Witajcie Drodzy, słusznie oburzeni blogowymi zaległościami. Staliśmy tej wiosny w niezłym rozkroku. Między prawem a lewem 80 km. No i koniec z systematycznymi wpisami, bo w "blogerowe" niedziele to my wieczorem zjeżdżaliśmy z Kosztowej dopiero. Trzeba się było otrząsnąć z zapachów koszonej trawy i wpaść w codzienny kieracik zawodowy. Ech.
Ale dobrze jest. Tatuś farmer kosi i kosi. Normalny nałóg!!!
I tylko w największe święta daje się namówić na zmianę image... No ale trzeba było potowarzyszyć przejętemu synowi, który, mówiąc szczerze, dopiero pierwszy raz świadomie uczestniczył w procesji (czytaj: dzwonił jak najęty).

Kosiarz był tak zapracowany, że mama musiała się obfotografowywać sama, żeby ktoś nie pomyślał, że dawno ją porwali kosmici.
Prezes i Ojciec Prezesa zaś prezesują w zieleni, przy znacznej pomocy psów.





Niedługo wieczór. Mama nie tyle na inspekcji, co na koncercie. Mamy na naszym już wyczajone kilka miejsc, gdzie mieszka echo. To jedno z nich. Przedzmierzchowe ptasie hymny słychać tu stukrotnie. Słów brakuje. Przyjedźcie - posłuchacie.

.... i czas poziomek...








A wszystko przeplatane weekendowym czasem koszenia.
Ulewa z początku czerwca tym razem nas oszczędziła, choć jak widać strumyk, który nas w tamtym roku odwiedził nieproszony, także znacznie się rozrósł... kąsając brzegi, gdzie dał rade.


A tu fragment dokumentacji do pracy naukowej na temat wpływu psów na wychowanie młodego pokolenia...



Tak... A czasem Prezes wygląda na zupełnie normalnego.

I nawet przynosi Mamusi kwiatki!


Wykorzystuje patyki na wszelkie sposoby:

(Tata uczy "szermierczej" postawy).


Hmm... To chyba najfajniesze wykorzystanie patyków. Wio, koniku!
Tak to nam czas do wakacji upłynął na pracy i szaleństwach w łąkowych i leśnych gęstwach.














Upolowany cudnej urody i imponującej rozpiętości skrzydeł, myszołów
Tak było. A jak będzie? Właśnie się pakujemy do Kosztowej. Na całe dwa miesiące. Jest bardzo prawdopodobne, że nie będziemy mieć dostępu do Internetu. Zatem ślemy buziaki i zapraszamy do odwiedzin nas naszych włościach. Pracy nie zabraknie, chleb przywieźcie ze sobą :-)))
Ale dobrze jest. Tatuś farmer kosi i kosi. Normalny nałóg!!!
A w Łopuchowej też nie bez atrakcji. Nowy rower od razu podbił serce (a może nogi?) Prezesa. Oczywiście, aby powagi swego urzędu nie nadszarpnąć, Cyprian orzekł autorytatywnie, że to motor...
