sobota, 10 grudnia 2011

Pochwała "Kościorzy".






"Kościorze" -to, w okolicach Ropczyc, pogardliwe, gwarowe określenia Miastowych.

Lektura ostatnich postów w Kresowej Zagrodzie sprowokowała nas do przemyśleń,
a nie ulega przy tym kwestii, że czas "Oczekiwania na Boże Narodzenie" to dobry też czas na sprawdzenie swojej własnej odporności na oślepianie neonami. :DDD
Takimi, czy innymi.

Ten post nie jest polemiką. Ewę i Anię szanujemy, z wieloma rzeczami się zgadzamy i rozumiemy, że można PROGRAMOWO zrezygnować z Kultury, podpinając się bezpośrednio do jej Źródła.

Jest to tylko kilka naszych, luźnych przemyśleń, na temat "Kościorzy" i "Kościorstwa" - czyli nas samych.

Zainteresowało nas, gdzie jest pogrzebana ta padlina, która "zaśmierdziała się" i która wciąż skłania do schematycznego dzielenia ludzi na "kościorzy" z jednej oraz "półdzikich autochtonów" z drugiej strony??

Co zrobić, żeby nie śmierdziała? Czyli, co właściwie my - Mieszczuchy ("Kościorze" po tutejszemu) robimy na wsi? Komu tu jesteśmy potrzebni?

I dlaczego taki podział instynktownie i bezrefleksyjnie rozumiemy i jest on dla nas oczywisty.

Moglibyśmy długo bajać nasze prawdziwe przygody
o dzikich górach, wielkich lasach, ludziach, psach, wilkach, niedźwiedziach
i rozpalanym w śniegu żywym - czyli ratującym życie, Ogniu,
ale i tak jesteśmy, stety - lub niestety, "Kościorze". :D

Mimo tego nawet, że
słuchając La Quatro Stagioni zapijaczonego księdza-wirtuoza Antoniego Vivaldiego doskonale rozumiemy, że te kaskady cudnych dźwięków nie są odgłosami sanny, czy śpiewem ptaków, tylko wyrazem tęsknoty za nimi.
Słyszanej przez Niego w sobie i przelanej na nutowy papier.

My, po prostu, widząc muskularnego, wielokolorowego, dumnego ptaka z karminowym, kozackim czubem na łbie, nie potrafimy widzieć w nim tylko rosołu.

Jesteśmy przy tym przekonani, że tak samo szczerze można Pana Boga chwalić dojąc kozę i w milczeniu kontemplując szum wiatru,
jak płacząc ze wzruszenia przy genialnym dialogu na trąbkę i flet w II koncercie brandenburskim Jahanna Sebastiana Bacha.


Nie wierzymy, żeby to, czy ktoś ma burdel w duszy czy nie,
zależało od tego, gdzie mieszka. Bo co to niby jest Miasto?

(Zastrzegamy, że jest zupełnie podobnym do Prawdy , że nasze pojęcie Miasta, może być diametralnie różne niż tych, którzy znają Miasta bardziej zindustrializowanych części Polski.

Wszak, bardzo liczne, galicyjskie Miasta i Miasteczka, to jeszcze do niedawna zupełnie inne Twory niż nawet nasz stołeczny Lwów, czy królewski Kraków albo Przemyśl.

Nie wspominając nawet o Warszawie, Poznaniu, Katowicach, czy Wrocławiu.)

Otóż, prawdziwe galicyjskie miasteczko, w którym się można bez pamięci zakochać, to te wszystkie Frysztaki, Wielopola, Rakszawy, Pruchniki, Jaśliska, i inne,
w których, jak Dziadzio zawsze żartował:
"Gdy na Rynku się wykopyrtniesz, to głową w buraki wpadasz."

I gdzie dziś często już tylko Rynek i parterowe domki świadczą o starodawnej miejskości.

