zdecydowanie jeżdżenie w górę i w dół tekstu na blogu jest trochę kłopotliwe. Koniecznie muszę przeczytać wersję papierową. Chylę głowę i głębokie ukłony przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
  9. :)Czasem się zastanawiam, czy traktując bloga zbyt serio nie jest się w niebezpieczeństwie. Nie rozmieniaj stówy na drobne zbyt wcześnie. Wydawca jest gdzieś za rogiem, pozdrów Go i Cypriana

    OdpowiedzUsuń
  10. Antonina

    Dzięki wielkie.

    joasxa

    Nawet nie wiesz, Kochana, jak wiele satysfakcji sprawiło nam to, że rozpoznałaś i "usłyszałaś" gwarę. :D
    W tym tekście właśnie gwara sprawiła najwięcej kłopotu.

    córka

    Ogromnie miło nam, powitać Cię na Ogarzym Pogórzu!
    Czuj się, jak u siebie. Dzięki za komplementa :D

    Mona

    Fajnie! Czekamy z niecierpliwością, jak zawsze zresztą, na Twoje relacje z Magicznego Podlasia!

    Wonne Wzgórza

    Heh, Dziewczyno, jest kilku pisarzy, za porównanie z którymi obrazilibyśmy się śmiertelnie, ale Sapkowski jest znakomity! Dzięki za komplement!
    Pozdrowienia dla Pana Właściciela Domu! :D

    M.

    Madziu, właśnie Ty - osoba o zupełnie niezwykłej wrażliwości na Słowa, wiesz chyba najlepiej, jak to jest nadawać nazwy desygnatom obrazów, które się widzi "oczyma duszy swojej". :D

    Maria z PP

    Płaczącego fresku nie znamy, ale nadrobimy. Artur Bata w ogóle kojarzy nam się raczej z po- i wojennymi losami Bieszczadów niż literaturą piękną.
    Co do okrutnego "zabijania". Uwierz Mario, że właśnie dlatego, pisząc cokolwiek o Rabacji, tak ściśle i wąsko zakreślam granice geograficzne, żeby nie epatować niepotrzebnie bestialstwem. Jeśli kto ma taki smak - odsyłam do uwzględnionego w bibliografii ks. Dembińskiego. Momentami włosy stają dęba!

    aneta

    Jako umysł zdyscyplinowany i wygimnastykowany, może Ci się to wydać cokolwiek zabawne, ale Rado, jak każda "rasowa humanista", ma swoistą obsesję na punkcie robienia wrażenia, że to, co mówi ma sens! :DDDD
    W papierowej wersji całości przypisów nie ma.

    Łucja

    Jesteś przemiła i niepoprawnie optymistycznie nastawiona do życia! :DDD Nam się wydaje, że za rogiem to może, co najwyżej, czaić się "żubr". :DDDD

    Ogromne dzięki za tyle ciepłych i miłych słów.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  11. Los alpaqueros

    Dzięki. :D A może każdy swoją Bajkę nosi w sobie?

