niedziela, 27 listopada 2011

Krótki wpis o zachowaniu Tradycji.



Witajcie Kochani.

Jakoś tak odczuwamy tegoroczną jesień, że to dobry czas na rozliczne rozliczenia. Bo to i narodziny siostrzeńca - Kubusia, chrzest Klarci i pogrzeb Gosiowego wuja Erwina ... i rozlewanie do butelek nalewek, co jest starodawną polska sztuką domową - wszystko takim rozliczeniom sprzyja. :D



Trudno zaprzeczyć, że pigwówka (zwłaszcza w butelce po wódce Baczewskiego) sprzyja pewnemu rozrzewnieniu.

Zwłaszcza, że pigwówka ("na smak" :D) plus wiszące na ścianach portrety antenatów Go stanowią dobry pochop do wycieczek w czasie i przestrzeni.
Tu pra-pra-prababcia. Niestety, nikt już nie pamięta nawet jak miała na imię. Nędznie cokolwiek wygląda, bo ponoć była świeżo po tyfusie.
(Tak Go opowiadał Babcia Klara, która pojawiła się już na naszym blogu TUTAJ)
Czy ktoś biegły w damskiej zaprzeszłej modzie, może ocenić, czy to strój z XVIII czy XIX wieku?
Będziemy wdzięczni.

A to Jej mąż - urzędnik na dworze Habsburgów. Ponoć Koniuszy Wielki, (ale to pewne nie jest).

Swoją drogą u ludów Kaukazu, jak ktoś chce być szanowany, MUSI znać swoich przodków do przynajmniej dziesięciu pokoleń wstecz.

A skoro tak zaczęliśmy, to najwyższa pora, żeby zdać Wam relację z naszej majowej, tegorocznej podróży. Wyruszyliśmy wraz z dziećmi i Dziadziem w tarnowskie, szukać gosiowych "korzeni" i rozejrzeć się po tej niemal nieznanej nam części Małopolski.

Relacja będzie nie po kolei, ale mamy nadzieję, że nie przeszkodzi to Wam, pozachwycać się wraz z nami przygodnymi cudami.
Takimi jak np. ten niesamowity kościół w Skrzyszowie k. Tarnowa.

To rozróżnienie Skrzyszowa jest ważne, bo, być może niektórzy z Was pamiętają nasz wpis z innego Skrzyszowa .

Niesamowity Kościół z 1517 r. p.w. św. Stanisława Biskupa.

Świątynię ufundował Hetman Wielki Koronny i kasztelan krakowski Jan Amor Tarnowski.
(Ale Mu dali! :DDD)

A wybudował ją cieśla Jan z Czchowa, którego sygnatura zachowała się na portalu.


Nie tylko otwory strzelnicze, ale i położenie na przydrożnym wzgórku zaświadcza o tym, że Tatarzy lubili się tu zapędzać.

Taki Frasobliwy wita w bramie gości.

A wnętrze wcale nie ustępuje swoją pięknotą bryle z zewnątrz.

Sufit pokryty jest secesyjną polichromią niespecjalnie starą bo z 1906 r, ale za to bardzo "na miejscu" i piękną.

Dopiero, gdy wzrok oswoi się z bogactwem ornamentów, zaczyna się zauważać szczegóły.

Nieprawdopodobnie mistrzowską snycerkę,...

... która, im dłużej się człowiek przygląda, tym bardziej zadziwia.

I wszystko, jest jakieś takie nienachalne, a bezpośrednio trafiające do serca.

Późnogotycka Madonna.

Chór.

Ale kościół w Skrzyszowie, acz nie zasługuje na pominięcie go milczeniem, nie był celem naszej wyprawy. Takie cele mieliśmy dwa, a teraz pora na pierwszy z nich.
"Myszkówka" w Filipowicach. Wysoko trzeba się do "Myszkówki" wspinać, ale warto. Zwłaszcza, że przed "Myszkówką" niewielkie lapidarium.