Takie Cóś (konkretnie Czudec)
opisywał w liście z Wyprawy 4 października 1852 r. prof. Józef Łepkowski :

"Wróćmy do Czudcza, mieściny w Jasielskiem. Znowum przesadził, proszę tak nazwać Czudecz wobec jego obywatela! Każde takie maleńkie miasteczko ma kolosalną arystokrację wobec chłopa, a występuje jako silny tradycyjny żywioł mieszczaństwa w stosunku do szlachty. Owo sute: "my, sławetni mieszczanie", tkwi mocno w zachowaniu i obyczaju dzisiejszych obywateli małych miasteczek, chociaż jak przyjdzie ziemniaki w polu okopać, ni głowy w pustych domach nie znajdziesz. Z przyjemnością jednak zobaczysz u Panów mieszczan poszanowanie dawnych przywilejów, gdy ci się zdarzy zjechać dla ich przejrzenia. Po naradzie, czyli otworzyć skrzynię z dokumentami, czy nie, trzech, zwykle najstarszych wiekiem, otwierają trzema kluczami zamknięte archiwum - uroczysta to chwila, kiedy czasem przed otwarciem uświetnia ja na klęczkach odbyta modlitwa."

Więc skoro u nas takie właśnie są "mieszczańskie" tradycje,
to przed czym, na miły Bóg, uciekać tu na wieś? :DDD

A wieś sama?
Może to być, że na wsi lepiej słychać, co gada w człowieku, i poza nim, na pewno lepiej widać pewne oczywiste zależności, ale każdy, kto na wsi mieszka, doskonale wie, że wieś zmienia się z roku na rok. Rozpadają się stare domy i tradycyjne społeczno-rodzinne więzi.
Nie ze wszystkim, co prawda, ale jednak.

Dawno już chyba minęły czasy, gdy z zapadłych wiosek na zabitych dechami "końcach świata" wywodzili się prekursorzy polskiej fantastyki, o umysłach i wyobraźni
tak nie znających żadnych ograniczeń, że przez to wyprzedzających o lata cały świat.

Choćby tylko pierwszy z brzegu Sygurd Wiśniowski urodzony w Paniowcach Zielonych na Podolu, który pewne pomysły zapisał kilkanaście lat wcześniej niż Herbert George Wells.
A to nie jedyny przecież! (że wspomnimy jeszcze tylko Jerzego Żuławskiego z tak ubocznego przysiółka Glinika (Lipowce), że dzisiejsi mieszkańcy nie umieją już wskazać, gdzie był? )

Więc cóż?... Przed czym my uciekamy? Przed telewizyjną pseudokulturą!

I to jest niesłychany, zdumiewający paradoks, bo w tym widzimy swoją użyteczność dla wiejskiej społeczności!

Na wsi ludzie mają znacznie mniej czasu na oglądanie TV, więc znacznie trudniej jest im zdać sobie sprawę z tego, co dla nas stało się oczywiste od kiedy pstryknęliśmy po raz ostatni u nas w domu pilotem "Zjadacza Mózgów" i powiedzieliśmy mu "pa! pa!" .

TV
z zimnym wyrachowaniem
serwuje na skalę powszechną

NACHALNĄ, OTĘPIAJĄCĄ ZMYSŁY,
A WIĘC
NAJZWYCZAJNIEJ W ŚWIECIE UZALEŻNIAJĄCĄ

GŁUPOTĘ,

i nawet nie stara się maskować prymitywnych schematów
najróżniejszych bezczelnych psychomanipulacji
na wszystkich poziomach abstrakcji,
którymi się posługuje.

