Być może niektórzy z Was zauważyli, że zadeklarowaliśmy, iż:
"a'propos różnych punktów widzenia świata ...
- przedstawimy Wam -
- przedstawimy Wam -
- zwizualizowany własnoręcznie
przez Żabę w krzakach
sposób widzenia krzaków z perspektywy... Żaby w
krzakach."
Owe "Krzaki", (a właściwie to całkiem już ładna - miejscami - brzezina)
rośnie nam i sobie na Dębowcach.
Skoro tak,
to znaczy ni mniej ni więcej tylko to,
że pisząc tę zapowiedź byliśmy absolutnie trzeźwi (:D)
i mieliśmy na myśli dosłownie to, co napisaliśmy.
:D
Cyprian, (zwany w Domu niekiedy "Żabą") jak wszystkie Dzieci,
też lubi pstrykać fotki. :D
też lubi pstrykać fotki. :D
Bardzo nas to cieszy ponieważ zdaje się, że przez samą specyfikę kadrowania obrazu i używania "zbliżenia" uczy się zauważać rzeczy ważne! :D
Koniec końców na Dębowcach Żaba zażądał aparatu.
Prosimy uprzejmie!
Prosimy uprzejmie!
Żeby wprowadzić jeszcze bardziej w kontekst miło nam donieść, że oprócz niesamowitego wysypu jadalnych grzybów szlachetnych i mniej, nastał przede wszystkim czar owocowania
tytułowego Muchomora Czerwonego (Amanita muscaria)
niezwykłego grzyba o niepokojącej i porażającej urodzie, którą docenia się
wszędzie, gdzie tylko ten grzyb ma ochotę się pojawić.
(Muchomorów Wam nie pokażemy, żeby nie wpaść w łatwy banał :D)
No i Mama poszła w swoje własne krzaczory,
a Tata bez okularów z Synkiem - Aparatem
przycupnęli na krawędzi swojej Ziemi i napawali się...
jesienią. :D
"A jesień była piękna tego roku. " - że sparafrazujemy Mistrza Ildefonsa
i Prezes nie miał kiedy się nudzić. :D
I właśnie z tego łażenia Mamy po krzakach wzięła się u nas, dziwna,
ale granicząca z pewnością
hipoteza, że z roślinami można się dogadać.
("Hipoteza - czyli pomysł do sprawdzenia."
Ulubione słowo Tireksa Bratka z Dino Pociągu. :D )
Otóż Mama wróciła i zaczęła opowiadać jak to łazi po swojej własnej
zdeptanej przez grzybiarzy Ziemi, a tu grzyba ani ani.
Aż się zezłościła i przedstawiła głośno tej ziemi,
jako Gospodyni.
jako Gospodyni.
Po chwili zaczęły się pokazywać kozaki. :D
A to nie tylko ten jeden przykład.
Onegdaj Tata zaczął się poważnie przymierzać do spuszczenia krzywego,
jałowego, jak się zdawało
jałowego, jak się zdawało
orzecha przy Domu, oraz za wysokiej gruszy, z której owoców żadnego pożytku nie mamy
i mówił o tym głośno wszem i wobec.
Za wstawiennictwem Mamy dostały jednak drzewa jeszcze trochę czasu.
Szansę.
Szansę.
No i proszę!
W tym roku Orzech rodzi jak w raju, a grusza ma takie owoce,
że będziemy Ją wiosennym przycinaniem ratować dla siebie
i może jeszcze, jak Bóg da,
dla dzieci Prezesa.
:D
:D
A'propos właśnie patrzenia na świat, czasowej przymusowej ślepoty Taty
i radosnego zdumienia Prezesa odkrywającego
(jak Terry Pratchett w kropce na własnym "Dywanie".)
tajemniczy, mikroskalowy, dziwaczny i fascynujący świat
zatrzasków swojej kamizeli...
