... Bo że Spódnicę ma Łowicz paradną,
wie każdy.
Można bez wstydu przyjechać do Łowicza ...
Można bez wstydu przyjechać do Łowicza ...
... zachwycić się owym wierzchem czy, jak mawia większość, Rynkiem i...
pojechać dalej.
Gospodyni tu, jak widać, ma słuszne biodra. Szerokie.
pojechać dalej.
Gospodyni tu, jak widać, ma słuszne biodra. Szerokie.
A krasne pasy przyciągają oko i puścić nie chcą.
Zaprawdę na łowickim Rynku można dzień cały spędzić, paszczę rozdziawiać, nazwiska i herby katalogować czy kontemplować architektoniczne hymny do Boga .
Można i zjeść. Tak po europejsku jak i po arabsku.
Jednym słowem, jest to Rynek urokliwy, Spódnica, która każdego turystę nasycić może (w każdym wymiarze :D).
Potraktowaliśmy Ją ze szczerą rewerencją i ... zboczyliśmy.
Czyli jak zwykle :DDD
Dopiero pod spódnicą kryje się czar tego miejsca!
Ta długa ulica, będąca w Strasznych Latach gettem,
sprawiła, że poczuliśmy się jak w międzywojniu...
Gdzie jeszcze są mydlarnie zamiast drogerii?
Gdzie rzemieślnicy silą się na przekonujące aforyzmy
zamiast obwieszać lub (bleee) obklejać zakłady krociami logo zachodnich marek?
Gdzie swoim nazwiskiem ręczą za jakość usług?
Gdzie wreszcie pod numerem kamienicy można przeczytać nazwisko właściciela?
Snuliśmy się więc zaczarowani, Tata trochę zażenowany brakiem melonika,
Mama skrępowana przykusymi łaszkami.
... jak i przycupnięte skromnie obok domki.
Z równym zapałem penetrowaliśmy ciemne podspódniczne zakamarki...
... i wdzięczne wzorki łowickich pończoszek.
I wreszcie nasza niedyskrecja sięgnęła...
apogeum!
Czerwona (ach!) Podwiązka (ach!)
na (ach!) siedemnastowiecznym łowickim udzie (ach!).
Ach!
"Za niebawem" okazało się, że podwiązkę można nie tylko podziwiać z ulicy, zadarłszy łby!
Można ją, najnieprzyzwoiciej w świecie i na oczach gawiedzi, pomacać!
Jak nie wejść w podwórko, nie pokonać stromych schodków, skoro
wielbi się Brunona Schulza
i cynamon takoż?
I trafiliśmy na knajpę marzeń!
Należymy do pokolenia szczurów kawiarnianych,
ulubione knajpki były nam drugim domem.
Każdy znał nas po imieniu, szatniarze wiedzieli, kto jest, kto był, kto przyjdzie lub już-nie-dziś.
Przyszywali naderwane guziki, wieszaczki, ratowali dziurawe kieszenie.
Bez proszenia, ot tak. Jak w domu.
Nasze pokolenie długo, długo nie przychodziło do knajpy pić.
Nie raz nie dwa naście osób spędzało kilka godzin przy jednej, składkowej herbacie.
(Tylko bez cytryny Pani Basieńko, bo na luksusy nie mamy!!!!)
I dyskutowaliśmy, kłóciliśmy się, bluźnili i nawracali.
Myśleliśmy, że takich miejsc już nie ma.
Jak dobrze, że się myliliśmy!
( Ta cudnej urody kasa nie jest z pchlego targu,
przepracowała sumiennie lata międzywojenne w sklepiku na parterze
tejże kamienicy i
ABSOLUTNIE ZASŁUŻENIE
spędza emeryturę na kontuarze w Cynamonowym Zakątku.)
Pod łowicką spódnicą znaleźliśmy zatem równie barwne wnętrze,
gdzie właściciele gadają z gośćmi,
gdzie można sięgnąć na półkę, wygrzebać naprawdę fajny tytuł i zatopić się spokojnie w lekturze,
gdzie nad każdym czuwają cierpliwe Anioły.
Gdybyśmy mieszkali w pobliżu,
z cała pewnością Gynamonowy Zakątek
byłby naszym drugim domem!
Parafrazując wiekopomnego Króla Juliana i styl Wujka Jakuba
z całym przekonaniem twierdzimy:
"Zaprawdę! Nasz zadziec przeznaczony jest temu stolcu!"
Łowickie gołębie są dokładnie takiego samego zdania!
W razie wycieczki do Łowicza
OBOWIĄZKOWO
obiad
w Cynamonowym Zakątku!
Pod groźbą anatemy!!!!
Bywajcie
PS. Z wyprawy przywieźliśmy nowego członka rodziny.
Jest czarny,
urodził się w 1886 roku
i ma na imię Seiler :D
Pokażemy go, kiedy Go troszkę chociaż podleczymy.
(Najpierw musimy zakończyć jednak własną rekonwalescencję.)
Ach.....ależ macie moc podnoszenia w ludziach pozytywnych myśli...
OdpowiedzUsuńTo nie my.... To Łowicz!