A że właśnie my - "kościorze" na wsi - o tym wiemy na pewno, to, skoro od dawna już nie ma u nas wiejskich Dworów i zaścianków, przybliżających od zawsze swoim przykładem Światową Kulturę ludziom, których ze wsi nic, nigdy i za nic nie wyciągnie, to u nas właśnie wiszą na ścianie te skrzypce, po które sięgał kiedyś nieszczęśliwy Janko zwany Muzykantem,
żeby pociągnąć na nich własną, żałośliwą nutę.
To my właśnie, swoimi szeroko otwartymi w zachwycie oczyma karmimy niedożywioną dumę
lekce, u siebie, ważonych, często mocno przepitych, wiejskich artystów, rzeźbiarzy, cieśli, rymarzy, kowali.
To nasze uszy, pielęgnują ludową muzykę i gawędy tam, gdzie nie ma Koła Gospodyń Wiejskich.
To my wyciągamy z rozwalających się chałup stare chłopskie sprzęty i chuchamy na nie.
To nasze zamiłowanie ratuje rodzime rasy drobiu, kóz, koni, bydła, czy psów.
To nasza pokorna niezgrabność sprawia, że Gospodarze nie wstydzą się opowiadać, jak żyli ich Dziadowie i co mówili o tych, czy tamtych sprawach.

Gdzie trawa dobra, a gdzie w lesie wodzi.

Bo ich dzieci to nie interesuje.

To my mówimy wiejskim dzieciom, że to grzech, zabić żabę dla zabawy.

Nie ma już naszych Miast, które kiedyś, przed erą blokowisk, stały w miejscach takich jak Rzeszów, Przemyśl, czy Krosno. O ile pamiętamy, dzieliły się
nie na osiedla, czy dzielnice, tylko na


"Strefy cudów, gdzie pomiędzy miękkimi jak beztroskie, pełne babcinego ciepła dzieciństwo , posiwiałymi, grubymi murami z cegieł, niewzruszone prawo stanowiły odwieczne zwyczaje tamtejszych dziwaków.

Podwórka, pod niebem nie większym od chustki do nosa - boiska do nogi, gęsto porosłe zamiast trawą kocią sierścią i srebrnymi piórami gołębi.

Krótkie ulice. Niemiłosiernie dziurawe i wyłożone brukiem. Gdzie ze szpary pomiędzy kamieniami wygrzebałem kiedyś patykiem zupełnie zielonego, miedzianego grajcara."


Ponieważ, tego już nie ma, my, "kościorze" wyemigrowaliśmy z Miasta na wieś,
żeby "stref cudów" szukać w sobie.
.
Jak napisał święty ksiądz Jan od Biedronki

"Gdyby wszyscy byli tacy sami,
nikt nikomu nie byłby potrzebny."

I na tym naszą pochwałę "panoszenia się" "kościorzy" po wsiach kończymy.

Pzdr.

24 komentarze:

