piątek, 3 czerwca 2011

Wycieczka "Na pokoje", czyli "Park Jurajski" w świetle "Katechizmu". :DDDDD






Spokojnie!

Mimo takiego tytułu, nie będziemy się w tym wpisie odnosić do wykładów kreacjonisty, pastora, dr. Kenta Hovinda, a słowo "katechizm" nie oznacza, że do utraty tchu będziemy bronić Nauki Kościoła Rzymskiego przed atakami przedstawicieli Kościoła Baptystów z Westboro! :D

I to pomimo tego, że dla nas (czyli ludzi kształconych według teorii ewolucji), wykłady dr. Hovinda, (dostępne na You Tube !), niewątpliwie niosą ze sobą ożywcze tchnienie dobrego humoru,
a my lubimy wprawiać Was w dobry humor. :D

(Wiemy na pewno jak "działają" te wykłady, bo kilku, skierowanych do Dzieci, wysłuchaliśmy wraz z Żabą, ze sporym zainteresowaniem. Od razu przy tym pragniemy zaznaczyć, że nie uznaliśmy za stosowne, aby Prezesowi tłumaczyć, które prezentowane przez dr. Hovinda teorie uważamy za totalne "przegięcie pały" i dlaczego. :D

Wszak, jak napisała Ursula K. LeGuin w "Lewej ręce ciemności",
"Niewiedza rodzi myśl. Brak dowodu rodzi działanie".
Niech się Młody szarpie! :D)

Więc o czym będzie ten wpis? Heh!


Ano o tym, co łączy "Jurajski Park"

i "Katechizm"! :D

Myślicie, że to żart? Otóż nie! Jest taka miejscowość,


... nazywa się Głobikowa.
Jeszcze jeden Pogórzański "koniec świata" niedaleko nas, który postanowiliśmy odwiedzić.

"Na pokoje" - miejsce śmierci Konstantego

W Głobikowej, oprócz "Parku Jurajskiego", (którego mieszkańców zdjęcie widnieje na początku), szkoły i kościoła, na łagodnym wzgórzu w dole wsi, w otoczeniu pól znajduje się też zadrzewione dziś miejsce po dworze, o którym Mieszkańcy wciąż mówią "Na pokoje".

Tyle zostało z dworu. Pnie po lipach.

(Tak je nazywano przy nas, kiedy dopytywaliśmy o drogę.)

A tak wyglądał dwór Słotwińskich.

W tych to "Na pokojach" w 1793 roku urodził się Konstanty Leliwa Słotwiński - jak sam się na stronie tytułowej "Katechizmu" przedstawia:
"Przełożony Zakładu Ossolińskich,
Pan w Głobikowy,
Komisarz niegdyś cyrkułowy,
Członek Towarzystwa Naukowego w Krakowie".

Park Dinozaurów. Żaba zachwycona.


A poza tym poeta, dramaturg, frontowy porucznik artylerii, filozof, historyk, tłumacz z niemieckiego, spiskowiec powiązany z tzw. "zaliwszczyzną" i węglarskim Związkiem Przyjaciół Ludu, wydawca "drugiego obiegu" (jako dyrektor Ossolineum wypuścił , jak się szacuje, ok. 50 nielegalnych wydawnictw!) , austriacki więzień stanu (6 lat w twierdzy Kufstein w Tyrolu!), reformator, społecznik.

Autor wreszcie rzeczonego "Katechizmu poddanych galicyjskich o prawach i powinnościach ich względem Rządu, Dworu i samych siebie.", który jest najbardziej fascynującym dokumentem epoki, jaki Tata miał w rękach.


Jedna z boleśniejszych ofiar Rabacji.


Postać fascynująca Tatę przynajmniej równie mocno, co Prezesa triceratopsy.


Tata, na Konstantego, jak to zwykle bywa, trafił zupełnym przypadkiem.

(Kiedyś już się pisemnie tłumaczył, dlaczego popełnił był malutkie, nieważne opracowanko pt. Przeciw rzeczywistości. Podłoże społeczne rozruchów chłopskich z roku 1846, w dolinie górnej Wielopolki oraz jej dopływów od Wielopola Skrzyńskiego do Ropczyc".

