czwartek, 11 czerwca 2009

Harnasie oraz Dziecko czyste to dziecko nieszczęśliwe

Harnasie przyjechały !!! Wreszcie !!! Wreszcie w liczbie mnogiej. Po staropolsku nas ugościli piwem słodowym od Wschodnich Braci, a my ich chlebem, gitarą, wódką i muzyką z Mongolii :-). Dobra, sól też była.

Agnieszka wolała muzykę od chleba...

Bąbel lubi wszystko. A najbardziej, żeby było miło. A że było miło, spać nie chciał za NIC!

Nazajutrz należało udowodnić Bieszczadnikom, że i Pogórze warte podeptania. Nawet jeśli dzikie zwierzę stoi na drodze, to po to ma się ogarynki, co by przejście wynegocjowały.

Drogę Krzyżową przeszedłszy, zasłużony odpoczynek na pogórzańskim Rio de Janerio czekał Harnasiów. I nas. Na szczęście, bo słońce było tej niedzieli w pełni sił swoich.
Chwała Bogu, że i wietrzyka nie brakowało na górze!


Mu-ta! Ka-ka! Oć tu! (Nutka , piesku, chodź tu.)
A wicher wieje
"A niebo nad nami jak góry...

a góry nad nami jak niebo...." (Wolna Grupa Bukowina widziała to odwrotnie)

Ot, co!



Goście w nastroju refleksyjnym. Agnieszka szuka odpowiedzi w chmurach, Harnaś woli wierzyć chiromancji.
Czyżby znalazł odpowiedź??? "A tam w mech odziany kamień, tam zaduma w wiatru graniu, tam powietrze ma inny smak" :-)
Heh. Niektórzy zachowują stoicki spokój. Czyżby wiedzieli od dawna????

A wicher pieści. I słońce pieści. Pieszczot pełen jest ten świat.

Kolejny etap wędrówki. Ale... wara psom od poświęconej ziemi, aczkolwiek Pan Bóg je kocha całym sercem.

Bąbel nie do końca rozumie, dlaczego to psy spotyka. Postanowił się solidaryzować. Przynajmniej chwilę.
Witajcie w XVI w. Drewnianym! I niech Was oko nie zwiedzie! Chrystus jest rzeźbą na malowanym tle.


Kościół w Brzezinach. Chyba nie pierwszy raz na naszym blogu...

Zabytkom może się i należy szacunek, ale taka duża, ociapana smarem maszyna też jest warta eksploracji. Zdecydowanie tak!!! Nie wszyscy to rozumieją. To się nazywa konflikt pokoleń czy interesów? Chyba jedno i drugie. (Plus konflikt płci :-))
I znów urokliwa starzyzna - zabudowania godpodarcze dawnej plebani w Brzezinach.

Ależ ten Wujek Harnaś wścibski! No i czego on tam szuka?
Nie mógłby po prostu wejść? Dorośli mają nawalone, czyż nie?


I plebania. Pełna uroku. Pusta. Niszczeje. Jak się ktoś nie zlituje, zmarnuje się. Jak wiele z substancji historycznej i kulturowej. Ech! Serce się kraje. (Dlatego nie zobaczycie tu, jak wygląda dwór brzeziński Gąsiorów)
Lepiej spojrzeć w oczy zieleni.
W Boże Ciało popołudniem znów nas poniosło. Ledwośmy jednak wyjechali z domu, rozegrzmiało się, zabłyszczyło i zalało świat dokumentnie. Wycieraczki na piątym biegu, autko, na drugim ( w porywach na trzecim). Nic to. Przeczekaliśmy. Niebo wypiękniało, po burzy zapachy rozhulały się, że hej! Ani się Mama nie spodziewała, co jej Bąbel na spacerku wyszykuje....
Zapowiadało się smakowicie. W tym miejscu należy jednak (wybaczcie szczerość) wypróżnić pęcherz i przećwiczyć mięśnie brzucha, bo Prezes zaraz zacznie popis. Można ppppppppąknąć ze śmiechu! (Zauważcie, drodzy goście, że to ostrzeżenia zwalnia nas z odpowiedzialności cywilnej za Wasze szkody, przesuwacie kursor w dół WYŁĄCZNIE NA SWOJĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!)
A Bąbel zaczął delikatnie...
A potem było tylko lepiej (głebiej)!

Taaaaak. Strasznie się przejął, że Mama się martwi o jutrzejszy katar. Jutro? Do jutra wszak wieczność!!!
A tu ocean do zdobycia! ZDOBYTY!
Do samego dna!

Ech! Mama to nawet nie może na to patrzeć! Czemu? Tata też nie wie, czemu ...

Czyżby nie umiała tańczyć twista? Prezes jest świetnym instruktorem tańca w kałuży.
Nawet Gama zdziwiona kunsztem Bąbla!
Niewiniątko....
Zapracowane Niewiniątko.
Starsi kazali na spacer, to maszeruje.
Pełen determinacji! Jak mówią spacer, no to spacer, nie?
A tu tyle błotka do zdeptania!
Cześć Tato! Coś taki suchy????
(Nie moge skomentować, bo też pękam ze śmiechu)
Aż Bąbel odkrył nowe możliwości, jakie daje uczciwa burza.
Psy nie podzielały entuzjazmu Prezesa tym razem.
A Prezes piękniał i piękniał....
I piękniał.

Można zaklinać konie, można też niebo
i ziemię. I błoto.

Porządnych kałuż brakło. Może w lesie też znajdzie się coś frapującego?
Pewnie tak, ale Błędny Rycerz dostał się w niewolę Saracenów. ( Gdyby ktoś kiedyś chciał malować męczeństwo jakiegoś świętego rycerza, to tu ma wzór.)
Wzór w paskudnie suchych ubraniach, bosy (buty na zmianę były, ale zapomnieliśmy zapasowych skarpet, więc na wilgotne łapszcza żal było wciskać) i nieszczęśliwy wraca na Tacie. (Lepiej na Tacie niż na tarczy).
Wyrazy wspólczucia od Nutki i Gamy.


Tata chucha w gołe nóżki, a Prezes z nostalgią wodzi wzrokiem za bajorkami, w których mógłby naprawić to paskudne ubranko.

Jednakowoż dotarł do auta SUCHY. Fuj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...