  1. Ło jej, ale się trudno dziś Was czyta..z rana, może to dlatego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie i mądrze podane sedno :)
    Zawsze uważałam, że pewne sprawy to stan duszy i umysłu a nie miejsca zamieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podpisuję się pod Waszym postem obiema rękami! Święte słowa Panie Dobrodzieju...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam "Syndrom mieszczucha" Ewy i muszę powiedzieć, że potrzebowałam czasu, żeby się do tego ustosunkować i Wasz post spadł mi jak z nieba razem z tym śniegiem. U nas na miastowych mówi się "kempingorze", co mnie niezmiernie rozbawia, bo nasze domy są kempingami po prostu. Zgadzam się ze wszystkim co tu napisane. Ja pomału staje się jedynym gospodarstwem ze zwierzętami, na Jaworzynach jedna krowa i jak starsza pani odejdzie z tego świata nikt się już nie będzie bawił w gospodarkę - bo to się nie opłaca, jak mawiają miejscowi, nasze Jaworzyny ostały się dzięki "kempingorzom", którzy uratowali będące w pogardzie drewniane domy. Tak więc, oby więcej takich ludzi, takich miejsc, może powstaną "nowe" wsie, a miasta trochę odetchną od tłumu ludzi. Telewizji nie mamy, ale nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, czy książki, bez względu na to gdzie byłoby mi dane żyć. Każdy ma swój "syndrom mieszczucha na wsi", pozdrawiam tak śnieznie i zimowo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo to wszystko zależy od osobistej wrażliwości. Każdy z nas, na wsi czy w mieście, tworzy sobie takie warunki, w jakich czuje się najlepiej. Podglądam z ciekawością i szacunkiem życie innych, takich, którzy prawie całkowicie zerwali z cywilizacją i takich, którzy odrzucają tylko jej elementy. Nie jestem na etapie, aby rezygnować np z telewizora. Nie chcę obudzić się pewnego dnia i stwierdzić, że stałam się zgorzkniałym człowiekiem nie rozumiejącym współczesnego świata i krytykujących styl życia innych. Zawsze i wszędzie trzeba łapać równowagę, wsłuchać się w swoje potrzeby i po prostu się im poddać.
    A poza tym, co wyżej napisałam, to piękny post Wam wyszedł. Widać słowa Ewy mocno Was poruszyły. Bardzo lubię podglądać świat Ewy i Ani, tak mentalnie różny od mojego, choć też w wiejskich, klimatach. Nigdy nie biorę słów Dziewczyn do siebie, szanując swoją i Ich wrażliwość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpierw dziękujemy za to co napisaliście.
    A teraz do rzeczy :)
    Jesteśmy pewni że w tym blogowym towarzystwie jesteśmy najdłużej bo 23 lata mieszkancami wsi (z wyboru) mimo że zawód (renowatorzy dzieł sztuki) mamy powiedzmy miejski.Prawie od początku (a było to w połowie lat 80tych) zajmowaliśmy się poza zawodem zajęciami typowo wiejskimi (gospodarstwo ekologiczne, hodowla zwierząt itd).Bardzo często czytamy blogi takich świeżych ,,przesiedleńców" z wielkim uśmiechem :) a blog p.Ewy i Ani przestaliśmy całkowicie odwiedzać. Dlaczego ? a właśnie dlatego o czym piszecie na początku.Ten blog nawet nas nie śmieszył (już) Ewa która nie grzeszy doświadczeniem zbyt często ocenia innych i nazywa rzeczy których nie powinna ,bo nie ma podstaw.Jesteśmy pewni że te panie są traktowane z takim przymr użeniem oka przez miejscowych jak same traktują swoich ,,miejskich" gości.Nie raz łapaliśmy je na całkowitej ignorancji,i śmieszności .
    Nie wiemy dlaczego wszyscy poświęcacie aż tyle uwagi wpisowi który nie jest podparty ani wiedzą ani wielkim doświatczeniem a jest jedynie emanacją myśli osoby która uwierzyła w to co jej się wydaje.
    Miejsca na wsi blisko natury jest tyle ze starczy go i dla niej i dla tych co chcą palić ognisko i rozmawiać przez komórkę.
    RÓBMY SWOJE I CIESZMY SIĘ Z KOLEJNYCH NAŚLADOWCÓW :)
    Pozdrawiamy Wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  7. Węszynoska. :D Następnym razem wstrzymamy się z publikacją do jakiejś "sensownej" godziny. :D

    Gooocha & Asia i Wojtek. Bóg zapłać, Kochani, za dobre słowo. :D

    Jola. No to myślimy podobnie. Bardzo to dla nas pochlebne! Od kiedy Cię "poznaliśmy" Jaworzyny to również dla nas miejsce magiczne.

    Riannon. Dzięki za pochwałę. Czy słowa Ewy nas rzeczywiście tak bardzo poruszyły? Hmm... pewnie tak, skoro powstał ten post, ale chyba bardziej poruszyły nas reakcje na nie.
    Zgorzknienie chyba bierze się ze zmarnowanych talentów, pustki wewnętrznej i nudy. Tobie to na pewno nie grozi.
    Co do TV. Wiadomości o tym, co się dzieje na świecie mamy do wyboru do koloru w Sieci. Możemy je sobie wybrać, starannie omijając całe nie interesujące nas g... . :D
    Nie przekonałaś nas. :D

    Zosiu i Januszu. Waszego doświadczenia i wiedzy nie sposób przecenić. Też sądzimy, że cała zabawa polega na różnorodności i samodzielnych decyzjach. :D

    Szkoda tylko wielka, że postanowiliście napisać aż tyle cierpkich słów o Ewie, chociaż Jej post był ZALEDWIE PRETEKSTEM dla naszych rozmyślań.

