czwartek, 26 listopada 2009

Szukam? "Domu gitarą i piórem"? JUŻ NIE!

Wybaczcie, że tak długo czekaliście na TEN wpis, Przyjaciele!



No i stało się. Żaba będzie miała autentyczną OJCOWIZNĘ, a my robotę na resztę życia. Dwa tygodnie temu zakupiliśmy piękny Koniec Świata, rozpoczynając tym samym realizację swoich największych życiowych MARZEŃ. O otwartym dla Dobrych ludzi, a wolnym od syfu, domu "bukowym koniecznie".
Jest to gospodarstwo z kawałem pola w Kosztowej, w gminie Dubiecko,w powiecie przemyskim.

Kosztowa.
Zagubiona wśród zalesionych wzgórz Pogórza Dynowskiego.
Ludzie niesłychanie życzliwi. Ksiądz dojeżdża z Bachórca raz w tygodniu. Miejscami wieś wygląda jak skansen.
Naturalnie, zaraz po podpisaniu umowy pojechaliśmy z Żabą oglądać
SWOJE.

Nasz Dom.
(Naturalnie roboty tam będzie do czorta i trochę, ale myślimy, że warto.)

Bardzo mu do twarzy z Samurajem Harnasia...
Natychmiast Tata zaczął marzyć o czerwonym Nissanie Patrolu, heh.

Światło w oknach. Miło przywracać życie domostwu.
Sąsiadów ten widok, jak się okazało, również ucieszył. (Jeszcze milej )


"Z drewna, lecz podmurowany". Kamieniem.
Ze starym sadem orzechowo, gruszkowo, jabłecznym.
Co niniejszym wszem i wobec udowadniamy.
(Szare renety - pyszne do szarlotki)
Tudzież inne, jeszcze niezidentyfikowane, ale smaczne. I dużo ich.

Harnaś sprawdził kondycję gruszy (podobno rodzi bardzo słodkie owoce).
Hura! Zdrowa.
Prezes - ziemianin.
Najwspanialsze, że Żaba z miejsca się zadomowiła. Było widać, że się Mu u siebie podoba.
---------------------------
No dobra. Łykend. Prezes poszedł do adopcji, a konkretnie, to na przykładzie Łańcuta (hehehehe!) pojechał oglądać możliwości w zakresie aranżacji Siedzib,
natomiast silna grupa w składzie:
Mama
Tata
Wujek Harnaś
Oraz NUTKA i GAMA

pojechała "aranżować" wnętrza.

I "latać" po polach. (SWOICH ! :) )

SALON ;-),
jak przystało na mieszkanie Polaka nie chodzącego (podobno) do kościoła,
cały obwieszony świętymi obrazami.
Kuchnia, naturalnie, też.
Np. takimi.
Oczywiście, nie było za bardzo czasu na robienie zdjęć. Więc tylko kilka "znalezisk".


Heh, przetak, jeszcze z pajęczyn nie omieciony, na naczelne miejsce kuchennej ściany przybył ze strychu. Podobnie jak wyżej widoczne koło. Nie było czasu inne "skarby" stamtąd przenosić. Remonty wolą pustkę...

Tak... Ten papiór też doczeka się należnej mu ramki i miejsca na ścianie biblioteki.
(Ech! kiedyż ta biblioteka będzie...)
To jakiś, jeszcze nie przestudiowany dokładnie, dwujęzyczny (austriacko-polski), XIX-wieczny akt notarialny.


Małgosia, porządkując, obsesyjnie szukała dolców (bo co to za dom, co by nie miał dolarów schowanych?) W różnych workach, woreczkach, ba, nawet w torebkach po kawie znalazła ze trzy kilo naszego swojskiego polskiego bilonu, oczywiście tego nieczynnego.
Wreszcie, w drewutni wytęskniony
ONE DOLAR.
(Nawet Radek pierwszy raz w życiu takie cudo widział :) )
Gorzej z siła nabywczą... tak czy siak, butelka nie podzieliła losu setek innych i stoi na piecu.
Póki co.
Oto zaś, co kryła w sobie wersalka (nota bene już spalona). Tu "siła nabywcza" nic a nic się nie zdewaluowała, mimo upływu czasu... (Poprzedni właściciel zmarł chyba w 2008)



Zmrok dał sygnał do zasłużonego odpoczynku (jak fajnie, że to listopad i długie odpoczynki).

Czas huczącego w piecu ognia, ciepłej kolacji i herbaty. No i czas składania meldunków rodzinie, wciąż mocno zaniepokojonej naszym pomysłem na dalsze życie.

Psy, po całodziennym obwąchiwaniu nowej posiadłości także skwapliwie wypoczywały.

Wyglądały tak błogo, że i aż im Gosia pozazdrościła miejscówki.

A Tata grał, śpiewał i dzielnie degustował wraz Harnasiem zdobyczny spiryt.


Po pracowitym piątku i sobocie, w niedzielę po kościele wreszcie był czas, by przejść się po swoim, sprawdzić jak trawa rośnie.


A rośnie wysoko....


bo i pana chwilę nie miała.

Pannice ogarzyce także ze znawstwem taksowały wymarzone hektary.
Trawska im nie przeszkadzają. Zdecydowanie.

Na te trawy chyba żadna kosiarka nie pomoże. KOZY!!!! Koniecznie! Jak wyżrą, to się zacznie pastwiska uszlachetniać.
To nie zwykła, bydle jaka kałuża! Źródełko. Na naszym.

Jak się obrobi, będzie dla zwierząt wodopój, że hej!


Na twarzy "ziemianki" strachu nie widać.
BIERZ MARZENIA ZA ROGI. Ot, co!



4 komentarze:

  1. Pięknie tam macie. Z całego serca życzę, żeby się wam marzenia spełniły.Będziemy corocznymi gośćmi. Cha cha, i tak jesteśmy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no ja juz się nie mogę doczekac....zamasowanego najazdu gości !!!!!! pozdrawiamy serdecznie i wytrwałości zyczymy , juz takie cudno przerobiliśmy...ha...i zyjemy i mamy sie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniale! powodzenia i wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...