Pierwsze słowa tego wpisu należą się Wszystkim Naszym Przyjaciołom,z bliska, z daleka, a nawet z bardzo daleka, którzy dzwonili, pytali, wspierali .
Dzięki!!!
Wielkie dzięki Rodzince, która przyjechała pomagać, tudzież Prezesa powodzianina przechowała w dni, gdy byliśmy bez wody, prądu, gazu i telefonii stacjonarnej i po szyje w błotku.
I wielkie dzięki Panu Bogu , że woda nie weszła nam wyżej. Biorąc pod uwagę straty wielu naszych sąsiadów,
jesteśmy
NIEZWYKLE SZCZĘŚLIWYMI LUDŹMI!!!!
Uwertura
jesteśmy
NIEZWYKLE SZCZĘŚLIWYMI LUDŹMI!!!!
Uwertura
Było chłodno i co chwilę kapało. Prezes cóś przeczuwał. Nabyte niedawno doświadczenie w brodzeniu w kałużach, tudzież świeżość spojrzenia na Świat (prawie dwulatka!) sprawiły, że w drodze do sklepu z niepokojem badał poziom wody w rzece.
Na wsi, jak to na wsi - ludzie w pośpiechu, w przerwach między kapawicami kosili, suszyli i kopili siano. Tatuś nie pojmował, dlaczego Prezes z uporem maniaka "niszczył" kopki. Tymczasem i Bąbel i psy już wiedzieli.
Czas było sianu do stodół...
... ale niemądry Tatuś nie uwierzył synu. Oglądał się na boki, czy kto szkodnika przy sianie nie przyuważył. ( Ech, "Syna ty moja, syna maja". Przepraszam.)
Niestety, bez zrozumienia ze strony dorosłych, sam Bąbelek nie dał rady łąk posprzątać. Niestety.
Akt I
Przed
Przed
Mycie, suszenie, przebieranie w paskudne, czyste ubrania to ohyda!!!!
Akt II
W trakcie
W trakcie
(To zdjęcie nie jest nieostre - to tylko efekt załzawionych oczu Mamy - mamy empatyczny obiektyw :-))
Oj, no jak ten Dzielny Tato dotrze nas ratować? Mieliśmy nadzieję, że dopłynie jakoś na notebooku... Nie musiał. Zanim przybył (oczywiście na białym koniu i taki piękny, że coś), woda opadła.
Więcej zdjęć powodziowych nie ma. Tato, jadąc z pracy, relacje słyszał na bieżąco w telefonie, a w domu było ciemno i straszno. Prezes czuł, że coś jest nie tak i żądał zainteresowania. Słusznie. Mama musiała trzymać fason.
Akt III
Po
Po
Front robót.
Bezpańskie ogórki przyjmiemy w każdych ilościach.
Po co nam Seszele? Grill, piwo, parasolka, słońce jak w tropikach, smród jak nad morzem. Żyć nie umierać. Tylko woda gdzieś odpłynęła...
W Ich ocenie nie jest najgorzej.Zatem, my do roboty, a Ogary (jak każe tradycja) poszły w bród! (tak to jakoś leciało, nie?)
Przybył Bąbel z wygnania. Nieco zdziwił go księżycowy krajobraz miejsc poniekąd znanych.
Omiótł wzrokiem okolicę.
Sprawdził miejsca strategiczne...
Zmartwił się deko.
Stan zabawek był jednakowoż dość zadowalający,
więc podumawszy
zebrał się w sobie. I zabrał do roboty.
Oczyścił most (jak umiał najlepiej).
A potem postanowił oczyścić resztę wsi.
Biegał i biegał. Z takim robotnikiem nie zginiemy.Przyjaciół z pólnocy Polski, południa Skandynawii i innych brzegów Morza Bałtyckiego uprasza się o regularne patrolowanie plaż i w razie znalezienia rzeczonej "SIA-RKI" odesłanie jej na adres:
PREZES BĄBEL, ŁOPUCHOWA, OGARZE POGÓRZE.
Z góry dziękujemy :-)