Obok Parku Dinozaurów plac zabaw dla dzieci...

dlatego, nie chcąc dwa razy formułować tego samego, popełni teraz, autocytatę. Wybaczcie!):


"Kiedy zamieszkałem we wsi Łopuchowa, w dolinie Wielopolki, jako miłośnik historii lokalnych zacząłem dla rozrywki badać miejscowe tradycje historyczne. Ułatwiła mi zadanie książka, którą znalazłem na półce Żony. Było to opracowanie ankiet rozesłanych w 1932 r. przez Starostwo Powiatowe w Ropczycach do podległych mu gmin, opracowane przez miejscowego właściciela ziemskiego z Broniszowa, dr. Jerzego Fiericha. Tak, dość niespodziewanie, trafiłem ponownie na najbardziej sensacyjne wydarzenie w XIX- wiecznej historii Galicji – trzy dni, które wstrząsnęły Europą - tzw. Rabację. Oczywiście, znałem pobieżnie podstawowe fakty ze szkoły średniej, jednak rozglądając się po przecudnej urody okolicznych wzgórzach, zwiedzając zdziczałe parki dworskie i place po byłych dworach, czytając jednocześnie opisy potwornej rzezi, która tutaj miała miejsce, przejąłem się tą historią i uznałem za swoją."

...oraz wieża widokowa. :D

Konstanty, który mimo ostrzeżeń swoich poddanych: "że czerniawa idzie" nie chciał się ukryć, "bo nikomu nic złego nie zrobił" , a część życia poświęcił polepszaniu doli swoich włościan, zginął modląc się na klęczkach za morderców w progu swego dworu. Jak mówi międzywojenne podanie z Głobikowej: "Krew, która z niego wytrysła na ściany i podłogę nie dała się niczem zmyć".

Niestety, zdjęcia z samej góry, (na którą, naturalnie, wszyscyśmy się wydrapali :DD) nie wyszły. Zresztą i tak widoczność była kiepska.

O swoich problemach z wprowadzaniem reform we własnej wsi pisze Konstanty w liście tak: "Muszę więc powoli zachęcać, nagradzać a wreszcie karać upartych, może tak lepszy byt zaprowadzę. Jestem tu krótko, ale wiele złego spostrzegłem, które wszelkimi sposobami usunąć starać się będę. Wziąłem sobie za główny cel, ażeby w tej wiosce spróbować, czy się co dla polepszenia bytu włościan da zrobić."


Konstanty doczekał się należnego szacunku. Przynajmniej "u swoich".


Ponoć, Jakub Szela z bardzo niedalekiej Smarżowej wysłał konny oddział celem ocalenia Konstantego od rzezi, ale przybyli za późno.

Przy szkole Jego imienia nawet pomniczek stoi!

O czym jest ten "Katechizm poddanych galicyjskich o prawach i powinnościach ich względem Rządu, Dworu i samych siebie ?" Cóż, jest to bardzo przystępne (w formie katechizmowych pytań i odpowiedzi) i uczciwe przedstawienie ówcześnie aktualnej sytuacji prawnej galicyjskiego chłopa. Nie było przecież winą Autora, że sytuacja ta była koszmarna.


"Wio" - po pańsku (albo i po furmańsku :D) wydziera się Prezes z chabaziem wracający z "Na pokoi".

Przykład:

"P. Czy mogą się poddani żenić?

O. Poddani mogą się żenić, jak im się podoba, byle o tem Zwierzchności dworskiej donieśli i od niej kartkę zgłoszenia się otrzymali...


A w szkolnej Izbie Pamięci leżą CYMBAŁY! Ech... Chcemy cymbały...

... P. A kiedy tego nie uczynią?

O. To szlubu nie dostaną, bo XX Plebani mają surowy zakaz, ażeby poddanych bez wiedzy i zezwolenia dworskiego do małżeństwa nie przypuszczali."

Nauczyciel mieszkający w Domu Nauczyciela przy szkole, otworzył nam Izbę.

Szokujące? Nas tak! Nie chajtnie się chłop, jeżeli go dziedzic nie lubi!

A warto zauważyć, co napisał w 1832 r. o podtarnowskich chłopach kilka lat przed Rabacją bystry obserwator życia, znakomity poeta i pisarz, powstaniec i uchodźca, Seweryn Goszczyński w "Dzienniku podróży do Tatrów" :

Z całego serca polecamy wizytę w Głobikowej.( Jeżeli nie osobami własnemi, to przynajmniej wirtualną.)

