Stało się.
Przyszedł czas, aby pożegnać naszą poczciwą Marilyn. Służyła nam kupę lat i spełniła zacnie swoją rolę. Ku pokrzepieniu serc opowiemy jej historię.
Otóż, kiedy nieuchronnie, tupiąc podkutymi glanami, zbliżała się osiemnastka Najpierwszego, Mama całkiem nieoryginalnie wpadła w panikę. Jej maleńki, niebieskooki Aniołek za chwilę zamieni się w dorosłego Samca i będzie mu w głowie jeno polowanie!!!!! Od paniki do piekielnych pomysłów niedaleko. I tak, na osiemnastkę Dostał syn wydzierganą przez Mamę poduchę z kobietą niebylejaką (dzięki Andy za wzorek :D), co by mu głoda nieco przytłumić i poprzeczkę potencjalnym kandydatkom wysoko, oj wysoko zawiesić.
Ze zwykłego lenistwa Mama postanowiła dwie pieczenie przy jednym ogniu upiec i rewers tejże poduchy to ta sama Marilyn w wersji psychodelicznej (Fioletowa twarz, zielone włosy oczy i usta w jarzeniowej (wręcz fluorescencyjnej) seledynkowatej żółci. Nie wiedzieć czemu ta właśnie strona podarta tak, że aparat odmówił zrobienia pstryk.). Instrukcja obsługi brzmiała: "Jak byś wpadł na durny pomysł, żeby zaćpać, odwróć poduchę na drugą stronę. Masz efekt bez trutki.
Zadziałało.
Syno nie ćpał, a następczyni Marilyn jest i ładniejsza i mądrzejsza, a wczoraj dostała z racji urodzin zamiast tortu chlebek. Od serca, a raczej od serc wielu. Marylin (podarta na strzępy przez psy) odchodzi. Umarł król, niech żyje król!
Tymczasem co poniektórzy internetowi przyjaciele chcieli zobaczyć, co ostatnio zeszło z Mamy drutów. Ten sweter poniekąd ma początek w sieci. Kiedy Mama oglądała niedawno bojkowskie haftowane koszule w Chacie Magodzie, przypomniała sobie (wreszcie!!!!!!), że obiecała Tacie wyhaftować taką, gdy pierwszy raz pojechaliśmy na Festiwal Kultury Łemkowskiej do Żdyni. Uwierzcie, dawno to było. Oj, dawno. Skruszona, zawstydzona zabrała się za zimową wersję takiej koszuli. :D
No i Tata teraz z dumą robi za Kozaka. :) Niestety, nie dał się namówić na profesjonalną sesję, a plenery dziś u nas cudne, i śnieżne i słoneczne. Ech...
(ta pieśń jest jedną z ulubionych Taty-un Cosaque ! :D )
Druty są jednym z wielu nałogów Mamy.( Hmm, czy żeńska forma od 'nałogowiec' to 'nałożnica'???) Z tym jednakowoż nie walczy i nie zamierza. Preferuje robótki kolorowe, wzorzaste, żeby nie było nudno.
Jako że Tato pięknie umie dziękować, pełnymi garściami czerpie z Maminego nałogu.
Rozsądne lenistwo jest warunkiem dobrego zdrowia. Mama nie spruła fragmentu swetra, zauważywszy, że z szerokością przesadziła. Ze stoickim spokojem zakończyła zbędne oczka. Jest z nich teraz, jak widać, absolutnie niezbędna kieszonka na komórę, ewentualnie inne niewielkie niezbędności.
Wyobraźnia Mamy dalece wyprzedza jej plastyczne talenta. Tego, czego pędzlem nie zrobi, żeby nie wiem jak się starała, próbuje wyczarować na drutach. Ukochany sweter "plecakowy" Taty ma na imię "Hej, sokoły" i przedeptał na Jego grzbiecie cały Bieszczad.
Szczerze mówiąc, nie bardzo się już nadaje do pokazywania, bo przemoknięty kiedyś w górach do imentu Tata suszył go nad ogniskiem i najnormalniej w świecie uwędził... A że wędzone dłużej się trzyma, więc wyrzucić go nie pozwala i używa wciąż z upodobaniem w świecie mniej cywilizowanym.