    Tym bardziej, że Ona sama, choć do nas (mamy nadzieję) zagląda, nie ma zwyczaju się odzywać. Przykro nam, ze się nie lubicie i na tym, prosimy, niech się ten osobisty wątek na naszym blogu zakończy.

    Pozdrawiamy serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. O Boże! Dzięki, że to napisaliście! Ja po opublikowaniu "Skorupki", nie byłam w stanie odpowiedzieć na żaden z Waszych komentarzy. Nie wiedziałam co się dzieje, brnęłam w jakieś wydumane rozmyślania i co krok, sama sobie przeczyłam.
    I nagle blokada odpuściła - to Wy napisaliście o tym. Jeszcze raz dziękuję! Zwłaszcza za to o muzyce i grzechu zabicia żaby.
    Podpisuję się całym sercem pod Waszym postem i pod gooochy komentarzem.
    Więcej nie mogę, bo mi się płakać chce

    OdpowiedzUsuń
  9. Popołudniową , wiejską porą, kiedy obrządek już odrobiony i zachwycać się można już tylko wnętrzem własnym albo chaty naszej ;) Wasze opowiadanie o zamierzchłych , wspaniałych czasach nabiera mocy bajkowego opisu...ja korzeniami z ziemi wspaniałej, czarnej, z lubelszczyzny. Ale wychowana w blokowisku niestety. Cenię i zachwycam się codziennie okolicą, pracą na roli i w obejściu, kocham powietrze nasze i niebo i las i żabę w kałuży i potrafię omijać krowie placki ;P Ale i przez komórkę gadam i czasami wstyd się przyznać oglądam głupoty w TV...i za żadne ale to żadne skarby nie wróciłabym się do 4 ścian miejskiego wybetonowanego świata.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie chcieliśmy aby Wam było przykro :)A to co piszemy nie jest ani cierpkie ani słodki . Pewnie wiecie że mamy zwyczaj nazywać rzeczy po imieniu mimo że to nie polityczne i czasami mało eleganckie ,tym bardziej że nam tego też się nie oszczędza(na blogu nie widać dzięki moderacji).Pani Ewa coś o tym wie:)
    Przepraszamy i już milkniemy wedle prośby Waszej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niesamowite jak jesteście mi bliscy. Tekst Ewy, choć skłonił mnie do refleksji, przeczytałam jednak z pewnym przymrużeniem oka i w takim stylu jej odpisałam. Musiała trochę znieść fochów ze strony miejskich przybyszów, aż przelała się kropla goryczy i tekst się napisał. Nikogo nie można oceniać, aż nie przejdzie się mili w jego butach, jak mówi indiańskie przysłowie.
    Inną sprawą jest, że niektóre mieszczuchy pojawiają się rzeczywiście dzierżąc kaganek oświaty i pojednania a inni traktują wieś jako zdobyte na parę godzin terytorium. Otrzepują się z konwenansów i zaczynają gnieść żaby obcasem na wyścigi z własnymi dziećmi.
    Teraz wszystko jest pomieszane i coraz mniej takie jak się wydaje, zwłaszcza na pierwszy rzut oka.
    Pozdrawiam i gratuluję słów pięknych i gładko w piękne zdania ułożonych, Ł

    OdpowiedzUsuń
  12. Zosiu i Januszu, my, broń Boże, nie chcieliśmy Was urazić. Cenimy Was przeogromnie. Za bezkompromisowość i odwagę szczerego wypowiadania się także.

    Dzięki za zrozumienie.
    Nie milknijcie na długo!!!!