"Zaród na dnie duszy dobry, piękny, rzadkie przymioty w ukryciu, ale w ogólności rzadko objawia swoją poczciwą, dobrą stronę. (...) Uczucie godności własnej cechujące Krakowiaka w chłopie tarnowskim przeradza się w oburzającą zuchwałość, szczególniej w stosunkach z miejscową szlachtą, z dziedzicami. Miłość chrześcijańska gaśnie w nim zupełnie pod uczuciem nienawiści. Lada spór wywołuje zemstę; niewiele mu potrzeba, aby ogień podłożyć pod gumno swojego przeciwnika, co nazywa "zaświecić świeczkę komu". (...)"

(Żebyście nie posądzili Goszczyńskiego o stronniczość, to trzeba dodać, że i i szlachty tutejszej w "Dzienniku" nie oszczędza. )

Żaba przy "Na pokojach", a szlaja się po rowach... heh!.


Z tym "Komisarstwem niegdyś cyrkułowym" Konstantego wiąże się anegdotka przytoczona przez Syna Konstantego - Henryka w wydanym w 1890 w Przemyślu poruszającym wspomnieniu p.t.
"Z krwawych dni"
(Udało nam się kupić ! :D )

Wracając z Głobikowej zatrzymaliśmy się na chwilkę przy chałupce z powybijanymi szybami w oknach. To już u nas, normalnie, nałóg.

" W owe czasy ucisku, nawet noszenie przez urzędników wąsów a szczególniej brody były surowo zakazane i narażało na utratę służby, a nawet więzienie. (...) Ojcu mojemu, przeto, może jedynemu w owe czasy urzędnikowi Galicji noszącemu wąsy kazano się albo tychże albo komisarstwa zbyć. Bez namysłu i żalu pozbywa się służby rządowej na rzecz "ozdoby twarzy"...

Chałupka była "wyczyszczona" dokładnie, ale przecież cóś dało się uratować, np. tą drewnianą walizę. :D...

I rzeczywiście Instrukcja, jaką opracowano w Wiedniu w 1772 r., :mówi wyraźnie: " Byłoby bardzo do życzenia - ażeby w określonym czasie, to jest roku i dniu nikt prócz chłopów nie ubierał się po polsku. Wszystko powinno być traktowane po niemiecku albo po łacinie, a każdy, kto tylko wstępuje w c.k. służbę, winien być sub conditione sine qua non wezwany, aby przyjął strój francuski. "

... czy tą kuchenną/łazienkową półeczkę, która jeszcze doczeka u nas lepszych dni.

Co na koniec? Można jeszcze dodać, że prawnukiem Konstantego Leliwity był zmarły w 2005 r. reżyser teatralny, pedagog, krytyk, tłumacz, dramaturg - prof. Józef Słotwiński.


Współzałożyciel miesięcznika "Teatr", kierownik literacki scen warszawskich. Pionier Teatru Telewizji, twórca i główny reżyser telewizyjnej "Kobry". W telewizji pracował ponad 30 lat, nie tracąc kontaktu ze scenami w całym kraju.

Pozdrawiamy serdecznie, zapraszamy do Głobikowej
i idziemy RODZIĆ szczeniaki !
Trzymajcie kciuki.



23 komentarze:

  1. Bardzo pouczająca historia. Po cóż nam historie świata, skoro nasze pomniejsze są tak zajmujące, a i te większe się w nich zaplątują :)
    Ale znowu nasunęła mi się myśl, skąd ludzie (czyli na przykład Wy) zdobywają takie książki :DDDDDD ja jakoś nigdzie ich wypatrzyć nie mogę, a w muzeach nie wypożyczają, ba nawet do w poczytania na miejscu nie pozwalają :DDDDD

    Czekam z wielką niecierpliwością na pierwsze zdjęcia ogarzątek :DDDDD Trzymam kciuki!!!! Będzie dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam z zapartym tchem i buzią otwartą :-)
    Rodźcie zdrowo a szczęśliwie. My rodzimy za miesiąc, więc kciuki mamy do trzymania wolne. To znaczy już zajęte dla Was, powodzenia :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Taką mamy właśnie przeszłość,to ona kształtuje dziś(pewnie i te problemy i zdziczenie dziś, tak bo jesteśmy przekonani że zdziczenie i zhamienie rozwija w polsce swobodnie wieeelkie skrzydła a przyczyna tego tkwi w tej koszmarnrj niedawnej przeszłości)
    Kciuki zaciskamy mocno:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam z zainteresowaniem historię galicyjska. Dinozaury pooglądałam. Zdobyczy gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  5. AAAAAAAA!! Jak mogliście być w Głobikowej i nie wpaść do mnie na kawę! Toż to raptem jakieś plus minus 10km ode mnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. daleko się wybraliście :)..niesamowita ta wieża widokowa..tu po Dworze zostały tylko 2 Kasztanowce i studnia..