Od czasu do czasu Mama daje się namówić na zrobienie czegoś, co nadaje się do ubrania między ludzi ( ale skoro jednokolorowe, to choć faktura musi być, żeby nudą nie wiało w czasie dziania).
W tym dwukolorowym swetrze nie ma nic ciekawego niby, ale stał się pochopem dla dwóch sweterków Prezesa.
Tu się przydał sprawdzony fason.
A tu resztki włóczki :-).
Na koniec tej chwalby jeden z pomysłów na resztki. Można się pozbyć całej torby gałek i gałeczek pozornie do niczego już nieprzydatnych. Ten model jest ulubieńcem wszelkich dżinsów :D.
Tymczasem psy doczekały wreszcie powrotu formy u Tata. Nareszcie spacer!
Szczęście Igry zawsze wyłazi z niej uszami :D
Pięć łap i dwa zęby, w dodatku rozlazło się to Coś na dwie strony świata.
Nic dziwnego, że psy skonfundowane.
Pijany chomik...
albo i nie chomik, ale fantazja ułańska!
Psy tak szczęśliwe na spacerze, że gdyby mogły, zrezygnowałyby chyba z kolacji, byle jeszcze pobaraszkować.
Tymczasem w domu spokojnie wyrósł chleb z ziarnami i czarnuszką, a Mama przygotowuje druty do nowej przygody...
Zdrowiejemy. Dzięki.
jeszcze psinom sweterki kolorowe!
OdpowiedzUsuńMama artystka prawdziwą jest :DDDDDDDD Z fantazją na dodatek :DDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńA sweterek "resztkowy" śliczny. Przypomniał mi moja pierwszą w życiu robótkę - szalik, z resztek właśnie, co miał 4 metry z kawałkiem i dziergałam go dalej , bo nie umiałam zakończyć :DDDDDDDDDDDDDDDD
Dobrze żeście już "na chodzie" :DDDDDD
uwielbiam was czytac, przefajne poczucie humoru macie :) chyle czola przed robótkami, zacne dziela, z Marylin wlacznie ! zdrowiejcie :)
OdpowiedzUsuńNoooo booomba, jestem pod wrażeniem . Gooo masz talent :) a Rado jaki model fiu fiu ;) Chleb też pieczecie??? O rany...
OdpowiedzUsuńwiele talentów miewają nałożnice!:)
OdpowiedzUsuńNo toś cię nam zabili ćwieka tym sweterkiem łemkowskim...u nas Aga bardziej szydełkuje, ale na drutach też tam coś porabia... no to mam dla Niej Ambitne zadanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Baba mi się zbiesi jak nic! :/
OdpowiedzUsuńMalinconia. Masz szczęście, że psy jeszcze komentarzy nie sprawdzały. :D
Kasia. Tak z ciekawości, dziergasz go jeszcze? :D :D :D
Angel. Poprawiamy sobie w ten sposób komfort życia. Jakoś trzeba.
Węszynoska. No! Wreszcie ktoś zauważył Modela! Masz plusa!
OLQA. No, a jak inaczej? :D Nałożnica musi perfekcyjnie, tak, żeby nie obudzić, spędzać muchy z odpoczywającego w ciągu dnia na łożu Męża! (Naturalnie kiedy już uspokoi Młode, przyniesie piwo i ulepi pierogi.) :D
Aga i Sev. Powodzenia! Z tego swetra to ja się cieszę jak dziecko!
Pzdr.
Szkoda Marilyn, fajna z niej laska była :-)
OdpowiedzUsuńSweterki urocze, ale ten łemkowski to po prostu mistrzostwo świata. Nie dziergam na drutach (posiadłam tylko umiejętność haftowania)i tego typu zdolności po prostu mi imponują. Chylę czoła przed talentem i pozdrawiam z drugiego krańca Polski :-)
No ciut ciut dziergam, ale baaaaaardzo rzadko juz teraz - nawyzej jakas czapke albo szalik :DDDDDDDDDDD A Babe to hołubić trzeba, a nie jeczec, ze sie zbiesi :DDDDDDDDDDDD Moze Ci sie najwyzej zanielic:DDDDDDDDDDD, bo udzierganie takiego sweterka wymaga anielskiej cierpliwosci :DDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńSzacunek dla metod wychowawczych!