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowite. Pamięć pokoleniowa przechowuje wydarzenia sprzed 150, a może więcej lat,jakby miały one miejsce "wczoraj". Nasuwa mi się banał (ale w celu porównania z moim regionem), że warunkiem ich zachowania jest trwałość wspólnoty, która je pamięta. Pamiętam to samo co pamiętał mój pradziad i twój pradziad, a nasze wspomnienia przeglądają się w sobie, nawzajem się odświeżając. U nas- wspomnienia mojego dziada nie były wspomnieniami twojego, więc słucham
    ich co najwyżej jak wspomnień podróżnika- bez emocji (najwyżej pokiwam głową)."Wszyscy są obcy i każdy jest skądś". Wspólne wspomnienia zaczynają się własciwie dopiero od tego, cośmy robili z tymi portetami (po Niemcach).I tylko to (być może)usłyszą nasze prapraprawnuki. Musimy sami doszukiwać się tutejszych zwyczajów, domyślać architektury- ale to nic żywego ,po prostu hobby czyli buszowanie po muzeum.Mimo, że najlepiej przechowuje się historie, których najtrudniej się słucha- jednak zazdroszczę...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj zanudziliście śmiertelnie, tak, że czytać dwa razy musiałam, a czyta się świetnie i też sądzę, że wydawca gdzieś za rogiem czeka, trza się tylko za ten róg przedrpetać, ale który to ci on tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  14. Od dziecka fascynowała mnie gwara. Jedżąc do dzadków na wieś chłonęłam te wszystkie "mom" ni mom" "ło Jezu". I radosny głos dziadka, który witał mnie, kilkulatkę, "Gosia! Ale z ciebie dziwka wielgo wyrosła!" :D:D
    Tłusty czwartek .. dzień dietetycznie stracony, ale jaki smaczny! W trosce dbania o linię ze wszystkich pięciu zjedzonych zdmuchnęłam cukier-puder :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Talent bezsporny widać okiem nieuzbrojonym. Moi chłopscy przodkowie podobno panów nie rżnęli, tylko ich bronili http://napogorzu.blogspot.com/2011/08/kapliczka-w-nowej-wsi-czudeckiej.html
    Ja też nie będę bronił Jakuba Szeli, chociaż przekornie zapytam: jeśli fetujemy dziś Rewolucję Francuską to czemu nie Krwawy Zapust?
    Pozwolę też sobie przypomnieć wszystkie kapliczki pańszczyźniane, świadczące o tym jak włościanom dojadły te służebności. Może jeszcze wspomnę na los chłopskiego syna z Dubiecka wybitnego chirurga Antoniego Bryka, który przeprowadził pierwszą w Polsce antyseptyczną operację. Gdyby nie to, że zwiał "w kamasze" to jak nic hrabia hrabia Krasicki, zagnałby chłopa z doktoratem z powrotem do gnoju...
    Jeśli czasem dziwicie się niechętnemu stosunkowi miejscowych na Pogórzu do miastowych, to wiedzcie, że w jakiejś części pokutuje tu pańszczyzna. To nie żart, jak pisał Kotula pamięć ludowa bywa bardzo trwała. Zresztą w opowiadaniu Rado nieźle to wybrzmiało.
    Ale czy nasze czasy są lepsze? Holocaust, Pawłokoma, Muczne, Hiroszima, Rwanda, Bośnia, hybrydy ludzko-zwierzęce w Wielkiej Brytanii... Nie czarujmy się - to że żyjemy w 2012 roku w środku UE, wcale nie daje nam pewności, że jesteśmy bezpieczni, wolni od podobnych okropieństw teraz i na wiki wieków. Co więcej sami siebie też nie bądźmy zbyt pewni i czasami zerknijmy w lustro i sprawdźmy czy za nami nie czai się UPIÓR
    "Dajcie, bracie, kubeł wody:
    ręce myć, gębe myć,
    suknie prać - nie będzie znać;
    chce mi się tu na Weselu" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mateus

    Wy, tam, na zachodnich, poniemieckich kresach macie niesamowitą szansę stworzenia własnej pamięci zbiorowej. I wielu z Was, poprzez swoją wrażliwość, miłość do ziemi, która Was przygarnęła czy przyciągnęła, wspomnienia Dziadków skądinąd i niemieckie artefakty, (Niesamowita mieszanka!) właśnie to czyni! Zapuszcza korzenie, z których życiodajne soki będą czerpać wnuki. Z ogromnym zaciekawieniem podglądamy blogi z Waszej części Polski.

    Jola

    :D Oprócz czającego się za rogiem żubra, można również, gdzieniegdzie dostać za rogiem po głowie. Dzięki.

    Gooocha

    Zdmuchnęłaś cukier-puder???!!! BARBARZYŃSTWO! :D Usprawiedliwić Cię może jedynie fakt, że pączki bywają również lukrowane! :D

    Krzychu

    Właśnie ostatnio, przy okazji lektury "Gułagu" Anne Applebaum, przypomnieliśmy sobie masakrę w Srebrenicy, tudzież inne okropności wojen bałkańskich i gorzko skonstatowaliśmy, że niczego się ludzie nie nauczyli.

    Co do Rabacji. Z wiekiem (i wzrastającą wiedzą w tym konkretnie temacie), coraz trudniej zdobyć się nam na jednoznaczne, kategoryczne oceny.
    Nie ulega natomiast dla nas kwestii, że we wszelakich gwałtownych, krwawych przewrotach najbardziej po dupie dostają ci najmniej winni.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  17. Drogi Rado.
    Moje intencje są dla mnie czytelne.
    Tak bardzo zależy mi na tym, co czuję kiedy czytam Twoje teksty, że nie podarowałbym sobie kilku uwag - by móc czuć, To, pełniej.
    A pewnie mógłbym, gdyby ...

    Inwokacja, czy wyznanie wiary.
    Miał być drożdżowy placek, z rabarbarem, a tu, ni ma ciasta wcale ...
    Sam rabarbar. A raczej, pulpa, w której uwięzły kanciaste kawałki, które ani przełknąć, ani pogryźć.