    OdpowiedzUsuń
  7. Historia wykładana pomiędzy gębami i ogonami dinozaurów, nabiera ciut innego wymiaru?
    Traktowani jak bydło, tym bardziej stawali się bezmyślnym, dzikim bydłem. A może zupełnie inaczej było.

    OdpowiedzUsuń
  8. O matko, nie dość, że ojciec kazali się żenić z krową lub morgami, to jeszcze musiał zaakceptować to pan.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki wszystkim Wam za "kciuki"! Jeszcze czekamy.
    Aneta. "Przeszłość wsi powiatu ropczyckiego w ustach ich mieszkańców" J. Fiericha, Go miała "po przodkach".
    Myślę, że nasamprzód trzeba wiedzieć czego się szuka. Oboje z Go mamy ten zdrowy nawyk ze studiów, że po przeczytaniu interesującej, naukowej książki uważnie przeglądamy bibliografię. Poza tym jest dziś, dzięki Bogu, cała masa niszowych wydawnictw, które wydają reprinty takich cudów, że przeglądanie katalogów staje się koszmarem, bo nigdy nie mamy tyle pieniędzy, żeby kupować to co byśmy chcieli. Poza tym biblioteki cyfrowe. (Katechizm ostatnio wznowiło Collegium Columbinum.) Polecamy.

    Riannon. Dzięki serdeczne! I bardzo nam miło, że Cię ta historia zainteresowała.

    Los Alpaqueros. Schamienie ma zdaje się, niestety, swój wymiar uniwersalny. Jest ponadczasowe. Problem w tym, że może się niektórym wydawać, że to normalne.

    Antonina. Dzięki. Z tej drewnianej walizy jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni.

    Gocha. Nie zapraszaj pochopnie bo jeszcze Ci się naprawdę kiedyś zwalimy na głowę. :D

    Wilku, w ogóle Głobikowa to Europa. (Z atrakcjami dla dzieci i uszanowaniem lokalnej przeszłości.) Tak powinno być w każdej wiosce.

    M. A to dobrze, czy nie, że nabiera tego "innego wymiaru"? :D
    Pomimo, że trochę czytałem o pańszczyźnie i Rabacji, oraz, że można powiedzieć, iż wciąż zbieram materiały, aby odtworzyć wygląd galicyjskiej wsi przed uwłaszczeniem) nie potrafię się zdobyć na jednoznaczną ocenę. Problem z takimi konfliktami polega, moim zdaniem, na tym, że obie strony mają rację.

    Mario. Są tam i inne perełki. Np. żeby złożyć skargę na Dwór chłop musiał się najpierw zgłosić do urzędnika Dominialnego, który dopiero, teoretycznie, nadawał sprawie bieg w urzędzie cyrkularnym. J
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oczywiście nie mam pojęcia jak było. Ani nie mam odwagi żeby oceniać. Napisałam pierwszą, gorącą myśl, jaka natychmiast powstała po przeczytaniu tekstu. Być może jestem żywym przykładem tego, jak wciąż jeszcze działa indoktrynacja ze szkoły podstawowej. Jest automatyczna i niezawodna. :( Historię poprzeplataną dinozaurami czyta się bardzo fajnie. Gdyby upał był mniejszy, pewnie nie musiałabym trzy razy:):):)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne historie snujecie Tato, chłop "spór między chłopem, wójtem i plebanem",mimo wszystko ten Pan na Dworze wydaje mi się dosyć pozytywną postacią. Myślę, że to było tak, jak i dzisiaj bywa: człowiek człowiekowi wilkiem, albo bratem. Dziś nie ma Panów, chłopów, dworów, a i tak sąsiad, sąsidowi potrafi świeczkę zapalić. Zdobycze przecudnej urody, a ten "Katechizm", to chciałabym w swoich rączkach potrzymać i oczami po nim powodzić. U Was to się człowiek zawsze czegoś nowego dowie i zaduma i zamyśli...