...to, skoro pomyśleliśmy po opowieści Mamy,
że to dobry pomysł i okazja pójść się przywitać...
... wstaliśmy z trawy i przekroczyliśmy bramy
złotego,
złotego,
nakrapianego całą jaskrawością czerwieni
Muchomorowego Królestwa.
Żaba naturalnie z aparatem przy buzi! :D
Aż nam czasami było Go naprawdę szkoda, bo co chwilka o coś zahaczał! :D
Cóż, Volenti non fit iniuria, jak zauważyli starożytni
wzruszając obojętnie ramionami. :D
I "chcący" udowodnił nam, że można Mu powierzyć aparat. Fajnie!
:D
I "chcący" udowodnił nam, że można Mu powierzyć aparat. Fajnie!
:D
Ha!
Mamy smutną wiadomość dla wszystkich okularników.
Wyobraźcie sobie, że nie wiadomo kto wynalazł okulary i nie wiadomo za czyją Duszę westchnąć z wdzięcznością pobożnie !
:D
Wiadomo kto wynalazł
parasol, piorunochron, zamek błyskawiczny, konserwę i długopis,
a nie wiadomo, kto WYMYŚLIŁ okulary!
Pamiętacie może jak brat Wilhelm z Bascavilli w "Imieniu róży",
stracił, trącące z daleka dla wszystkich normalnych ludzi
oczywistym czarodziejstwem,
szkiełka na widełkach?
I to, kiedy zafascynowany pomysłem i wynikającym z tego pomysłu wyzwaniem
dla swego kunsztu
Mikołaj z Morimondo robił mu nowe?
Jak wiadomo akcja tej powieści rozgrywa się w drugiej ćwierci XIV stulecia.
Historyk nauki A.C. Crombie podaje, że pierwsze okulary
wykonał wkrótce po roku 1286
Nieznany Wynalazca,
a rozpowszechnił ten wynalazek mnich Aleksander z Pizy,
który widział, jak się wyrabia okulary
i potem sam je dla siebie sporządził.
Nie ulega kwestii!
Dobro dzieje!
Przy okazji szukania różnych sposobów konserwowania grzybów
i przeglądania przedwojennej wydanej pięknie przez Arzta
książki kucharskiej
PP Marii Gałeckiej i Haliny Kulzowej
zachwycił nas oboje
przepis na
PEKEFLEJSZ WĘDZONY HAMBURSKI.
Do którego to Pekeflejszu wędzonego hamburskiego
przyrządzenia Was serdecznie namawiamy i zastrzegamy sobie zaproszenie nas na degustację!
Choćby na drugi koniec Polski (zanim będzie gotowy. zdążymy dojść nawet piechotą).
Bowiem:
"Znaną jest wszędzie peklowina hamburska, można ją i w domu przyrządzić bez wielkiego trudu."
Zanim jednak przytoczymy rzeczony przepis
(naturalnie z tamtegowieczną gramatyką i fleksją)
i będziecie się mogli zabrać za pichcenie
(naturalnie z tamtegowieczną gramatyką i fleksją)
i będziecie się mogli zabrać za pichcenie
trzeba się przygotować.
Należy odpowiednie mięso kupić i zamarynować.
"Kupić krzyżówki od ogona, środkowej, brzeżnej lub dolnej, albo plecówki, a w ostateczności zrazowej, z niezbyt tłustego wołu, uważając aby tłustość była jędrna ( bo rzadka nadaje mięsu nieprzyjemny odór). Natrzeć mocno, aż sok puści, mieszaniną: z soli, saletry, cukru, pieprzu i angielskiego ziela, jałowca, czosnku, tymianu i kolendru. Ułożyć w miskę lub garnek, przesypać liśćmi bobkowemi, przycisnąć denkiem i kamieniem."