Usuń:D
Usciski
A może poprowadzilibyście taką? Dla własnej radości i cudzego uradowania.
OdpowiedzUsuńTo byłaby niesamowita kawiarnia!
Heh! My już niemiejscy....
UsuńAle prowadzimy otwarty dom :DDDD
Pzdr.
zatem dopisujemy łowicz do listy-"obowiązkowo i smacznie":)
OdpowiedzUsuńNie pożałujesz!!!!
UsuńUściski
klawiatura szwankuje -stąd litery małe- żeby nie było,żem kiep
OdpowiedzUsuńAni by nam to przez myśl nie przemknęło!!!! W końcu nie od dziś należymy do zagorzałych członków Twojego Fanklubu! :D
UsuńMiło że wracacie do życia...blogowego ;-)
OdpowiedzUsuńOch, ale zaległości nas troszkę przerażają...
UsuńPzdr.
Cieszę się, że Was widzę, bardzo; małe miasta kryją w sobie tajemnice, tak pięknie je odkryliście; zaułki, sklepiki, restauracyjki rodem z przedwojnia, o ileż korzystniej wypadają w porównaniu z krzykliwą i atakującą nowoczesnością;
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Was serdecznie.
Święte Słowa!
Usuń:D
Uściski
Ja też, jak przedmówcy (czy też przed-piszący) bardzo się cieszę, że jesteście znów. Bardzo urokliwy ten Łowicz w waszej fotografii. Fantastycznie pokazaliście jego klimat i urodę, można przenieść się w czasie... O takiej kawiarni marzę, to jest to! W Krakowie jest parę takich miejsc z atmosferą, u mnie niestety tylko ludowe knajpy w średnim wydaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was bardzo ciepło.
Tak w sumie, to my też się nawet cieszymy, że znowu jesteśmy. Trochę nam ten niebyt ciążył :DDD
UsuńLudowe knajpy też mogą być fajne, gdyby nie dzikie tłumy dzikich turystów i takież ceny...
Ot, cena pięknych okoliczności przyrody, które masz za oknem :DDD
Pzdr.
Zaciekawiłaś mnie tym postem. Tyle razy mijałem to miasto nawet sie nie zatrzymując, bo droga nad morze daleka. A tu takie miłe akcenty. Ciekawy z humorem opis i fajne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli :)
Zaciekawić takiego Obieżyświata to nie byle co! Baaaardzo sobie ten komplement cenimy!
UsuńA w drodze nad morze warto czasem rozprostować kości!
Warto w Łowiczu :D
Pzdr.
O jej, ależ frywolny, seksowny wpis! :-) To zaglądanie pod spódniczki, pończoszki, szerokie biodra i podwiązki. Przyznać się, które ma ruję- Go czy Rado? :-)
OdpowiedzUsuńO Cynamonowym Zakątku tak piszecie, że aż czuję zapach tej przyprawy.
Ciekawa jestem Waszego wiekowego nowego członka rodziny. Z tego, co mi wiadomo, tylko żółwie żyją po 300 lat i podobno niektóre mięczaki :-)
Ruję to ma teraz GAMA :DDDDD
UsuńNatomiast nasz wiekowy jest raczej twardakiem niż mięczakiem, no i w dodatku Wasz ziomal - Pan (Herr) Eduard Seiler miał fabrykę w Legnicy...
Pzdr.
No, żartujesz!? Upolowaliście stary fortepian? :-) Jakoś dosłownie odebrałam słowa, że musicie go podleczyć i "członek rodziny", że mi się z weterynarzem skojarzyło,he, he :-) Myślałam, że tylko ja jestem na tyle rąbnięta, że animizuję przedmioty, a tu proszę, jakie zacne towarzystwo :-) Pozdrawiamy gorąco :-)
UsuńHeh, na fortepian to trzeba mieć takie salony ja Wy! Nasze wnyki zastawione były na pianino. Udało się! :DDDDDDD
OdpowiedzUsuńRąbnięci Rąbniętą czule rąbią, tfu, pozdrawiają :DDDDDD
A żebyście wiedzieli! Ja się zasadzam na wiedeński fortepian! Ale to już we dworze. A co! :-) Babcia we dworze miała wiedeński fortepian, który jej PRL na opał porąbał. A my się uprzemy, odkupimy i we dworze na powrót postawimy. Może babci się tam u góry zrobi miło.
UsuńGratulacje z okazji upolowania pianina. Nie mogę się doczekać jego fotek :-)
Gdybyśmy mieli TAKI dwór jak Wy, też byśmy na pianinie nie poprzestali :DDD
UsuńBuziaki
Kochani życzę
OdpowiedzUsuńradosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia !
Pozdrawiam
Tomaszowa
Hej tam na Pogórzu, pięknym i nostalgicznym :)
OdpowiedzUsuńMoi drodzy, śpieszę z życzeniami, bo to już czas by życzyć Wam pięknych świąt:)
a na przyszły rok, to koniecznie niech Wam się spełnią plany dobrze realizują :) Niech Wasze pogórze pięknieje od Waszego serca :) Nich się spełni :)