    OdpowiedzUsuń
  12. Ranyściewy! Musiałam czwarty raz przeczytać żeby dotarło do mnie, moje osobiste historyczne wspomnienie. Toż to ta sama Głobikowa, do której woziliśmy pegeerowską nyską, obiady dla pracujących przy sianokosach. A do Stobiernej się zawsze zawracało konia z trasy, żeby się napić oranżady (z krahli oczywiście) Masztalerze pili co inszego.
    PGR Zawada, rok 76,77. Mieszkałyśmy w archiwum starej gorzelni, wśród kartotek i myszy, bez prądu i rzecz jasna, łazienki. Najmilsze wspomnienia "mieszkaniowe" mam jednak z okrągłej, zamkowej baszty.
    Ojejku jejku. Ciekawe czy jeździliśmy też do Łopuchowej?!

    OdpowiedzUsuń
  13. A szczeniaki już są?! Można gratulować?

    OdpowiedzUsuń
  14. Jolu, mało jest rzeczy oczywistych, czarno-białych. I dawniej i dziś. Historia, czy może historiozofia, niestety, musi z indywidualnych losów wysnuć uogólnienie. Nasza świadomość jest pełna szablonów i stereotypów. A "Katechizm" to rzeczywiście pasjonująca, zaskakująca często lektura...

    Magdo, pomyśleć, że mieszkałaś za miedzą, a wywiało Cię aż na 27 stronę.... szkoda, że nam tak daleko do siebie, choć tak blisko. :(

    Psiaki rodziliśmy dziś od 1.15 do 7.20. Są duże i silne - pewnie za sprawą wielu życzliwie zaciśniętych kciuków :D

    Mamy więc trzy pieski o imionach:
    Bieszczad-Blues
    Beskid-Bard
    Brzmigon

    oraz cztery suczki:
    Bandurę
    Balladę
    Bazunę
    i Bajaderę.

    Jak odeśpimy, fotorelację wrzucimy na blog hodowlany :D

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapomniałam dodać, że póki co, zarezerwowany jest już jeden psiak i jedna suczka!!!

    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  16. Gratulujemy przychówku i o więcej ciekawych historii upraszamy!

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo ciekawe. Przeczytałam jednym tchem. Podobnie jak komentarze z którym wiem, że u Was mnogo i wesoło:))

    Gratuluję i pozdrawiam przy dźwiękach grzmotów
    Tomaszowa w objęciach burzy:)

    OdpowiedzUsuń
  18. Asiu i Wojtku. Dzięki za gratulacje. Bardzo nam miło, że ta historia Was zainteresowała.

    Tomaszowa Chato. Podpis piękny i bardzo romantyczny, ale naszą pierwszą myślą było: "Co wyjdzie ze skojarzenia Tomaszowej z burzą?" :D

    Pozdrawiamy Was serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ogar polski, Wilku. Jedna z pięciu (strasznie mało, prawda?) polskich ras.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo ciekawe, dobrze wiedzieć coś o miejscu, w którym się mieszka, szczególnie kiedy tak niewiele osób zna te historie.

    Dobrze jest też identyfikować się z regionem, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy migracje są tak wielkie, że ciężko powiedzieć skąd tak naprawdę się pochodzi. U nas rdzennych mieszkańców - Warmiaków została garstka, ale obserwuje się tak zwaną "Nową Warmińskość", pod którą ja też się podpisuje, czyli odnajdywanie swojej tożsamości w regionie, gdzie się żyje, ale rodzina nie pochodzi z tych regionów, tak więc czuję się WARMIANKĄ! ;-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. otóż właśnie: ja tak tylko z ciekawsko-wścibskiego przypadku poczytuję takie historyje :DDDDDDD z tego też powodu nie wiem czego szukam :DDDDDD a jak nie wiem, to i nie znajduję :DDDDD
    Ogromie się cieszę, że Was 'znalazłam' i takie wyszukiwanie robicie za mnie :DDDDDDDD a i na dodatek piękne ilustrowane streszczenia piszecie :DDDDDDD
    Jednakoż zaznaczyć muszę, że jako lekko naukowa jestem, to intensywnie przeglądam bibliografije czytanych pozycji :DDDDD

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...