    Za to, Mikołaj ...
    No właśnie - Mikołaj, tchnie nadzieją na wór cały, wypchany dobrami wszelakimi. Dającymi poczucie sytości i spełnienia.
    Tyle słodzenia.
    Czemuż to Mikołaj (notabene - alter ego Autora ?) - jest taki „oszołomiony” ? Zdaje się być postacią, żyjącą za pan brat z „prawdą historyczną”. Zatem ?
    Chyba stać Mikołaja, na sięgnięcie, po subiektywny komentarz w odniesieniu do omawianych wydarzeń ? Czyż nie ?
    Jakoś, nie bardzo jest z Kim się utożsamić ...

    O konstelacjach niebieskich i takich tam.
    A po co, pytam - takie drastyczne przeciwstawienie niemal transcendentnej wrażliwości Mikołaja i niekłamanej bez-wrażliwości autochtonów, takich robali, toczących po tym padole, te swoje niskie kule ziemskie.
    Mikołaju – nie bądź taki Święty !

    P. S.
    Napisane jest: "Aby dogodzić sobie, trza wpierw - dogodzić czytelniczemu bliźniemu swemu [...]"
    Ament.

    Ukłony !
    Albert Lorenz - Twój czytelnik z niedosytem

    OdpowiedzUsuń
  18. Drogi Albercie

    Nasamprzód, jestem niezwykle poruszony tym, że zechciałeś poświęcić temu tekstowi tyle swojej uwagi. Nie przywykłem do tego rodzaju wzruszeń.

    Cóż... Generalnie jestem zdania, że jeżeli "Coś" (jakiś wykwit formy) potrzebuje koniecznie komentarza jest to niezaprzeczalnym dowodem jego "słabości". Wszystkie dzieła sztuki, które uważam za pierwszorzędne, działają hmm... niemal podprogowo, czyli, że wyrafinowanie Odbiorcy, tudzież jego wiedza i świadomość pewnych procesów kształtowania się tejże Formy mają znaczenie zgoła drugorzędne. :D

    Twój znakomity, krytyczny komentarz zasługuje jednak na najbardziej uczciwą odpowiedź, na jaką się mogę zdobyć.

    Zacznę od tego, że od osiągnięcia pewnego poziomu samoświadomości, nie tylko pisarskiej, ale i zwyczajnie, ludzkiej, staram się utrzymywać swoją, wyhodowaną za młodu nakładem wielkich starań, megalomanię w rozsądnych rozmiarach. :D

    Piszę, (czy też uczciwiej byłoby powiedzieć - "pisałem"), jak potrafiłem najlepiej i nie stać mnie, w związku z tym, na żadną kokieterię, czy fałszywą skromność. Jest we mnie dużo pokory.

    Nie zamierzam "bleblać" o Prawdzie, i Jej rozumieniu, tęsknocie za Absolutem, której przejawem jest każdy rodzaj Sztuki. Takie "bleblanie" to przywilej albo wielkich Artystów, albo niespełnionych domowych grafomanów, chcę jednak zwrócić Twoją uwagę na to, że opowiadanie "Niskie Niebo" zostało wyjęte z pewnego kontekstu, mianowicie z cyklu pt. "Baj-Bajanie".
    Jest to o tyle istotne, że samej naturze bajania baj istnieje świat uproszczony, nieco naiwny, idealny, a sam "kunszt bajania", jest równie ważny co jego treść.

    Nie twierdzę, że udało mi się osiągnąć to, o co mi chodziło. Generalnie jednak jestem z Baj-bajania" zadowolony.

    Nie broniąc się więc, dopuszczam jednak pocieszającą mnie nieco myśl, iż powyższy tekst nie zabrzmiał tak, jak powinien, ponieważ został wyjęty z konwencji, w której "świat wciąż ocieka porażającym, cudownym pięknem, jak wychodzący z wody z kijem w pysku szczęśliwy pies",

    a cały Kosmos odbija się w "zdziwionych rzeczywistością, matowiejących oczach potrąconego przez auto, zdychającego szczeniaka"

    :DDDDD

    "Na miły Bóg! Czy cuda tylko mnie się zdarzają ?"


    Pozdrawiając z szacunkiem i niekłamaną deklaracją Sympatii piszę się.

    Radosław Stanisław Rado Barłowski
    :D

    Post Scriptum

    Ogromnie miło Cię u nas powitać.
    W Twoim awatarze widnieje Twoja podobizna? Czy to postać z Jacka Malczewskiego? :D

    Apostrofa jest wyrazem nie tyle wiary, co Miłości! Wyznania Miłości ubrane w słowa, często bywają nieporadne. :D

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...