OdpowiedzUsuńPodziwiam wszelkie wytwory rąk nałogowych, bo sama zrobiłam tylko jeden przymusowy szalik, w szkole podstawowej...
Z dziergania najlepiej mi wychodziło zaplatanie grzyw i ogonów koniom.
Uweseliłam się u Was, jak zwykle, dzięki!
Pozdrawiam
Go, piękne swetry!!! Takie malowane, niezwykle dziergane. Marzy mi się kiedyś taka umiejętność w moich palcach; na razie zadowalam się niewieloma szydełkowymi. Dobrze, że Radzio zna ich wartość i umie dziękować!
OdpowiedzUsuńOj, pięknie, że możecie już poczuć sobą dotyk wiatru! Ciężko siedzieć wśród ścian, gdy przestrzeń czeka. Tym bardziej, że od kilku dni zalewana coraz większą radością słońca!Też za niedługo do niego wyjdę, kończę na razie pracę do teatru- ogromnie dużo satysfakcji mi przynosi!
Pozdrowienia!!!
Tato Rado wygląda jak prawdziwy, rasowy Łemko, piękna robota, Gosiu, a i cała reszta bardzo pomysłowa. Pogoda przepiękna na spacery, tylko tnie po twarzy ostry wiatr. Zaniosło nas w zeszłym tygodniu do Karlikowa, sypało, wiało, ludzi mało, ale przepięknie, a potem byliśmy za rumem tuzemskim w Palocie, ale jedyny sklepik zamknięty, no to do Medzilaborców, tych od Andego.
OdpowiedzUsuńZ pewną nieśmiałościa chcę Wam powiedzieć, że napisałam dzisiaj pierwszy post, taki siermiężny, ale myślę, że będzie lepiej. Pozdrawiam serdecznie i cieplutko, czy choróbsko poszło już precz?
KOchani, dzięki za pochwały, dzięki.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę,że to, czym sobie kompensuję brak talentów plastycznych, zyskuje uznanie :-)
Równoważąc komplementy przyznam się jednak, że moja miłość do drutów,szydełek, igieł itp. jest wprost proporcjonalna do stopnia zabrudzenia szyb w oknach. :DDDDDD
Maryjko kochana.Byliśmy natychmiast!!!! Czekamy na kolejne wpisy, choć jesteśmy silnie przekonani, że zakasujesz nas atrakcyjnością tego, co masz do pokazania i opowiedzenia. Pisz!!!!!
Jeszcze raz dzięki wszystkim.
Go
Ogromny podziw za wyobraźnię i wzornictwo nie do podrobienia!
OdpowiedzUsuńJa stawiam pierwsze kroki w szydełkowaniu - folkowy kocyk z włóczki po Babci mi się zamarzył - i zrobienie trójkąta to nie lada wyczyn dla mnie jest, a takie sweterki to chyba nieosiągalne ... ach!
Pozdrowień moc przesyłam :)
Ananda. Z szydełka także można wyczarować wiele przecudnych rzeczy. Dzięki za odwiedziny. :D
OdpowiedzUsuńhttp://gosinoweszalenstwa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPomóżmy tej dziewczynie, dobrym słowem, warto!!!!
Świetne swetry! Nie wyobrażam sobie zimy bez przytulnych i obszernych wdzianek! Ale u nas nikt nie robi na drutach ( chlip ) Mama po wypadku nie daje rady ze swoją ręką, a ja nie umiem. I tylko pozazdraszczać mogę.
OdpowiedzUsuńUściski!
Przyznaję, uważnym i systematycznym czytelnikiem nie jestem. Z tego też powodu tytuł posta zobaczywszy bezpodstawnie wydedukowałam, że odszedł od Was na wieczne łowy któryś z czworonożnych towarzyszy (ile ich macie nie wiem?!) i czytać mi się nawet nie miałam ochoty, bo raczej rozweselenia poszukuję ostatnio. A tu, o przewrotni, taka niespodzianka, czytać poczęłam i coraz weselej mi się robiło. Jak zobaczyłam Rado w wędzonym sweterku, to już głośno się śmiałam.
