Jeszcze niedawno słońce o świcie wstawało jasne i ciepłe. A działo się to o prawdziwym świcie.
Zatem jeszcze niedawno chciało się wstawać o świcie...
A psom baardzo się chciało wstawać o świcie i gnać bez żadnego uważania na borowiki.
I po leśnych gonitwach wypoczywać też im się chciało....
W pełni sierpniowej spiekoty nastroje powoli stygły ku wrześniowym deszczom.
Wytropiliśmy zatem kilka antydepresantów na naszej ziemi. Jak dobrze popatrzeć, to okazuje się, że wszystko pcha się do życia dosłownie po wariacku. No to nie może to życie być do bani przecież!
Grzybasy nam rosną dosłownie wszędzie. A szczególnie na umarłych drzewach.
Tfu tfu, nie umarłych a zerżniętych. Drzewa żyją przecież póki się w próchno nie obrócą!
A kiedy jeden koniec drzewa płonął...
... nas jego drugim końcu trwała pracowita ewakuacja.
Pracowały bez wytchnienia ze dwie godziny. Udało się im chyba wynieść każde jajeczko. A my - czapki z głów i lekki wyrzut sumienia. Heh. (Gdzie nie ruszyć, to trafiamy na mrówki, nie mają z nami lekko, o nie! A wszystko, co złe, robimy im jak najbaedziej niechcący!!!)
I pora na najmocniejszego antydepresanta naszego! Ot, jedna z tysiąca walających się po ogrodzie butelek.
A tak tak. To w środku jest najprawdziwszą, zieloną paprotką! Ani się nam śni wykopywać butelkę i badać którędy, jak i dlaczego uparła się paproć rosnąc w niej! Z takim eksponatem będziemy za jakiś czas organizować turnusy terapeutyczne dla zblazowanych i innych nieszczęśliwców !!!!
Nam zatem depresja nie grozi. Niech tam leje, niech tam wieje.
Bąbel po konsumpcji czerwonego barszczu usiłował się sam podnieść. Prawie mu się udało!
No i doczekał się swojego pierwszego konia. Był zachwycony.
Bydle było posłuszne, nie wierzgało i nie gryzło! Oby te następne, Małopolskie, też takie były.
A Tata rąbał (Musieliśmy ściąć dwa duże drzewa - trwało to ok. 20 minut, a uprzątnąć to - ho, ho).
Więc Tata też czasem rąbał.
A co poza tym? Niestety, nasz aparat zupełnie odmówił posłuszeństwa. A tyle było jeszcze do obfotografowania! Rozbieranie stodoły (3 dni), upchanie zdobytego tym sposobem drzewa cudem na przyczepy dwóch traktorów. Żniwa nasze pomyślne. Nabożeństwo polne w naszym miejscowym La Salette o poetyckiej nazwie "Łazy". I mnóstwo innych fajnych chwil i mgnień... Na szczęście, sezon urlopowy się skończył i łatwiej pożyczyć aparat w rodzinie, zatem blog przestanie być traktowany po macoszemu....
OBIECANKUJEMY
Ani się do Radka dodzwonić, a inne numery zgubiłam , ani nic na blogu nie było. Uf, dobrze, że jest wpis, bo się już zastanawiałam, czy Was upały nie zdziesiątkowali;)
OdpowiedzUsuńSie z intelygentów przerobilim w rolników, na lyteratury i inne dziwactwa (np. blogi) czasu mniej... Numeru Ci tu publicznie nie podam!!! Nie licz na to! Masz za to BUZIAKI. Zupełnie bezwstydnie puliczne!
OdpowiedzUsuńPaproć jest przepiękna, natura jednak czyni cuda, to taka mała miniszklarenka, na zimę jak znalazł. Psy przeszczęśliwe, wolne. Mój maluch, sznaucer właśnie dochodzi do siebie po operacji, został zmasakrowany w niedzielę przez dużego psa, sposobionego do kłusownictwa, na dziki i takie tam. Winię za to tylko właściciela, smutno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Maria z Pogórza Przemyskiego
Trzymamy kciuki za sznaucerka. Podrap go w naszym imieniu za uchem. Czule! I dzięki, że jesteś.
OdpowiedzUsuńA to prosze przeczytać Cyprianowi, NA GŁOS.
OdpowiedzUsuńCYPRIAN, ŻEBYŚ NIE MIAŁ PERATURY, POŻYCZĘ CI SWOJE ZABAWKI, DZIŚ TU PRZYJEDŹ DO MAGNOLII, ZAGRAMY W PIŁKĘ, CHCESZ STAĆ NA BRAMCE? I ŻEBYŚ MIAŁ DUŻO ZABAWEK.CHODZISZ DO PRACY? DO PRZEDSZKOLA? I ŻEBYŚ MIAŁ ŻONĘ.
ROCH
(zachowana składnia, lecz poprawione "L" na "R"gdzie trzeba itp.)
A od nas, starszych M. zdrowia i szczęścia i dużo, dużo śmiechu w życiu z okazji trzecich urodzin:):):)
A teraz proszę Cyprianowi zaśpiewać ulubioną piosenkę, z towarzyszeniem gitary i na głosy, a Gosia niech zaprezentuje jakiś układ choreograficzny.
Dzięki!
He he he. Dzięki stokrotne całej trójce.
OdpowiedzUsuń(Ale z tym układem choreograficznym to przegięłaś! Przyjedź wreszcie i zatańcz!)