    Łucjo, Dzięki za dobre słowo. Nam tekst Ewy nie stoi specjalnie drzazgą w oku. To nie polemika a impresja :D


    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  13. No i proszę jaka międzyblogowa polemika się wytworzyła. Miło poczytać ludzi, którzy się tak pięknie różnią. A to wszystko dzięki m.in Waszemu postowi, który prawdę gada. Choć my tacy rozkraczeni jeszcze /z naciskiem na JESZCZE/ i nic nie wiemy o wiejskim PRAWDZIWYM tym życiu, to jednak wrażliwość nasza każde nam wierzyć we wszystkie WASZE słowa, za których moc dziękujemy.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nasza Polana. To nie polemika !!! :DDDD W zasadzie to równie dobrze moglibyśmy się nawet podpisać pod SMnW "Kresowej" gdyby nie to, że czujemy niezmienny sprzeciw wobec prób szufladkowania Ludzi ze względu na zupełnie nieistotne dla jakości Człowieczeństwa, cechy.

    A poza tym, to niezmiernie nam miło!

    @ Łucja Ten "kaganek oświaty" to nie wynikające z poczucia wyższości chęć "nauczania czegokolwiek ciemnego chłopstwa", tylko pragnienie, żeby wieś uświadomiła sobie, jaką niezwykłą, fascynującą, duchową siłę może wygenerować.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  15. no to ja nic nie napiszę :)))) i tak moje zdanie znacie :)))))

    Wszystkich wielkomiejskich, małomiasteczkowych, innowiejskich i całkiem wiejskich pozdrawia ta, która na wsi się urodziła i powrósła własnymi rękoma na żniwach kręciła :))))

    OdpowiedzUsuń
  16. a i chciałam dodać, że najlepsze na to wszystko, to usiąść wespół i nalewki tudzież innego trunku, napić się by było wskazane :DDDDD i przy wieczornym świetle zaśpiewać by coś można było, a i zachód wraz z wschodem słońca obaczyć by się zdało :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  17. Też się nad tym ostatnio zastanawiam jak to jest z tymi przemianami nas, naszych wsi i miasteczek. Jeśli już z księdza Jana to napisał on także "Ucałuję cię, Biblio, bo w tobie są słowa, że Kain pierwszy miasto na ziemi zbudował".
    Rezygnujemy z uprawiania odległych pól, z hodowania krówek, z palenia w piecach, ze smrodku kurnika i rąk powalanych ziemią przy wykopkach. Przenosimy się do wygodnych, leniwych blokowisk i narzekamy na kręgosłupy, wieńcówki, depresje. Karmimy świadomość newsami, telenowalami, reklamami. Potem szukamy siłowni, uprawiamy nordic walking. Łykamy antydepresanty. Walczymy ze stresem. Sztucznymi metodami walczymy z problemami, który stworzył sztuczny świat. Nie chcę przy tym gloryfikować dawnych warunków życia. To też nie był raj szczególnie dla wiejskich kobiet i ich spracowanych rąk i przygarbionych pleców. Ale jakoś to wszystko było bardziej ludzkie, proste. Panta rhei - i każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie znaleźć równowagę w tym niezrównoważonym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Anetko, zapomniałaś dodać, że ta kręcąca niegdyś powrósła dziś przycupnęła pod wielce szacowną metropolią i jest doktorem nauk poważnie tajemnych! :DDDD Nie pasujesz nijak do żadnych stereotypów :DDDDD Jak każdy zresztą, popatrzywszy z bliska.

    A co do Twojego panaceum baaaardzo jesteśmy za. Kiedy????

    Krzyśku, ot, "dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba"- żeby znów podeprzeć się literaturą :DDDDD

    Podpisujemy się pod tym, co powiedziałeś czterema łapkami i czterema nogami :DDDD Każdy wybiera swoją drogę, i niech nikomu nie będzie po wybojach.

    My już wybraliśmy. Odludzie. Na nasze miejsce przybyli Ci, którym marzył się Rzeszów. I dobrze.