OdpowiedzUsuńDużo macie talentów, serca, radości, a psów i dzieci to nie wiem.
Warto było zacząć coś pisać, by dowiedzieć się, że jesteście.
Dołączam do zachwytów nad talentem Mamy, urodą swetrów oraz prezencją Taty w tychże:-)
OdpowiedzUsuńAnonimowy KTOSIU - ani Gosi B, ani innym dobrego słowa nie skąpimy, ale a Anonimami nie bardzo nam po drodze (tym bardziej, że podpisów nikt w necie nie autoryzuje, wystarczyło napisać Zosia z Grudziądza czy coś).
OdpowiedzUsuńAsiu i Wojtku, dzięki za komplementa. Czy ja już pisałam, że dziergam bo nie lubię sprzątać????
Dzięki za wizytę, buziaki
Go
Łucjo kochana, a my setnie ubawiliśmy się Twoim komentarzem! Dzięki!!!
Psów, znaczy suk mamy, póki co trzy (czyli cipsy) Nutkę, Gamę i Igrę. Dzieci faktycznie trudniej policzyć, bo coś ich duuuuużo i przybywa po różnych weseliskach (ale to wszystko bierze się z miłości, więc im więcej tym lepiej).
Trzymaj się (bo co nas nie zabij, to nas wzmocni) całuj rodzinkę i poklep konisie.
Ori, serdecznie witamy u siebie, podziwiamy Twoją miłość do czworonożnych nieszczęśników i jak zauważyłaś może, część naszej rodziny zakochana jest w Pantoflecie, a druga część rodziny nie wie, co o tym myśleć...
Kasiu Bajerowicz, tak liczyłam na Twój talent pedagogiczny i co??? Właśnie dostałam w prezencie nową stolnicę!!!! ;)
Jeszcze raz "przelecialam" Wasz blog, zatrzymujac sie na dluzej przy poscie o domu. Uroczy jest ten Wasz staruszek z bala w starym sadzie! Oj, mozna sie w nim zakochac bez pamieci!
OdpowiedzUsuńMacie szczytne wyzwanie przed soba!
Ja zreszta tez!
I znow zauroczylam sie fotkami Prezesa... tak bardzo przypominajacego mojego, z tymi blond loczkami i herubinkowymi slepkami.
A gdy scielam mu loczki, bo dostal "wszow" w osrodku wczasowym, dawno temu... to wlosy zaczely ciemniec. A teraz jest dorodnym mezczyzna, brunetem o niebieskich oczach... Ech... jak ten czas leci. Dlatego z takim rozrzewnieniem ogladalam zdjecia Prezesa, myslac o tym, jakze rozkoszne sa male dzieci i jak bardzo szybko... stanowczo za szybko dorastaja:)
Robotki cudne:) Pozdrawiam.
O Matuchno kochana, iście zdolna ta Wasza Mama, nie dziwię się, że bronisz sweterka - bo jest czego..
OdpowiedzUsuńAmelio, wiemy i my jak szybko czas prostuje loczki blond cherubinkom. Najpierwszy za tydzień zje swój 27 tort :).
OdpowiedzUsuńDlatego smakujemy tą małoletniość Prezesa tak intensywnie, jak to możliwe, bo, cholera, on też rośnie i rośnie.
Kosztowska chałupka mocny na nas urok rzuciła, ale, jak pisałam, strachy czasem zrzędzą coś do ucha :)
Jolu, fajnie, że wpadłaś. Gdybyśmy nie zobaczyli, nie uwierzylibyśmy, że i wełnę można uwiędzić :)
Pzdr.
Jakie piękne swetry! Jak już zakończą żywot - w ramki proponuję :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Was wszystkich ślę!!!
Magodo, witamy u siebie. Co do swetrów w ramkach - hmm, my zdzieramy wszystko do imentu, trzeba by z tych strzępów i dziurawców jakieś abakany komponować czy cóś. Przyznajemy, trudne wyzwanie...
OdpowiedzUsuńPzdr.