Dlaczego akurat "Myszkówka"?
Mama Go była, de domo, Myszka. Stare, wręcz legendarnie
(bo kto niby "zaciukał" Popiela w Wieżycy nad Gopłem, jak nie Myszkowie właśnie :D ?)
szlacheckie nazwisko z herbem Korczak.
(Są jeszcze Myszkowie Gryfici)

"Myszkówka" to dom pradziadków Go, gdzie urodził się dziadek. Niestety sprzedana w latach 80 ubiegłego wieku.

A oto i "Myszkówka". W otoczeniu kilkuhektarowego stuletniego sadu
i napółdzikiego pięknego ogrodu.

Teraźniejsi właściciele okazali się niezwykle gościnni. Zaprosili do środka, ugościli, pozwolili nacieszyć oko uzbieranymi przez siebie antykami, a na koniec ...

Ściągnęli ze strychu rysowane ołówkiem portrety pradziadków Myszków i wręczyli nam, mówiąc, że są szczęśliwi mogąc przekazać je Rodzinie.
Piotr Myszka (1873-1956).

I Jego Żona - Helena (1885-1958).

To naturalnie nie Przodek tylko przydrożne ptaszydło.
Przydrożne, ponieważ po wizycie w "Myszkówce" serdecznie wzruszeni pojechaliśmy dalej.

I oto Łęki Górne, a konkretnie kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja z 1484 r.
(Parafia posiada dokument fundacyjny z 1312 r.

Przebudowany w XVIII w. z inicjatywy Katarzyny z Lubienieckich Łętowskiej. Warto jeszcze wiedzieć, że dopóki nie zbudowano nowego, współczesnego kościoła (paskudztwo!) wiernych na nabożeństwa zwoływał dzwon odlany przez Tymocha Ondrijewa w 1544 r. w Pskowie.

A Łęki Górne są ważne dla nas również dlatego, że tutaj uczyła w szkole babcia Stefania i tu właśnie urodziła się mama Kinga.

Krzyż na kościelnej furcie

Jednak, choć to wydaje się być mało do prawdy podobnym, to nie kościół jest największym "czadem" Łęków Górnych. Jest nim bezdyskusyjnie stojący w bardzo starym, ponurym dębowym parku - niezwykły obronny Dwór.

Powstał w XVI wieku jako ariański zbór dla Lubienieckich, lub wcześniejszych Tarłów. Przestał być wykorzystywany do celów modlitewnych kiedy w II połowie XVIIw. Jadwiga z Tarłów przeszła na katolicyzm.

Pod koniec XIX w. do celów mieszkalnych zaadoptowali go Brzozowscy. Po wojnie, kiedy mieścił się tu ośrodek zdrowia "zajrzała mu w oczy" całkowita zagłada.

Teraz jest w rekach prywatnych Właścicieli i chwała im za ocalenie tego niezwykłego zabytku!

Na następny przystanek najbardziej cieszył się Dziadzio. Otóż chciał nam koniecznie pokazać dwór w Koszycach Wielkich, w powiecie tarnowskim, gdzie Jego Dziadek
(czyli dla Prezesa pra-pra -dziadek)
Julian Komorowski (wraz z żoną Adalbertą z Porembskich) zarządzał majątkiem księcia Sanguszki. Dziadzio naprawdę się cieszył i opowiadał jak dzieckiem będąc biegał po stajniach, jak w niedzielę jechało się bryczką do Kościoła Misjonarzy w Tarnowie.
A po sumie zawsze obiad w restauracji dla wszystkich sanguszkowych rządców.

Cóż, stajnie stoją, jak stały, ale gdzie Dom? Dziadzio próbował sobie przypomnieć.
Tam był staw, tu corso, a Dom?
Gdzie Dom?

A Dom stał tutaj.

I tyle z niego zostało.

Dziadzio starał się nie pokazać po sobie, jak mocno go to ruszyło, ale jednak...

Cóż, wszystko płynie, jak wyjęzyczył się był kiedyś niejaki Pantarej...