"... Mięso zamarynowane jak wyżej po 4-ch tygodniach wyjąć z sosu, każdy kawał oddzielnie obszyć szczelnie w płótno i powiesić w lekkim dymie, najlepiej jałowcowym, na 2-3 tygodnie. Przed użyciem moczyć mięso przez noc, oczyścić szczotką, nalać zimną wodą i gotować wolno 5-6 godzin. Nie wyjmować go zaraz z sosu, a będzie soczystszy; podawać na gorąco lub zimno. Ugotowany pekeflejsz, cienko pokrajany i obsuszony na ruszcie, z kapustą włoską, jest ulubioną potrawą angielską. Na surowo, nieco przeschnięty, jest polecany przez lekarzy jako środek odżywczy bardzo lekkostrrrrrawny." :D
W tej marynacie ma leżeć 4 tygodnie, należy tylko co dzień mięcho przewracać, czyli żadna robota :DDD. I to się nazywa Pekeflejsz, który można piec ze słoniną i który dobrze smakuje z musztardą, chrzanem i
sosem remuladowym. :D
A można Pakeflejsz zrobić i tak:
PEKEFLEJSZ WĘDZONY HAMBURSKI
"... Mięso zamarynowane jak wyżej po 4-ch tygodniach wyjąć z sosu, każdy kawał oddzielnie obszyć szczelnie w płótno i powiesić w lekkim dymie, najlepiej jałowcowym, na 2-3 tygodnie. Przed użyciem moczyć mięso przez noc, oczyścić szczotką, nalać zimną wodą i gotować wolno 5-6 godzin. Nie wyjmować go zaraz z sosu, a będzie soczystszy; podawać na gorąco lub zimno. Ugotowany pekeflejsz, cienko pokrajany i obsuszony na ruszcie, z kapustą włoską, jest ulubioną potrawą angielską. Na surowo, nieco przeschnięty, jest polecany przez lekarzy jako środek odżywczy bardzo lekkostrrrrrawny." :D
Kradniemy drobne chwile robocie, by wyskoczyć na spacer, a przodkowie 7 tygodni potrafili czekać na wołowinkę, by ją wziąć na ząb.
Czas biega z rozmaitą prędkością jak widać.
I ty smakowitym akcentem kończymy na razie.
Bywajcie w zdrowiu
"Czas biega z rozmaitą prędkością" - oj tak, tak.
OdpowiedzUsuńA zdjęcia synka całkiem udane.
aaale zgłodniałam:)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńLos alpaqueros pisze...
Po kolei, o tym że Cyprian ma talent to już pisaliśmy, teraz po sposobie patrzenia(kadrowania) wiemy że to co powiedzieliśmy jaaakiś czas temu nie było pomyłką :)
Jeśli chodzi o drzewa to nie wiemy czego to zapowiedź ale u nas jabłoń która od czasu gdy mieszkamy w tym miejscu(5 lat) nigdy nie miała jabłek w tym roku odrobiła za wszystkie czasy i sypie po dziś dzień super smacznymi jabłuchami.
Serdecznie pozdrawiamy całą trójkę :)
8 października 2012 19:23
Zosiu i Januszu,
OdpowiedzUsuńjakimś cudem post dzisiejszy opublikowaliśmy dwa razy, więc chcąc niepotrzebny dubel usunąć przekleiliśmy Wasz komentarz tutaj, niestety, bez awatara.
Co do jabłoni - może groziliście jej wycięciem? Nawet po cichu?
A może przemknęła Wam taka groźba przez myśl? (W takim razie podejrzewalibyśmy drzewa i o zdolności telepatyczne, no, no!)
To działa mobilizująco, zapewniamy.
Co do Prezesa, Miał przykazane, by nie pstrykał na oślep (wcześniej czasem usiłował robić też zdjęcia w biegu :DDD), a tylko to, co warte pstryknięcia. Fajnie, że takie rzecze są dla niego ważne.
Inna rzecz, że z jego perspektywy ten świat jest jeszcze bardziej zarośnięty niż jest :DDD.