    Dzięki za mądry głos w sprawie i pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ano przycupnęłam :(( ale liczę na to, że jeszcze za sił w miarę żywych powrócę na swoje miejsce :DDDDD
    A i mi się tak zdawało, że nie pasuję :DDDDDD dlatego zamilkłam na tę okoliczność :DDDDDDD

    jaki by tu termin wyznaczyć? :DDDDDD po świętach mam sporo wolnego czasu :DDDDDDD aż do Nowego Roku będę bąki w domu zbijać :DDDDDDD więc mogę zbijać je inaczej niż odleżynami :DDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  20. Wiem o co Wam chodziło,kaganek się niepotrzebnie wmieszał, ale też licząc na waszą mądrość i nie zawodząc się, jakoś nie bałam się mylnej interpretacji,Ł

    OdpowiedzUsuń
  21. Niesamowita dyskusja się rozwinęła. Ja urodziłam się w mieście, jednak odkąd pamiętam moi rodzice zawsze wozili mnie na wieś i pokazywali piękno przyrody. Potem kiedy byłam już prawie dorosła rodzice sami przenieśli się na wieś, a ja zostałam w Olsztynie. Mieszkam na wsi od pół roku i czuję, że tu jest moje miejsce i czasem mam wrażenie, że jestem bardziej wiejska od mieszkańców mojej wsi, a to dlatego, że oni chcą z tej wsi uciec, jak tylko będzie ich na to stać, ja chciałam uciec z miasta, a na wsi chcę zostać mimo wszystkich przeszkód i tak pewnie czuje wielu z Was. Z miastem jednak będę związana zawsze, lubię czasem zajść do księgarni, kawiarni, biblioteki, czy zrobić zwyczajne zakupy. Nie wyobrażam sobie życia bez komputera, czy telefonu komórkowego. U nas na Warmii jest zaobserwowane takie zjawisko jak "nowa warmińskość" i absolutnie nie jest to zjawisko krytykowane, a wręcz przeciwnie. U nas rdzennych mieszkańców została zaledwie garstka, a "nowi Warmiacy" to ci, którzy np. przeprowadzają się na wieś i pielęgnują pamięć o regionie i jego tradycjach, ja właśnie taką nową Warmianką się czuję, a gdzie indziej mogłabym być nazwana zupełnie inaczej... Dzięki za arcy ciekawy post, który skłonił mnie do przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  22. Aneta. No to czekamy na Was na naszych łopuszańskich włościach, Tu jeszcze nie byliście :DDDDDDD

    A nie pasujesz nie dlatego, że wychowałaś się na wsi, tylko dlatego, że jesteś wyjątkowa, niepowtarzalna i wymykasz się wszelkim szufladom.

    Łucja.
    Kochana, wiemy, że Ty wiesz, że wiesz, że my wiemy :DDDDD Chcieliśmy sprecyzować wyłącznie dla samej Precyzji :DDD

    Wonne Wzgórze
    Ano tak właśnie, każdy ma kawałek ziemi dla siebie jaki sobie wybrał i ukochał. Może nasze wnuki znów będą marzyć o mieście z jego wirem, tempem, karierą, kulturą, popkulturą (bleeee, aż ciężko to pisać)?

    Stereotypy, podziały to narzędzie badaczy. Ma się to nijak do pojedynczych ludzi. A i wieś i miasto mają swoje plusy i minusy, opowiadając się po jednej z tych "stron" nie musi się negować WSZYSTKIEGO, co po drugiej "stronie".

    Dzięki za odwiedziny, cieszymy się bardzo, że nasz post spotkał się z taką pozytywną reakcją.

    OdpowiedzUsuń
  23. Och, ja myślałam, że wreszcie Was zachęcę do przyjechania pod Lublin :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  24. Anetko, różne świąteczne wygibasy pewnie czarodziejsko wyczyszczą nam konto. z pewnością "nie zrobimy" tego wiaderka benzyny na wyprawę. Ale kiedyś się doczekacie :)

    Dzięki, że czekacie :)

    Węszynosko droga, przegapiliśmy fakt, że się obudziłaś, orobiłaś i wróciłaś do nas. Życie na wsi nie wymaga rezygnacji z wygód cywilizacji, powrotu do gołębi pocztowych czy walenia kijanką po szmatkach przy strumyczku.


    Cium.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...