Hmm, żeby nie było, że Barłowscy tak zupełnie sroce spod ogona wypadli, bo choć starodawni, to drobni, Tata wyciągnął był specjalnie do wpisu bezcenną, rodzinną pamiątkę,
która, jak Zerwikaptur u Podbipiętów,
"od zawsze w Rodzie".
Czyli te głupie jakieś 5 000 lat !
:D

A co?!

Pozdrawiamy Was serdecznie.

25 komentarzy:

  1. No Goooooo, jestem pod wrażeniem...ale piękne portrety. I jakie wspominki...cudnie miec takich przodków znanych. Ja przy Was to prawie sierota jedna :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Portret atentatki i małżonka wspomnianej prawdopodobnie jest z początku dziewiętnastego wieku. Widełek nie podam, bo taka dobra to nie jestem ;b

    OdpowiedzUsuń
  3. Węszynosie, jak chcesz, to Cię Sierotko jedna usynowimy!

    Kasia. Niezła jesteś. Dzięki ogromne!

    Cium serdeczne

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna wycieczka i piękne zdjęcia. Portrety sprawiły że trochę się zadumałam;-)Ja też mam parę u siebie tylko gdzieś schowane.
    Jutro poszukam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Dziadzio, to musiał być cios :-( Sentymentalna podróż- świetna. Chyba jestem skrzywiona, bo w Myszkówce widziałam...goldena ;-) Tylko rozmachane goldeny wychodzą na zdjęciach nieostro :-)
    No i nie wiem, waham się, czy opowiedzieć Wam więcej o tej "40-to tysiącletniej" rodzinnej pamiątce, ale czy ja mam prawo rozwiewać ludziom marzenia i niszczyć legendy? No chyba nie mam :-) Gorące buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Danuta. Dzięki za komplementa. Pozwól jednak spytać, czemu schowane te Twoje portrety?

    Riannon. A rozwiewaj! :DDDD Od tego jesteś przecież Pani Archeolog, żeby rozwiewać takie bajki. :DDDDD
    Nikt się nie obrazi - zapewniamy! :DDDDDD

    A golden wziął i się rozmazał niechcący. Wybacz nam w imieniu wszystkich goldenów! :D

    Dzięki za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Urzekły mnie te loki kręcone na rurkach u prababci Go, szkoda, że to nie Wy jesteście posiadaczami tego domu sprzedanego obcym, tak my żałujemy z mężem domu w Horyńcu, który poszedł w obce ręce, jeździmy tam na groby, zajeżdżamy pod dom, patrzymy i żal. Ciekawam Waszej zagadki archeologicznej, może Riannon przybliży nam te zawiłości prehistoryczne, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. No dobrze, to uchylę rąbka tajemnicy :-) Jest to neolityczny toporek kamienny. Ma najwyżej trzy i pół tysiąca lat. Więcej nie da się o nim niczego powiedzieć, gdyż jako luźne znalezisko, jest tylko przedmiotem niewiele nam mówiącym. Może być oczywiście młodszy, ale nie może być starszy, gdyż wcześniej nie znano techniki gładzenia kamienia. Dlatego archeolodzy tak strasznie nie lubią, jak wydobywa się im zabytki z ziemi, ponieważ niszczy się w ten sposób cały kontekst znaleziska. Przedmiot na miejscu znalezienia, otoczony innymi przedmiotami lub pozostałościami zabudowań, daje się bardzo precyzyjnie wydatować i czasem może zmienić całe nasze pojęcie o historii ludzi zamieszkujących dany teren.
    Uważajcie proszę z takimi publikacjami. Wg polskiego chorego prawa wszystko, co leży w ziemi należy do państwa.
    Niestety, w Polsce też obowiązuje domniemanie winy (to był sarkazm) i czasem tłumaczenia, że to pamiątka rodzinna i nie my ją wykopaliśmy, nie uchronią człowieka przed kłopotami.
    Myślę, że z powodu jednego toporka nie będzie żadnych problemów, niemniej jednak uważajcie na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czasem zapominam, w jakiej epoce żyję, że minęło już 2000 lat od przełomu er i wyrażam się, jak na archeologa skandalicznie nieprecyzyjnie. Chodziło mi o 3500 p.n.e., zatem toporek ma maksimum 5500 lat :-)
    Jestem dyskalkuliczką i trudno mi się przelewa liczby na "papier".
    Buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mateuszu. Szacunek, jest poza dyskusją, natomiast skąd masz te uśrednione dane dotyczące Kaukazu? Zawsze się nam wydawało, (zresztą gdzieś o tym czytaliśmy), że choćby tylko ze względu na dietę (rosół np. się wylewa jako wywar z wszystkich mięsnych toksyn) wiek 110 lat nie jest np. u Gruzinów żadną rzadkością.