OLQA,
coś nam się nieśmiało wydaje, że podany przepis nie nadaje się dla głodnych :DDDD Wybacz.
Antonino,
no to nie tylko my NIE WIERZYMY, że czas to wielkość fizyczna :D
Cieszy nas, że fotki Żaby zyskały Twoją aprobatę.
Dzięki, że wpadliście i ślad zostawiliście.
Serdeczne pozdrowienia
Coś mi się wydaje, że ten pekeflajsz nie będzie "mojem ulubionem"; a grzyby? ostatnio pani w tv uświadomiła nas, że to wcale nie są grzyby, tylko ich owocniki, i że grzyby są cały czas w przyrodzie, a ich owocniki wyrastają w sprzyjających warunkach /deszcz, jesień/; no i jak tu zawołać: Idziemy dziś na owocniki grzybów! albo zamiast Darz grzyb! zawołamy Darz owocniki grzybów!; czerwone muchomory w lesie jak z bajki; pozdrawiam sąsiadów zza Sanu z Naczelnym Fotografem na czele.
OdpowiedzUsuńZdolny fotograf Wam rośnie, nie ma co! Przepis nad wyraz interesujący, ale jakby to powiedzieć - mało rychliwy:-))) Zaniecham więc... U nas też śliwy, węgierki zostawione w zeszłym roku warunkowo ( bo nawet liści nie miały! ) - w tym roku zaszalały i uginają się od owoców, które ja pracowicie przemieniam w powidła. Strach blada znać padł na nie i postanowiły się wykazać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy!
Mario z PP
OdpowiedzUsuńHeh! Jak ktoś mądrze mówi to i posłuchać miło! :D
Nas kiedyś szczerze zaskoczyła informacja, że truskawki, które jemy, to DNO KWIATU rośliny, a owocami są te żółte cętki. :D
Owocnikowaniobranie trwa!
Asiu, Wojtku
Zdaje się zatem, że Wasz casus naszą hipotezę potwierdza. :D
Cium serdeczne
Cium
Dziecięca perspektywa patrzenia jak zawsze inspirująca;)Może więc i bezokularowa rzeczywistość pokazuje to, co WAŻNE??? A z roślinami jak z psującymi się sprzętami - po groźbie łatwiej się dogadać;)
OdpowiedzUsuńHa..Nationale Geographic niech się trzyma , nadchodzi nowy mistrz kadru cyfrowego..:) Brawo dla Prezesa..a Wasze historie jak zwykle pięknie przeplecione literaturą , dowcipem..etc...:) Okulary ?! Wynalazł Pan Hilary !! Pozdrawiam CIUM !!
OdpowiedzUsuńTak blisko to Was nie byłam..chociaż bliżej .
Kocham Was na milcząco, ale nieustannie.
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczajam się do tego pana z nagą twarzą i dymem:)
Kiedyś myślałam, że Weronika wcześnie zaczęła robić zdjęcia. Już tak nie myślę ...
Uściski serdeczne!
Fantazjana
OdpowiedzUsuńAleż nam przemówiłaś do wyobraźni!
Mona
Cholera! Hilary nam chodził po głowie!
Madzia.
My Cię też! A miłość nie potrzebuje słów.
Dzięki, że wpadłyście do nas!
Pzdr.
:)4 - 5 listopad jestesmy w Sanoku tylko ,ze to niedziela - poniedziałek , to znowu nie ma jak do Was zajrzeć..:( ..i tak krążymy po Waszych terenach :)
OdpowiedzUsuńTakiego pekflajsza 4 tygodniowego robiłam kiedyś, ale nie z krowy, tylko ze świni. Było doskonałe! Następna próba nastąpi z wołowiną. Ale to czekanie... Wielkie dzięki za jesienne widoki. Niech fotograf się nie oszczędza i pstryka dalej.
OdpowiedzUsuń