    Riannon. E, tam, konia z rzędem temu kto potrafi udowodnić, że nie sami sobie ten toporek "wystrugaliśmy". :D
    Poza wszystkim,
    po pierwsze primo ;nie mamy zwyczaju grzebania w stanowiskach archeologicznych, (mamy za duży szacunek do wiedzy i przeszłości).
    po drugie primo, jak wiesz, nic, by najlepszemu archeologowi z obrobionego kamulca jeżeli nikt już nie wie gdzie i kiedy znaleziony.

    Dzięki za komentarze.
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ups... Ale PLAMA! Riannon. Dzięki Kochana za sprostowanie datowania! Już poprawiam! (Skąd, mi się to dodatkowe zero wzięło...)
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  13. O rany! Wspaniałe portrety i godna szacunku wiedza o rodzinie! I to jakiej!
    Ja nie miałabym poważania u ludów Kaukazu, bo moja "świadomość powstawania" kończy się na prababci Skotnickiej ze Skotnik. To żenująco niewiele ... Nikt nie spisywał historii rodziny, a moja mama też niestety niewiele pamięta.
    Kocham secesję.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  14. M. Grunt, że u nas masz poważanie! A poza tym - Łał! Jak ze Skotników, to jesteś spokrewniona, z ułanem, generałem Stanisławem "Grzmotem" Skotnickim herbu Bogoria. Niezła parantela! Jak prababcia, to mogła być Jego matką, czyli to Wanda de domo Russocka z Brzezia, herbu Zadora. Cium serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tylko sobie nie pomyślcie, że ja Was posądzam o jakieś niszczenie stanowisk archeo. Tak ogólnie napisałam, jak to wygląda. Trzeba pamiętać, że w Polsce można szukać, ale nie można znajdować, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Zawsze można powiedzieć, że na grzyby się poszło i tak jakoś samo napatoczyło się pod nogi :-D

    OdpowiedzUsuń
  16. Spłoniłam się od Waszego poważania ... Wciąż jeszcze mi się to zdarza.
    O Bogorii słyszałam od wczesnego dzieciństwa. Bardzo mi się to słowo podobało i myślałam, że to jakaś odmiana Matki Boskiej ...
    Zatem coś jest na rzeczy z tymi Skotnickimi!
    Z Kaukazem też mam coś wspólnego, bo zawsze wylewam wywar z mięsa po półgodzinnym gotowaniu i zaczynam jeszcze raz.
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  17. Riannon. Przecież "oficjalni" archeolodzy nie mają ani czasu, ani pieniędzy, żeby choćby tylko "z grubsza" sprawdzić, te, już zlokalizowane stanowiska. Archeologia nie jest przecież wiedzą tajemną i jesteśmy zdania, że jeśli amator, potrafiłby zachować należytą staranność w opisie i samych wykopaliskach powinien móc sobie grzebać do woli. Naturalnie z zachowaniem prawa pierwokupu (po zniżonych cenach) szczególnie wartościowych historycznie artefaktów przez Państwowe Muzea.

    Magdusiu droga.
    Tak naprawdę też tylko do pierwszego "pra" mamy wiedzę w miarę szczegółową o naszych przodkach. Jak pisaliśmy - naddziadów z portretów tez nie znamy nawet z imienia... Pamiątki Go zachowały się tylko dlatego, że jej Dziadek nie zgodził się uciekać z domu we wrześniu 39r.. "jak mam umrzeć, to u siebie" - postanowił i, jak Historia pokazała, słusznie.

    Babcie, dziadkowie zawsze, choćby dożyli setki, umierają zbyt wcześnie, zanim zdążymy zadać wszystkie pytania.

    W wielu domach pożogi wojenne większość takich pamiątek strawiły, np. w rodzinie Rado.

    W Twojej sytuacji dodatkową sprawą wydaje się to, że chwalenie się pokrewieństwem z takim generałem "Grzmotem" mogło być w PRL-u zwyczajnie niebezpieczne.

    Pozdrowienia serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kocham Wasze relacje! I to, że krążycie niedaleko, pokazując innym okiem to, co znam, albo coś, co zamierzam dzięki Wam wkrótce własnoocznie namacać :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  19. Wow! czytałam niedawno o generale Skotnickim w "Pamiętniku legionisty" i o I brygadzie, i o Belinie, to fascynujące, serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  20. Goocha, dzięki stokrotne za dobre słowo. Jest się gdzie włóczyć po Pogórzu.


    Maryjko, dzieje polskich rodzin i fascynujące i smutne i dziwaczne. Ot, życie.

    Serdeczne pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  21. A ja to nie mam głowy do historii rodzinnej. Wszystko mi się miesza, zapominam. Po prostu z historii jestem noga lewa na dodatek. Ale dobrze mieć Was.
    Ciekawam jaka Wam ta nalewka wyszła. Pewnie pyszna i muszę wierzyć na słowo.
    Klara raczkuje, to wiecie. Ale wczoraj przeszła na nogach osobistych kilka kroków przy pomocy Taty. Ale pełzak taki, że oka z niej nie spuści. A ja chcę obiad zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Majeczko, no i właśnie co zapisane to i pamiętać nie trzeba, i nie zginie. :DDDDD

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale sentymentalnie się zrobiło. Post "trącający myszką" :-) Jak ja lubię w takie wycieczki do przeszłości.
    A stroje mówią mi, że to pewnie XIXw.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  24. Niesamowite jest znać tak dobrze historię swojej rodziny, ja niestety niewiele wiem o swojej, dziadek od strony mamy był podobno szlachcicem (Lipnicki z Lipnicka koło Nowogródka), w Lipnicku była połowa Lipnickich, a połowa Mickiewiczów, ale lepsza historia jest z dziadkami od strony taty, bo na nazwisko im było KARGUL, a druga połowa wsi to nazwisko Pawlak! Niesamowite też że dostaliście portrety, a ten dom rodzinny przepiękny i na zewnątrz i w środku. Wspaniała wycieczka!

    OdpowiedzUsuń
  25. MariaPar. My też lubimy takie wycieczki.
    Świadomość "skąd my som", :),jest, naszym zdaniem, jednym z ważniejszych filarów budowania poczucia własnej wartości. (I rzecz tutaj wcale nie w mniemanych herbach.)
    Niestety Historia bardzo brutalnie obeszła się pod tym względem z Polakami. :(

    Wonne Wzgórza. Dzięki za komplement. Zdaje się nam, że w rejonie Nowogródka nie było miejscowości Lipnicko, tylko Lipniszki. :D

    Ze szlachtą białoruską (zwłaszcza drobną) wiąże się w ogóle ciekawa i smutna sprawa (z czasu zaborów), ale nie pora tu i miejsce na dywagacje historyczne.

    Lipnickich było w ogóle 5 różnych herbowych rodzin. Jeżeli czytasz cyrylicę, masz czas i ochotę to na Forum Szlachty Białoruskiej jest temat poświęcony Lipnickim.
    http://www.nobility.by/forum/index.php?topic=529.0

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...